– ROZDZIAŁ VII –
MARZENIE POKOLEŃ
dwa wieki wcześniej
Dochodziła północ i był to
najwyższy czas, by zacząć. Loveinne poprawiła suknię i przez ramię popatrzyła
na śpiącego męża. Starannie zamknęła za sobą drzwi i wyszła na ciemny korytarz,
oświetlając sobie drogę świecą. Bezszelestnie zeszła na parter i skierowała się
w lewą stronę do części dworku, której nikt nie odwiedzał. Minęła kilka
zakrętów i otworzyła kluczem komnatę na końcu korytarza. Wślizgnęła się do
środka i natychmiast odsunęła wielki wzorzysty dywan, pod którym znajdowało się
drewniane wieko prowadzące do piwnicy. Podniosła je i szybko zbiegła po
schodkach do biblioteki, którą tak bardzo znała. Bez zastanowienia podeszła do
regału, na którym znajdowały się najstarsze księgi i wzięła do ręki duży
egzemplarz obłożony brązową postrzępioną okładką. Nie miała czasu do stracenia
– musiała jak najszybciej opuścić Gritmore i udać się do lasu, gdzie na nią
czekają.
Wyszła
tylnymi drzwiami i przechodząc przez niewielką łąkę, zaraz znalazła się w lesie.
Bez problemu odnalazła właściwe miejsce.
- Myślałam, że już zmieniłaś
zdanie – usłyszała obok siebie głos Alexandry.
- Nigdy – odpowiedziała jej i
zaraz zapytała: – Masz to?
- Oczywiście – odpowiedziała
tamta i Loveinne, której wzrok już przyzwyczaił się do ciemności, zauważyła
opleciony wokół jej dłoni stary naszyjnik z tarczą zegara.
- Czekamy tylko na Marię Teresę
– powiedziała Clarie pobłażliwie. – I na jej sztylet. Oczywiście, nie mogła
sobie odpuścić dzisiaj schadzki. To nawet ja powiedziałam Williamowi...
W tym
samym momencie zza drzewa wyszła Maria Teresa wraz z Friderickiem trzymającym w
rękach jeszcze żywą sarnę. Biorąc pod uwagę to, co przed chwilą robili,
jej fryzura wyglądała perfekcyjnie.
- Możemy zaczynać – oznajmiła,
ignorując spojrzenie sióstr. – Wiecie co robić.
Natychmiast
utworzyły krąg, w środku którego zaraz zapłonął ogień. Rebekah wzięła swoją
menażkę z pyłem księżycowym i podeszła do Friderika, który poderżnął gardło
zwierzęciu i skropił jej krew do naczynia. Następnie biorąc sztylet Marii
Teresy rozcięła wnętrze swojej dłoni. Krew spływająca na pył wydała syk
przypominający odgłos wody spadającej na rozżarzone węgle. Każda z kobiet
uczyniła to samo. Na końcu Rebekah umieściła naczynie na ogniu, którego płomyki
utrzymywały je w powietrzu.
Friderik
zamknął oczy i zaczął szeptać:
- Elementa veniant et potestatem
dant.
Loveinne złapała mocniej księgę i
zaczęła przywoływać żywioły.
- Terra.
Clarie
podniosła grudkę ziemi i wraz z dorecznicą
pływającą rzuciła ją do
menażki. Krew zaczęła bulgotać.
- Ignis.
Ogień rozświetlając ciemności nocy, buchnął przerażającym żarem.
- Aer.
Mocny
wiatr z północy wzniecił potęgę ognia.
- Aqua.
Krople
wody leżące leniwie na liściach podniosły się do góry i zebrawszy się w jedno
miejsce spłynęły w dół i połączyły się z krwią.
- Et Ferrum.
Alexandra
pewnym ruchem wrzuciła żelazny naszyjnik do naczynia.
- A morte ad witam.
I
zaczęły wszystkie razem:
- Potestatem et vis, pulchritudo et
opes, vita et immortalitas.
Ziemia
zatrzęsła się, a na niebie pojawiły się potężne chmury. Dziesiątki błyskawic
rozświetliły mroki nocy. Jednak ani ziemia, ani burza, ani wicher i ani
buchający ogień nie potrafiły wyrwać ich z miejsca, tak silnie moc przyciskała
ich do podłoża. Czuły wszechogarniającą siłę, podniecającą i obezwładniającą,
która już od tak dawna gromadziła się w ich wnętrzu. Teraz gotowa była wyleźć
na świat i pokazując swoją władzę, sprzeciwić się wszystkim, nawet samej
naturze.
A one powtarzały
ciągle i ciągle, z każdą chwilą z większą siłą:
- Potestatem et vis, pulchritudo et
opes, vita et immortalitas.
teraźniejszość
- Więc nam wierzycie –
stwierdził Damian patrząc jak Alice, Melanie, Daniela i Nessie siedzą sztywno
na kanapie w ich salonie. Chłopak opierał się o ścianę ze skrzyżowanymi rękami
na piersi, a Elsa stała przy oknie i obserwowała ptaki latające nad ogrodem.
Było to skrajnie irytujące, biorąc pod uwagę fakt, że siedziały tu wszystkie i
oczekiwały odpowiedzi.
- Przyjmijmy, że tak –
powiedziała Daniela. – Ale pewnych rzeczy nie rozumiemy. Na przykład, skąd o
nas wiecie.
