- ROZDZIAŁ XII -
CENA
– Kuźwa, jesteśmy oficjalnie do bani – stwierdziła Melanie
Gromper, krocząc wraz z Nessie,
Alice i Damianem w stronę MaxCup, skąd mieli odebrać Danielę. Zamierzali udać
się do domu McCainów, by porozmawiać na poważnie z Elsą o lokalizacji
naszyjnika. – Miałyśmy tylko ćwiczyć i nie zdradzić nikomu sekretu, a teraz się
okazuje, że coraz więcej osób o nas wie.
Nessie milczała, gapiąc się na swoje czerwone trampki. Alice
ciągle gniewała się o Jaspera. Wczoraj odbyła z nim poważną rozmowę i nikt
nie wiedział, jakie były jej rezultaty.
– Moja matka nawet nie chce pozwalać mi się z wami spotykać –
ciągnęła Melanie zrezygnowanym głosem z nutką gniewu. – Chyba myśli, że ciągle
czarujemy. No i w sumie się nie myli.
Westchnęła ze złością. Zachowanie matki zawsze mocno ją
denerwowało, ale teraz czuła, że przelała się czara goryczy.
– Masz szlaban? – zapytała Nessie, spoglądając na blondynkę.
– Nie oficjalnie – odparła Melanie, strzepując z ramienia
niesforny kosmyk włosów. – Matka po prostu jeszcze bardziej mnie kontroluje. Nawet
stoi pod drzwiami łazienki, kiedy idę się wykąpać. – Przewróciła oczami. – No i
na dodatek, jestem wysyłana po różne rzeczy jeszcze częściej niż zwykle. Wiecie, co muszę dzisiaj zrobić? – zapytała
oburzonym tonem. – Najpierw iść na zakupy, następnie do biblioteki, potem
poćwiczyć z Jennifer rolę, bo gra niedługo w jakimś durnym przedstawieniu, a
potem jeszcze… Ach, nawet zapomniałam. Ważne, że mam gdzieś jej zakazy i będę
się z wami spotykać, kiedy będzie mi się chciało. Poza tym, tato jest po mojej
stronie.
Uśmiechnęła się zadziornie do siebie. Uwielbiała robić na złość
swojej rodzicielce. Uznała to już dawno za jedyny sposób przetrwania.
Nagle zobaczyli wybiegającą z MaxCup Danielę, której wiatr
lekko czochrał brązowe włosy. Spostrzegła ich od razu i podbiegła w ich stronę.
Na jej twarzy widniało skrywane przerażenie.
– Co się stało? – zapytała Alice, od razu zauważając minę
przyjaciółki.
– Simon był w MaxCup – opowiedziała siedemnastolatka szeptem i
przeszedł jej po plecach dreszcz. – Od tamtego wydarzenia, kiedy go
odepchnęłam, przeraża mnie jeszcze bardziej. Nie wiem, jak wytrzymam z nim w szkole.
– Wyluzuj – powiedziała Nessie ciepłym głosem, kiedy
przechodzili przez przejście dla pieszych. – W szkole będzie musiał grać
porządnego nauczyciela. Tam ci nic nie zrobi.
Była to prawda. Pozytywne nastawienie Nessie i rzeczowy
argument przekonał Danielę, by nie panikowała bez przyczyny. Choć nie przestała
być zdenerwowana, lekko się uspokoiła. Dodała jeszcze, chcąc dokładnie
przekazać swoje doświadczenie:
– Nie był dzisiaj sam.
– A z kim? – zainteresował się Damian. – Z moim ojcem?
– Nie – odpowiedziała natychmiast Daniela i poprawiła
sobie pasek torby na ramieniu. – Stał
przy barze z jakąś ciemnoskórą kobietą. Na dodatek patrzyli w moją stronę i
rozmawiali.
– Wyrwał jakąś laskę? – zapytała Melanie z uśmiechem,
zadowolona jak zawsze, słysząc
plotki. – A to dobre. Szczerze jej współczuję, musi być bardzo brutalny w
łóżku.
Nessie zaśmiała się melodyjnie, a Alice przewróciła oczami.
– Nie widziałam jej nigdy wcześniej w Glovemarks – oznajmiła
Daniela rzeczowo, analizując wspomnienie kobiety. Pamiętała doskonale jej burzę
loków, artystycznie falujących przy każdym ruchu głowy oraz ostre, idealnie
pomalowane na jaskrawy róż paznokcie. Ciągle jeszcze przed oczami widziała czarny, obcisły top i ogromne szpilki z ćwiekami.
– Czyli musi być ich czarownicą – stwierdził Damian, po czym
mruknął do siebie, jednak na tyle głośno,
by wszyscy usłyszeli: – To nie wróży nic dobrego.
– Bryantowie sprowadzili swoją czarownicę? – chciała się
upewnić Nessie. Nie wiedziała dlaczego, ale ta wiadomość wywoływała u niej ból
brzucha.
– Tak jak Edmund Bryant sprowadził Anastasię Willox – oznajmił
chłopak. – Sami nie potrafią czarować, więc zdobywają czarownice. Pewnie Simon
z nią romansuje, a w zamian za to ona mu chce pomóc.