- Doświadczona czarownica
potrafi wyczuć takie rzeczy – oznajmiła Elsa wolnym głosem, ciągle stojąc w tej
samej pozycji. – Poza tym, słyszałam o różnych dziwnych sytuacjach. Na przykład
rozpryskująca się latarnia…
- No dobra, ale dlaczego
wcześniej nic nie poczułyśmy? – chciała wiedzieć Nessie. – Przez tyle lat nie
wiedziałyśmy o tym, ze jesteśmy czarownicami.
- Musiałyście dopiero aktywować
krąg – usłyszała odpowiedź, jakby była oczywista.
- Krąg? – powtórzyła Melanie z
rezerwą. W dalszym ciągu nie wiedziała, co tu robiła. Nie mieściło się w jej
głowie, że słowa które ostatnio powiedzieli McCainowie, mogą okazać się prawdą.
Wiedziała jedynie, że mężczyzna podający się za jej wujka, widzi w tym
spotkaniu jedyne źródło na uzyskanie odpowiedzi, których tak potrzebowała.
Oczekiwała konkretów, dowodów, które pozwolą jej uwierzyć w szalony świat, w
coś co, normalnie rzecz biorąc, nie ma praw bytu.
- Tak, krąg. Poniżej piętnastego
roku życia, czarownice nie przejawiają żadnych nadprzyrodzonych zdolności,
muszą do tego dojrzeć. Dopiero po ukończeniu tego wieku, gdy wszystkie razem
złapią się za ręce, zostaje aktywowana moc danego kręgu. Wcześniej była niejako
schowana w waszych wnętrzach i dopiero w tym akcie mogła zostać ukazana światu.
Musiałyście więc niedawno coś takiego uczynić.
Oczywiście,
było to tego dnia, gdy Melanie zaproponowała grę w Koło. Musiał więc to być
także i pierwszy raz kiedy złapały się wszystkie cztery za ręce. Ale to było aż
prawie niemożliwe.
- Oczywiście, nie dzieje się to
za każdym razem, kiedy spleciecie swoje dłonie w kole – wyprzedziła pytanie
Elsa. – Dochodzą do tego, także inne czynniki, takie jak dobór natury czy…
- Słucham? – przerwała Alice.
- Nie martwcie się, ja też nie
rozumiem naturologii – przerwał Damian i zaśmiał się. – W każdym razie ważne
jest, że pewnego dnia aktywowałyście krąg i stałyście się czarownicami. –
Popatrzył przeciągle na Alice, a ona natychmiast odwróciła wzrok i zapytała:
- No, dobra, ale dlaczego wszystkie cztery jesteśmy… czarownicami? – Ciągle ostrożnie wymawiała to słowo, jakby było zrobione ze szkła.
- Uważamy, że jest to dziwne – podjęła temat Daniela. – Jeśli co druga osoba nie jest czarownicą, to prawdopodobieństwo, że cztery dziewczyny w tym samym wieku, znające siebie nawzajem bardzo dobrze, są czarownicami, jest – delikatnie mówiąc – niewielkie.
Minęła chwila zanim Elsa odwróciła się od okna i spokojnym, lecz mocnym głosem powiedziała:
- Nic nie dzieje się bez przyczyny.
Wolnym krokiem podeszła do regału i wzięła do ręki grubą księgę – tę samą, którą pokazywała im tydzień temu – i położyła ją przed nimi na stoliku, otwierając na stronie z pięcioma starymi fotografiami.
- To wasze przodkinie – oznajmiła. – Należycie do rodu czarownic z Gritmore. Był to duży dworek, który został wybudowany ponad dwa wieki temu dla bogatego małżeństwa Johna i Marii Crewesonów.
- Uważamy, że jest to dziwne – podjęła temat Daniela. – Jeśli co druga osoba nie jest czarownicą, to prawdopodobieństwo, że cztery dziewczyny w tym samym wieku, znające siebie nawzajem bardzo dobrze, są czarownicami, jest – delikatnie mówiąc – niewielkie.
Minęła chwila zanim Elsa odwróciła się od okna i spokojnym, lecz mocnym głosem powiedziała:
- Nic nie dzieje się bez przyczyny.
Wolnym krokiem podeszła do regału i wzięła do ręki grubą księgę – tę samą, którą pokazywała im tydzień temu – i położyła ją przed nimi na stoliku, otwierając na stronie z pięcioma starymi fotografiami.
- To wasze przodkinie – oznajmiła. – Należycie do rodu czarownic z Gritmore. Był to duży dworek, który został wybudowany ponad dwa wieki temu dla bogatego małżeństwa Johna i Marii Crewesonów.
Przewróciła
stronę i pokazała im drzewo genealogiczne. Wszystkie cztery przysunęły się
bliżej. Na samym szczycie widniały imiona Marii i Johna, połączone linią, z
której odchodziły z kolei dwie. Przy końcu jednej znajdowało się imię Diana,
przy drugiej – Clementine. Linia pochodząca od Diany i jej męża Torrey’a
rozdzielała się na trzy: na imię Friderik, Rebekah i Alexandra, natomiast od
Clementine i Thomasa na Loveinne, Marię Teresę i Clarie.
- Gritmore był na tyle duży, że
mieszkali tam oni wszyscy – ciągnęła Elsa. – I dzieci Diany, i Clementine, wraz
z mężami i ich dziećmi. To właśnie te pięć kobiet – wszystkie wnuczki
Crewesonów – utworzyły dwa wieki temu krąg, który na zawsze złączył je oraz
wszystkie pokolenia, które następowały po nich. Jesteście właśnie ich
potomkiniami i tworzycie razem krąg. Friderik stworzył właśnie tą kronikę rodu,
którą wam pokazuję i nakazał swoim dzieciom ją kontynuować. Stąd wiem, że ty,
Alice, pochodzisz od Rebekah, Daniela od Alexandry, Nessie od Marii Teresy, a
Melanie od Loveinne.
- Zaraz… – zastanowiła się
Daniela, z ciekawością oglądając drzewo genealogiczne. – W takim razie kto jest
potomkinią Clarie?
- Ja? – odezwał się Damian.
- Ale ty nie jesteś kobietą –
zauważyła nie za mądrze Alice.
- Owszem. – Zaśmiał się. – Ale
to przez to, że urodziłem się pierwszy.
- Że co? – zapytała Nessie.
- Okej, oficjalnie nie ogarniam
– stwierdziła Melanie i mocno wypuściła powietrze.
- Damian mówi o zasadzie
dziedziczenia w rodach pierwotnych czarownic w kręgu – tłumaczyła Elsa. –
Oczywiście, dziedziczenie odbywa się w linii żeńskiej. Jak już chyba wiecie,
mężczyźni nie mogą czarować.
- Powiedziałeś, że wy macie inne
zadanie – zwróciła się Alice do Damiana, przypominając sobie jego słowa. – Na
czym to polega?
- Mężczyźni nie czarują –
potwierdził Damian. – Ale potrafią – na zasadzie kontaktu fizycznego lub
psychicznego – wzmocnić siłę i moc czarownic, a także ją podtrzymywać.
- Wybacz, ale dalej nie rozumiem
– przyznała Nessie.
- Znaczy, że jak chcę, to mogę
sprawić, że twoja moc będzie silniejsza.
- W sensie jak akumulator? –
Zapytała Daniela.
- Nie do końca.
- Więc co z tym dziedziczeniem?
– Wróciła do tematu Melanie. Zaczynała boleć ją głowa.
- Krąg pełny musi składać się po
jednej osobie płci żeńskiej pochodzącej od każdej z założycielek kręgu –
kontynuowała Elsa. – Natura dąży do tego, by następne pokolenie czarownic było
mniej więcej w jednym wieku. Dlatego, jeśli zostanie poczęta jakaś dziewczynka,
to każde następne dziecko urodzone przez pozostałe członkinie kręgu będzie płci
żeńskiej.
- To gorsze niż algebra –
stwierdziła Melanie.
- Czyli chcesz powiedzieć, że
urodzenie Melanie, która jest najstarsza z nas, uwarunkowało rozkład
chromosomów płci kolejno u Alice, Nessie i u mnie? – zapytała Daniela i
podniosła brew. To było jak abstrakcja.
- Dokładnie.
- I cała genetyka poszła się
pieprzyć – stwierdziła Daniela i głośno wydychając powietrze oparła się na
kanapie.
- Czy to także oznacza, że
gdybyśmy nie należały do tego rodu, to równie dobrze mogłybyśmy być chłopcami?
– zapytała Nessie.
- Nikt nie wie, co by się stało
– powiedziała Elsa spokojnym głosem. – Bo nie można zakładać, że okoliczności
twoich narodzin mogłyby być inne. Urodziłaś się dokładnie tego dnia, co
powinnaś, dokładnie w tej rodzinie i dokładnie w tym miejscu.
Nessie
zamilkła, silnie zastanawiając się nad jej słowami.
- Czyli że co? – przerwała
Alice. – Jesteśmy spokrewnione?
- Tak – potwierdziła Elsa. – W
bardzo odległej linii. I znacie się wszystkie tak dobrze, ponieważ wasze matki
były blisko, wasze babcie, wasze prababki i tak dalej.
Serce
Nessie od razu zaczęło bić mocniej na jakąkolwiek wzmiankę o jej mamie.
- Czy to oznacza, że nasze matki
były czarownicami? – zapytała. No oczywiście, przecież to ona nauczyła ich gry
w Koło. Pewnie chciała, by kiedyś bawiąc się w tę grę, stały się czarownicami.
- I MOJA matka też? – zapytała
Melanie z pół zdziwieniem i pół przerażaniem.
- Nie, akurat twoja nie –
oznajmiła matka Damiana. – Ale do tego dojdziemy później.
- Tak jak również wzmianki o
moim wujku?
- Wszystko po kolei – Elsa
zaczęła przechadzać się po salonie z rękami splecionymi z tyłu. Chwilę
pomilczała, po czym rozpoczęła opowieść: – Te same kobiety, które
założyły wasz – nasz – krąg, kilka lat później, gdy już doczekały się swoich
potomkiń, stworzyły pewne bardzo poważne i niebezpieczne zaklęcie. Wiele
pokoleń dążyło, by znaleźć składniki niezbędne do jego wykonania: prastary pył
księżycowy i bardzo rzadką roślinę o nazwie dorecznica
pływajaca, ale tylko im się to udało. Przysłużył się do tego bogaty i
wpływowy William Moore, kochanek Clarie, ale to akurat nieistotne.
- Co to było za zaklęcie? –
Przerwała Alice, ale czuła, że chyba nie chce znać odpowiedzi. W ogóle nie
chciała tego wszystkiego wiedzieć.