– Mówiłam? – powiedziała Melanie wyraźnie zadowolona.
Rzeczywiście, to nie wróżyło nic dobrego. Nikt nie powiedział
tego na głos, ale u wszystkich instynktownie natychmiast pojawiła się
jedna myśl: Bryantowie przyśpieszają cały proces. Są zdenerwowani, że szukanie
zegarka trwa tak długo, że nie mają pojęcia, gdzie go w ogóle szukać.
Czarownica ma im w tym pomóc. Jaki będzie jej ruch? Zaatakuje, czy za pomocą
magii będzie starała się znaleźć zegarek? Cokolwiek spróbuje, czarownice
powinny czuć się zagrożone.
Byli już przy domu McCainów, kiedy nagle Damian zatrzymał się. Jego
wzrok utkwiony był na podjeździe, gdzie stał czarny kabriolet.
– Co jest? – zapytała Alice, patrząc na swojego chłopaka z
niepokojem.
– To samochód ojca – odpowiedział szeptem, jakby bojąc się, że
ktoś go usłyszy. Doskonale wiedział,
co to oznaczało. – Przyszedł odwiedzić
mamę.
Był wstrząśnięty i zdenerwowany. Nic nie mówiąc, podbiegł do
bramy, ale nie skierował się w stronę wejścia. Przebiegł przez trawnik i zniknął
za rogiem domu. Dziewczyny popatrzyły po sobie zdumione, po czym instynktownie
pobiegły za nim.
– Co ty robisz? Dlaczego nie wejdziemy do środka? – spytała
Alice, widząc jak Damian przystaje przed otwartym oknem, które niewątpliwie
prowadziło do salonu. Uciszył dziewczynę i stanął na palcach. Położył ręce na
parapecie, podciągając się, by rozłożyć swoją masę, po czym spojrzał w głąb
pokoju. Wszystkie cztery chciały uczynić to samo, ale je powstrzymał.
– Ojciec nie może się dowiedzieć, że tutaj jesteście –
powiedział prawie niesłyszalnym szeptem. – Chociaż wie, że jesteście
czarownicami, nie może was zobaczyć wszystkie z matką. Wtedy będziecie bardziej
zagrożone. Po prostu słuchajcie.
Choć ciągle były zdumione, usłuchały go, nie pytając o nic
więcej. Bezszelestnie stanęły jak najbliżej okna, przyciskając się do muru i
wytężyły słuch.
Śnieżnobiałe firanki trochę przeszkadzały w obserwacji, ale
Damian od razu spostrzegł swojego ojca. Stał tyłem do niego, naprzeciw Elsy,
która niewzruszona trwała w jednym miejscu z nieodgadnioną miną.
– …wiedzieć, gdzie jest ten zegarek. – Usłyszeli niski głos Heralda. – A zostawię was wszystkie w
spokoju. Wszystko pójdzie gładko, my będziemy zadowoleni i wy będziecie
zadowolone. Nikt nie ucierpi.
– A myślałam, że ciągle udajemy, jakie są nasze cele –
powiedziała Elsa McCain z nutką ironii w głosie, bacznie obserwując
gościa.
– Nie ma sensu udawanie, skoro oboje wszystko o sobie wiemy, a
tracimy tylko czas. Wy wiecie, po co przybyliśmy do Glovemarks i my wiemy o
was, o czterech młodych dziewczynach i wiemy, że chcecie nam przeszkodzić – mówił
rzeczowo, trochę zadziornie, ale nie nachalnie i ze zniecierpliwieniem. Można
było pokusić się stwierdzenia, że jego głos potrafił przekonać do wielu rzeczy,
do których inni nie potrafiliby. Aż dziwne, że nie był pracownikiem bankowym,
tylko policjantem. – Zegarek za spokój.
Elsa stała bez słowa ze skrzyżowanymi na piersiach rękami.
– Wiesz, że jestem honorowy i dotrzymuję słowa – ciągnął Herald
i zaczął kroczyć po pokoju. Kobieta nie spuszczała z niego wzroku. – Daj mi
naszyjnik, a obiecuję, że potem wyjedziemy z Glovemarks i więcej o nas nie
usłyszysz. To uczciwy układ.
No cóż, nie można było się
z tym nie zgodzić.
Herald Bryant uważał za najwyższą wartość swój honor i jeszcze nigdy go nie
splamił. Nie rzucał nigdy słów na wiatr, dlatego jego zapewnienia można było
uznać za szczere. W przeciwieństwie do Simona – on głosił zasadę „cel uświęca
środki” i wszędzie szukał najkrótszych rozwiązań poprzez oszustwa czy szantaże.
– Simon wie, że tu jesteś? – zapytała matka Damiana, ciągle tym
samym, spokojnym głosem i Melanie za ścianą przewróciła oczami.
– Cóż, myśli, że
inaczej to wygląda. – Na twarzy
Heralda pojawił się uśmieszek. – Ale wybrałem inną drogę naszego spotkania.
Przede wszystkim zdecydowałem, że to będzie rozmowa.