Elsa zatrzymała
się i odwróciła się przodem do nich.
- Czarownice z Gritmore chciały
tego, o czym marzyło wiele pokoleń – powiedziała, milknąc na chwilę, by utrzymać
niepotrzebną w ogóle chwilę grozy. – Nieśmiertelności. – Przesunęła wzrokiem po
dziewczynach, do których nie dotarło chyba znaczenie tych słów. – Zaklęcie
nieśmiertelności, podobnie jak zaklęcie odmładzające, zaklęcie wskrzeszenia i
zaklęcie teleportacji, wymaga dużej ofiary. Czarownice musiały być bardzo
zaślepione perspektywą wiecznego życia, bowiem mimo że posiadały ogromną wiedzę
i moc, zapomniały, że za tworzenie tak wielkich zaklęć przeciwko naturze będą
musiały zapłacić wielką cenę.
- Udało im się stworzyć to
zaklęcie? – Wyrwała się Nessie niecierpliwie.
- Owszem – odpowiedziała Elsa i
zaczęła kolejny pochód po salonie. – Ale nie tak, jak sobie to wyobrażały.
Zaklęcie nieśmiertelności potrzebowało ofiary nie tylko krwi niewinnej sarny,
ale także ofiary ludzkiego życia i to nie jednego. Wszystkie pięć czarownic
zmarło dokończywszy zaklęcie. Przeżył jedynie Friderik, który w porę
zorientował się, w którą stronę to wszystko zmierza i przerwał połączenie
między sobą a czarownicami, ratując tym samym sobie życie.
- Czy gdyby nie przerwał
połączenia, czarownice mogłyby przeżyć? – zapytała Daniela. – A może, to że nie
zmarł oznacza, że zaklęcie nie powstało?
- Nie i nie. Widzisz, ofiara z
mężczyzny – nawet podtrzymującego magię – nie ma tak dużego znaczenia dla
natury jak ofiara z kobiety. Natura w jakiś dziwny sposób traktuje kobiety jako
delikatne i niewinne, nawet gdy takie nie są. Więc śmierć Friderika nie musiała
być dokonana. – Elsa przerwała na moment, po czym podjęła opowieść: –
Czarownice chciały stworzyć zaklęcie i od razu je uwolnić. Jednak gdy zmarły,
zaklęcie zostało uwięzione w starym naszyjniku z zegarem. Od tamtej pory wiele
osób starało się odnaleźć ten zegarek, jako jedyny element na świecie mogący
zapewnić nieśmiertelność.
Nastąpiła
cisza, podczas której każdy zastanawiał się nad jej słowami.
- Jak wyjaśniono śmierć piątki
kobiet? – Zapytała nagle Nessie, a Melanie mruknęła jej do ucha:
- Serio?
- Friderik przeniósł ich ciała
do Gritmore i spalił budynek – wyznała Elsa bez emocji, tak jakby podawała
kolejną datę historyczną.
- Wraz ze wszystkimi
mieszkańcami? – Wyrwała się Alice. Nie mieściło się jej to w głowie.
- Wielu się uratowało –
odpowiedziała matka Damiana ciągle spokojnym głosem. – Friderik musiał jakoś
postąpić, by na jaw nie wyszło, że są czarownicami. W tamtych czasach zabijano
je w bardzo brutalny sposób.
Nessie już
chciała zapytać jaki, ale Melanie szturchnęła ją i zwróciła się do Elsy:
- Okej, ale po co nam to
mówisz? Jaki ma to z nami związek?
- Jak się okazuje wielki – wtrącił
Damian.
Siedziały
ciągle tak sztywno, że zaczęły boleć je już karki i plecy. Mózgi ich były
bardzo wycieńczone przyswajaniem sobie tak niepowtarzalnych wiadomości. W końcu
Daniela po chwili odgadła:
- Ktoś teraz szuka zegarka.
- Tak – Elsa pokiwała głową.
- Ale kto? – chciała wiedzieć
Alice.
Dziwne, bo
Melanie czuła, że zna odpowiedź. W każdym razie po części.
- Mój były mąż – oznajmiła Elsa
z powagą. – I jego brat.
- Masz na myśli pana Simona? –
zapytała Nessie, by się upewnić. To było nie do wiary.
- Ha! Wiedziałam, że on coś
knuje! – zawołała Melanie, choć prawdopodobnie nie miała zamiaru powiedzieć
tego aż tak głośno. Daniela podniosła brew i rozbawiona mruknęła do
przyjaciółki:
- A podobno nie wierzysz w to
wszystko.
- Już raz ojciec Heralda i
Simona, Edmund Bryant, chciał uwolnić zaklęcie z naszyjnika – ciągnęła Elsa. –
Poszukiwał go wiele lat, aż w końcu mu się to udało. Jednak moje pokolenie
kręgu powstrzymało go przed rytuałem uwolnienia.
- Czyli, że nasze matki? –
Zapytała Alice i z pamięci wygrzebała wspomnienie swej matki. Spróbowała
wyobrazić sobie ją jako czarownicę.
- Tu dochodzimy do informacji,
dzięki której tu jesteś, Melanie. Margaret odrzuciła magię, nigdy w nią nie
uwierzyła, dlatego twój wujek zajął jej miejsce w kręgu. Twoja matka uznała
Ricka za szalonego i można powiedzieć, że usunęła go ze swojej pamięci i rodziny,
nigdy więcej o nim nie wspominając. – Zrobiła przerwę, po czym kontynuowała: –
Także twoja babcia, Danielo, zajęła miejsce twojej matki w kręgu, nie chcą
dodawać jej obowiązków. To był pierwszy raz, kiedy krąg był niepełny. Teraz
jest drugi – powiedziała patrząc na swojego syna.
- Czyli co? Ojciec Damiana i
nasz nauczyciel literatury szukają zegarka i chcą być nieśmiertelni? – Zapytała
Alice z niedowierzaniem po chwili milczenia. To było bardziej niż chore.
- Edmund Bryant był bardzo
niebezpieczny i bezwzględny, pomimo tego, że był człowiekiem. Tacy sami są jego
synowie. Musieli dowiedzieć się z jakiś starych notatek swego ojca o jego planach
i przybyli do Glovemarks, by dokończyć jego dzieło. Mogą zrobić wiele okropnych
rzeczy jeśli nie dostaną tego, czego chcą. Ale gorzej się stanie, jeśli się im
uda, więc musimy go powstrzymać.
- My? Chwila, nikt nie mówił, że
mamy się w to mieszać – powiedziała Melanie.
- Już zostałyście w to
zamieszane – stwierdziła Elsa. – Stałyście się czarownicami i jesteście
jedynymi osobami na świecie, które mogą powstrzymać Bryantów. Odziedziczyłyście
po czarownicach Gritmore to zadanie.
- Nie wiedziałam, że można
dziedziczyć problemy – mruknęła Alice do siebie.
- Byłabyś zdziwiona, ile jeszcze
rzeczy można odziedziczyć – odpowiedziała Elsa i dodała:
- A w ogóle to skąd wiesz, że
Bryanci chcą znaleźć zegarek? – zapytała Daniela.
- Akurat to nie ulega
wątpliwości. Simon Bryant, przyjeżdżając do małego miasteczka Glovemarks,
wzbudził moje podejrzenia. Bracia już kiedyś wiedzieli, że Edmund planował coś
wielkiego, jednak nie zdążył tego uczynić. Razem z Brendą i… Friderikiem
podejrzewaliśmy, że kiedyś mogą dowiedzieć się o zegarku i zechcieć aktywować
zaklęcie. Przybyłam więc tu i ja. Podczas rozmowy, dał mi jasno do zrozumienia,
że nasze obawy nie są bezpodstawne.
To
dziwne, ale akurat te słowa pozwoliły Melanie uwierzyć w całe niebywałe
historyjki Elsy. Dopiero to utwierdziło ją w przekonaniu, że ta kobieta mówi
prawdę. Daniela starała się wszystko dokładnie analizować i wyciągać wnioski.
Alice zdała sobie sprawę, że źle oceniła Damiana, jednak ciągle czuła do niego
urazę, że okłamywał ją tak długo. Jeśli natomiast chodzi o Nessie, to jej
wyobraźnia pozwoliła już od początku przyswajać sobie wiadomości z wielkim
zainteresowaniem.
- W każdym razie, nie możecie pozwolić, by
Bryanci się o was dowiedzieli – ciągnęła Elsa. – Mają myśleć, że nie jesteście uświadomione, że
jesteście po prostu zwykłymi nastolatkami, które nie wiedzą o poczynaniach
przodków. Wtedy będziecie bezpieczne, a w międzyczasie przeszkodzimy im.
- W ogóle wiadomo gdzie jest ten
naszyjnik? – chciała wiedzieć Daniela. Już dawno chciała o to zapytać.
- Nie, od dwunastu lat nie
wiadomo – zabrał głos Damian. – Ale nie możemy pozwolić, by dostał się w ich
ręce.
- Zegarek zniknął bez śladu
dnia, w którym Edmund bezskutecznie spróbował aktywować zaklęcie – wyjaśniła
Elsa, robiąc potrzebną przerwę, by kontynuować: – Samo jednak zaklęcie i
poważne zachwianie natury to nie wszystkie poważne konsekwencje – dodała. – Badacze
już od starożytności analizowali potrzebne składniki do wykonania zaklęcia
nieśmiertelności. Sporządzili listę o życiodajnych właściwościach, z której
korzystały czarownice z Gritmore, tworząc zaklęcie. – Zrobiła przerwę, po czym
kontynuowała: – Jeśli Bryantom się uda, by przetrwać jako nieśmiertelni, będą
potrzebowali czegoś, co będzie miało właśnie takie życiodajne właściwości – tak
jak pył księżycowy i dorecznica pływająca, potrzebne do wykonania tego
zaklęcia. Zrobiła przerwę, by dziewczyny dokładnie zrozumiały znaczenie jej
słów. – Jest tylko jedna taka rzecz. Ludzka krew.
Mózg Danieli z
łatwością połączył wszystkie informacje w jedną całość pozwalając wyciągnąć
jeden prosty wniosek:
- Czyli chcą zostać wampirami.
__________________________________________________
I jest! Ten obiecany wielki rozdział. Osobiście jestem z niego zadowolona, ale nie wiem jakie jest Wasze zdanie. Mam nadzieję, że nie jesteście zawiedzeni, bowiem chciałam wyjaśnić w tym rozdziale, o co tak naprawdę będzie chodzić w moim opowiadaniu. Oczywiście, nie wszystko zostało zdradzone, kłębi się jeszcze wiele pytań. Dzielcie się więc w komentarzach Waszymi opiniami o tym rozdziale. A teraz mam dla Was jeszcze niespodziankę, a mianowicie drzewo genealogiczne Crewesonów:
Pozdrawiam, miłego dnia!
Drzewo genealogiczne wspaniałym dodatkiem, miło przyjrzeć się spokrewnieniu o którym mowa w rozdziale. Co do samego tekstu, tradycją się już staje, że nie mam zastrzeżeń i czytam to jak jedną z najlepszych powieści, jaka mogła wpaść mi w ręce. Ciągle jestem pod wrażeniem, jak piękną historię stworzyłaś.
OdpowiedzUsuńWidać, że dziewczyny zaczynają dojrzewać umysłowo do tego kim są i niestety co się z tym wiąże. Opowieść Elsy wiele musiała im namieszać, ale w pozytywny sposób, bo zaczynają wyciągać właściwe wnioski, a przecież to dość istotne zwłaszcza, że zagrożenie jest blisko.
Ostatnie zdanie sprawiło, że się uśmiechnęłam - mam sentyment do wampirów.
Pozdrawiam.
Czuję się trochę jak dziewczyny. Mam lekki mętlik w głowie, aczkolwiek jestem ciekawa rozwoju akcji.
OdpowiedzUsuńOd początku nie podobał mi się ich nauczyciel, a teraz mam podstawy, aby szczerze go nienawidzić.
Nie wiem, czemu, ale interesuje mnie historia przodków dziewczyn i mam szczerą nadzieje, że pojawią się jakieś fragmenty o nich :)
Dalej wielbię z całego serduszka Daniele, Damian mnie denerwuje, a resztę dziewczyn ubóstwiam. I w sumie, wszystko zostaje w rodzinie, bo Elsa nie przypadła mi do gustu. Taka wybredna ja xd
Wątek wampirów to coś, co tygryski i ja, uwielbiają najbardziej :)
Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział :)
Naprawde podziwiam Twoja wyobraznie i Twoj styl pisania. Masz naprawde ogromny talent, a historia wciaga z kazdym kolejnym slowem. Powiem tak: troche nie ogarniam - tak samo ja dziewczyny - ale to nie przeszkadza. A Daniela jest moja fawortyka. Martwie sie tylko, co w tym przypadku z Rayem. Mam nadzieje, ze nie bedzie po stronie ojca albo ze mu sie po czasie na przyklad sprzeciwi.
OdpowiedzUsuńPodsumowujac, robi sie coraz ciekawiej i coraz bardziej mnie wciaga :)
Pozdrawiam,
Julss
OMG!!! czarownice to jedno, ale żeby od razu wampiry? tego bym się w życiu nie spodziewała. No i nadal układam sobie to wszystko w głowie...Za dużo informacji jak na jeden raz dla mojego mózgu :P Ejj, ale nie będą musieli zabijać kolejnej sarenki? Powiedz, że nie, proszę! Dobra, już się ogarniam...
OdpowiedzUsuńRozdział genialny i dziwię się, że dziewczyny się w tym wszystkim połapały. Są dopiero początkującymi czarownicami a już ktoś powierza im taką odpowiedzialność jak pilnowanie zegarka który może uczynić nieśmiertelnym. No i już wiemy, jaką dokładnie rolę odgrywa w tym wszystkim Damian. Zapowiada się naprawdę ciekawie, ale teraz przecież muszą nauczyć się korzystać ze swoich mocy, czy coś, no nie? Oj, będzie się działo...czekam z niecierpliwością do 17 na nowy rozdział!!!
Sekretna
Podbiłaś moje serce po raz kolejny! ( Pierwszy raz był wtedy kiedy zrobiłaś spaghetti)
OdpowiedzUsuń1. Łacina taka przydatna <3! Genialnie Ci to wyszło.
2. Serio? :D Nasze "Serio?" :D Cud, miód!
3. Wampiry <3
Bardzo dużo wyjaśniłaś w tym rozdziale i chwała Ci za to! Do tej pory było wszystko takie mgliste.
Cieszę się, że w końcu uwierzyły w to, że są czarownicami! Oczekuję jakiegoś spektakularnego czary-mary :D
Nie byłabyś sobą gdybyś nie wtrąciła gadki o genetyce? :D Pani P. byłaby dumna ! :D
Muszę stwierdzić, że do s17 sierpnia jest więcej niż tydzień!! Nie doczekam się :(
Karolina S.
I się trochę wyjaśniło. Dużo się wyjaśniło. Taka cała historia - jak, po co i dlaczego. Troszeczkę ich tam dużo i nie mogę się połapać, ale drzewko pomocne! ;) Straszliwie podobały mi się fragmenty wspaniałomyślności Danieli oraz postawa Damiena. Taki jedne, jak to powiedziała Daniela? Akumulator? Samochód to takie typowe dla faceta, haha. To nie ma czarodziejów. Masz ciekawy motyw i kontynuuj go! Czarownice i ich zadania. zastanawiam się co jeszcze im się pokomplikuje. Stworzyłaś wiele oddzielnych dróg i każda z dziewczyn ma jakąś swoją historię. Wyskok Melanii z jej matką był świetny, a co za tym idzie - matka jest jakoś wydziedziczona, charłak, czy może to od ojca zostało przekazane? Zobaczymy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. ;)
I tak na marginesie - jeśli masz czas, to ukazał się u mnie nowy rozdział. ;)
Rzeczywiście po tym rozdziale wiele kwestii stało się jasnych. Ale dobrze, że wszystkie dziewczyny wysłuchały tego, co miała do powiedzenia Elsa, może dzięki temu łatwiej będzie im zaakceptować to, że są czarownicami i nie walczyć z tym, bo takie się urodziły.
OdpowiedzUsuńAlice mam ochotę zdrowo potrząsnąć za to, że nadal ma żal do Damiana. Mogłaby pomyśleć i wziąć pod uwagę to, że gdyby chłopak powiedział jej wcześniej, to uznałaby go za czubka.
Jednak nie przypuszczałam, że obecny Krąg będzie miał za zadanie naprawić zbrodnie, które popełniły ich przodkowie. Jednakże ten wątek bardzo mi się podoba jak również samo dążenie do nieśmiertelności.
Błąd, który rzucił mi się w oczy:
Alice zdała sobie sprawę, że źle oceniła Damiana, jednak ciągle czuła do niego urazę, że nie okłamywał ją tak długo. - że okłamywał ją tak długo
Pozdrawiam serdecznie :)
Trafiłem na tego bloga przez przypadek. Prawdę mówiąc, to miałem zostawić tylko spam(przepraszam), ale tak z czystej ciekawości przeczytałem ten rozdział i lecę czytać następne. Mimo, że były tutaj tylko opowieści, to... w taki fajny klimat mnie wprowadziłaś. Ta scena początkowa jest bardzo fajna, tak, jak w niektórych filmach nawet... Taki wstęp... No... nie wiem, jak to określić. Przeczytam następne.
OdpowiedzUsuńA wiec. Najpierw hejtuje to, ze twoj blog nie ma wersji mobilnej, co sprawia, ze trudniej sie go czyta i dostaje nerwicy.
OdpowiedzUsuńA co do rozdzialu to:
Duzo tutaj wyjasnilas, co pomaga zrozumiec cale opowiadanie. Wiedzialam, ze bez jakiegos zadania sie nie obejdzie. Jak to zwykle w tego typu opowiadaniach. >.>
Ech, ech. Jak mozna wlasnym corkom nie mowic, ze sa czarownicami? Ja tego nie ogarniam. o.o
Eee... podobal mi sie poczatek rozdzialu. Takie "wspomnienia" (?) sa ciekawe.
Ogolnie przyjemnie sie czytalo. Jestem leniem i troche dlugi ten rozdzial, ale trzeba bylo wszystko pieknie wyjasnic, jak to uczynilas. (W psycho sitter to rozdzialy sa mega krotkie xD).
Ja nie umiem pisac fajnych komentarzy. Wybacz. :c
Pozdrawiam i weny. xx
Dobrze, już nie chciało mi się zwracać uwagę na ewentualnie potknięcia, przeczytałam sobie szybciutko całość :) Ogólnie to zaskoczyłaś mnie takim rozwiązaniem - wampiry, czarownice, naszyjnik, ale to dobrze, nawet bardzo dobrze, że zaciekawiasz czytelników, na osłodę nie będę czepiać się czegokolwiek, czekam na kolejny rozdział i ostateczną decyzję dziewczyn.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie! :))
http://dzikie-anioly.blogspot.com/
Okropnie mocno najbardziej na świecie i tak dalej przepraszam, że nie przeczytałam jeszcze tego rozdziału. Wiem, że byłaś i chyba w sumie jesteś nim w jakiś sposób podekscytowana i jest on ważną częścią tej historii, jednak nie miałam okazji i czasu. Choruję, zawiałam ucho co równa się z czterdziestostopniową gorączką. Dziś wpadłam tylko na komputer, aby dodać rozdział, a jutro nie mam pojęcia czy będę miała internet, bo coś konserwują więc mam chyba rozwiązanie. Przeczytam w nocy (umiem czytać rozdziały tylko na komórce, bo muszę się skupić) wezmę telefon spierniczę do miasta i tam skomentuję. PODSUMOWUJĄC - OBIECUJĘ PRZECZYTAĆ!
OdpowiedzUsuńUf, skończyłam...
W sumie ja też jestem podekscytowana xd
xx
Wybacz za kłopot ;)
@YourLittleBoo1
O mój Boże! Nie żałuję, że pojechałam na rynek łapać łącze internetowe, bo przez cały rozdział miałam ciary. I mówię to zupełnie poważnie. Nie chodzi tutaj o nadmierne chwalenie Ciebie i powtarzanie jaka cudowna jesteś, żeby się przypodobać, jak to robią na blogspocie i twitterze. Mówię stu procentową prawdę, ponieważ jestem zaskoczona, iż blogaskowe opowiadanie może wywołać tyle emocji.
OdpowiedzUsuńMuszę szczerze przyznać, że dopiero w tym rozdziale zorientowałam się do końca kto jest kim. W sensie Bryantowie, te kobiety sprzed dwóch wieków. Nareszcie wiem! Jej!
I stwierdzam, że ten rozdział ponad wszelką wątpliwość jest najlepszy, najlepiej napisany i najciekawszy. Tyle się dzieje. Mitologia i sam pomysł - coś co zwaliło mnie z nóg. Doszukałam się pewnych podobieństw do Pamiętników Wampirów, mimo to całość jest bardzo oryginalna i zbyt wiele tego nie ma.
Ostatnie słowa - wampiry. No proszę, będzie ciekawie. Dodatkowo, że czuję romans między Danielą, a Rayem. W tym odcinku najbardziej przypadł mi do gustu otwarty umysł Nessie, która tak prosto to przyjęła. Brawo! Myślę, że moja reakcja byłaby podobna.
No i jest moja ukochana łacina! Jej! Myślę, że takie coś urealnia opowiadanie, od razu wyobrażasz sobie ten cierpki ton, uniesione, złączone ręce, zamknięte oczy. Klimatycznie.
No i perełka - podpalenie Gritmore. Tutaj włoski na rękach stały dęba, zawsze tak mam, że wczuwam się podczas czytania, więc...
Miałam w głowię scenę z pożaru u Hale'ów. Te ręce z okienek, wrzask. Brrr. Friderik, którego imię do połowy rozdziału czytałam Fredrik, bo tak ;D musiał być na serio bezwzględnym gościem.
hyhy, lubię takich.
I chyba skończyłam. Powiedziałabym więcej, ale piszę na komórce, na środku rynku, ludzie się dziwnie patrzą, więc przepraszam za ewentualne powtórzenia i błędy.
Czekam na nowy rozdział, jaram się nim okropnie i pozdrawiam serdecznie!
xx
@YourLittleBoo1 z
darkness-of-the-soul.blogspot.com
[Pojawił się rozdział VIII]!
To ja znów. :)
OdpowiedzUsuńNie wiem czy dobrze rozkminiam, ale czy ta biblioteka w dworku, to nie jest to samo miejsce, do którego zostały zaprowadzone dziewczyny? Tak jakoś mi pasuje, ale może się mylę.
Och, biedny Bambi musiał się poświęcić. :( Oby w imię jakiejś ważnej sprawy.
Wszystko powiedziane w łacinie brzmi mądrze. XD Świetnie sobie poradziłaś z tą sceną grozy. Nie mam pojęcia jaki miała ona cel. Ych, kolejna tajemnica. Dlaczego ty mi to robisz? Ja wiem, to specjalnie. I wiesz co ci powiem? Działa to trzymanie w niepewności. Rób tak dalej, nawet jak wszyscy będą się buntować. Dobra, już wiem po co ta cała szopka. W przypadku opowiadań fantasy zmieniłabym popularne powiedzenie na "jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o nieśmiertelność". :)
Ale numer, niewinna zabawa z dzieciństwa aktywowała coś tak potężnego. Genialnie to wymyśliłaś. Jestem pod ogromnym wrażeniem!
W tym właśnie momencie solidaryzuję się z dziewczynami, bo również mam mały mętlik w głowie. Duży natłok informacji. Jestem jednak pewna, że w miarę rozwinięcia opowiadania, wszystko zacznie się układać i łatwiej będzie przyswajać te informacje.
No cóż, małymi kroczkami akcja zaczyna się rozkręcać. Lubię ten moment w opowiadaniach. Oczywiście czekam na więcej i życzę dużo weny oraz chęci do pisania. :)
Pozdrawiam
Parabola
tak, dokładnie! to jest ta sama biblioteka! I dziękuję za miłe słowa! :*
UsuńJestem pod wielki wrażeniem tego, że .....sama się w tym rozdziale nie pogubiłaś XD podziwiam cię za to, bo musiałam niektóre fragmenty czytać dwa razy, aby wszystko sobie w głowie poukładać, albo też na chwilę przestać i zrobić to samo :D
OdpowiedzUsuńNajlepszy tekst " i cała genetyka poszła się pieprzyć" KOCHAM GO i kocham za to Daniele <3 jakby nie patrzeć genetyka powstała z "pieprzenia się" :D więc dobrze robi :P
Jestem tym rozdziałem zachwycona i mam nadzieję, że od tej chwili akcja będzie pruła na przód. Nie mogę doczekać się następnego rozdziału...dobrze, że ukaże się już za cztery dni... może uda mi się go przeczytać na komórce, jak coś skomentuję dopiero jak wrócę do domu.
Dlatego jak zawsze życzę weny Kochana :*
HAHAHA, rozwaliłaś system tym: "jakby nie patrzeć genetyka powstała z "pieprzenia się" :D" Pati, uwielbiam Cię :D
UsuńI masz rację, czytałam ten rozdział z osiem razy, by wszystko dokładnie ogarnąć :D
W gruncie rzeczy, czy faktycznie byłoby to takie złe, gdyby zostali nieśmiertelnymi? xD Po jakimś czasie pewnie by im się znudziło i błagaliby o śmierć. Przeważnie tak jest. Na krótko to super, ale w terminie dłuższym... no nie bardzo. Przynajmniej tak to się przedstawia w wyobraźni wielu autorów powieści. ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że dziewczęta zrozumiały powagę sytuacji. Jestem jednak naprawdę zdumiona, że w tak młodym wieku, bez odpowiedniej wiedzy i doświadczenia, na ich barki spadł taki balast... MASAKRA!
OdpowiedzUsuńLiczyłam na to, że koleś od literatury jednak pozostanie miły... No i pozostaje Ray... Czy ten ostatni nie jest przypadkiem dobry? Może chce pomóc dziewczętom... Szkoda, jeśli faktycznie okaże się wampirodebilem!
Wampiry i czarownice - to idealna mieszanka jeśli chodzi o opowiadania! Cieszę się, że i u Ciebie zagościły kreatury lubujące się w krwi.
Naprawdę jest coraz lepiej :)
Ps. Drzewo genealogiczne schludne i naprawdę pomocne.
;)