Kobieta patrzyła na niego chwilę, próbując go rozpracować. W
końcu zapytała zaczepnie:
– A co, jeśli tego
nie zrobię?
– No cóż, wtedy będą konsekwencje – przyznał Herald, wymownym tonem.
– A tego nie chcemy. Biedna Rene Lenson wie coś o tym. Jej córeczka jest
do niej taka podobna…
Po raz pierwszy na twarz Elsy przebił się cień przerażenia, a
może czegoś więcej – nienawiści? Nessie słuchająca rozmowy z zewnątrz nie
wiedziała, dlaczego Herald poruszył
temat jej mamy, ale bardzo ją to zaciekawiło. Przybliżyła się do okna, by
więcej usłyszeć.
– Nie groź nam –
powiedziała Elsa ostro. – To my możemy wam zaszkodzić, a nie wy nam.
– Nie byłbym tego taki pewien i ty też o tym wiesz. Ale
wszystko będzie w porządku, kiedy dasz nam ten zegarek, a wiem, że ty go
posiadasz. Jak nie, to dostaniemy go i tak.
– Uśmiechnął się wyzywająco.
– Nawet gdybym chciała – zaczęła Elsa – to i tak nie mogę go ci
dać. Nie wiem, gdzie jest.
– Oczywiście, że
wiesz, słodka Elso. – Herald przybliżył się do niej. – Daj mi go teraz.
– Nie mam go.
Wcześniej Herald mówił spokojnym głosem, jak przedstawiciele
telekomunikacyjni, starający się namówić klienta na niższy, lepszy abonament. Teraz
jego głos stał się ostrzejszy.
– Jesteś uparta, a ja, ani Simon nie jesteśmy cierpliwi. To nie
wyjdzie ci na dobre. Będziesz winna cierpienia tych dziewcząt – mówił. –
Wkrótce damy wam ostrzeżenie. Jeśli nie podziała i jeśli nie dasz nam zegarka
lub informacji, gdzie się znajduje, damy wam kolejne. Potem jeszcze jedno i
jeszcze jedno… – Z każdym słowem przybliżał się, aż stanął pół metra przed
swoją byłą żoną.
Elsa patrzyła na niego z wściekłością. Nie potrafiła ukrywać, jak bardzo teraz nim gardziła. Nie
mieściło się w jej głowie, jak można być tak zaślepionym żądzą
nieśmiertelności, żeby być gotowym na wszystko, aby tylko to zrealizować.
– Nie pozwolę na to – oznajmiła i odepchnęła go mocą. Zachwiał
się, ale nie wywrócił. – Idź stąd i więcej mi nie groź.
Herald obdarzył Elsę ostatnim, wściekłym spojrzeniem i rzekł:
– Pożałujesz, że odrzuciłaś moją propozycję. To było jedyne
pokojowe wyjście. Teraz, kiedy nam
przeszkodzicie albo nawet spróbujecie przeszkodzić, poniesiecie cenę.
Opuścił pokój i trzasnął drzwiami. Za chwilę usłyszeli warkot
silnika i odgłos kół sunących po asfalcie. Odczekali chwilę i, ciągle jeszcze wstrząśnięci, weszli
do domu.
– Mamo! – zawołał
Damian z niepokojem. – Wszystko w porządku?
– Widzieliście go? – zapytała Elsa przerażona, patrząc
instynktownie przez okno na swoje podwórko. Ale czarny kabriolet już dawno
zniknął w następnej uliczce.
– Słuchaliśmy waszej rozmowy pod oknem – przyznał się Damian,
nie starając się wymyślić żadnego kłamstwa. Zresztą, nikt nie widział takiej
potrzeby.
– Nie powinieneś tego robić – stwierdziła Elsa surowo, patrząc
na syna. Od razu wiedziała, że był to pomysł Damiana. Nigdy nie posądziłaby którejś
z dziewczyn o podobne pomysły, dlatego nie zwróciła nagany w ich stronę. –
Zajęłam się nim.
– No dobra – wtrąciła Melanie, zwracając wszystkich uwagę na
siebie. – Ale teraz mamy mało czasu. Musimy zniszczyć zaklęcie choćby i dziś.
Elsa odwróciła się do niej i spojrzała na nią, jakby nic nie
rozumiała.
– Nie mam zegarka – powtórzyła gorzko słowa, które powiedziała
Heraldowi.
Daniela popatrzyła na nią uważnie. Nie kłamała, naprawdę go nie
miała. Wcześniej dziewczyna podejrzewała, że może Elsa posiada jednak ten zegarek,
ale z jakiegoś powodu nie chce o tym powiedzieć. Że być może czekała, aż
uzyskają więcej mocy do zniszczenia zaklęcia. Ale rzeczywiście, ona kompletnie
nie wiedziała, gdzie był.
– W takim razie, kto
go ma? – zapytała Alice nerwowo. – Musisz coś wiedzieć na ten temat.
– Mamo? Jeśli coś ukrywasz,
powiedz nam.
Elsa popatrzyła na Damiana gwałtownie, ale nic nie
odpowiedziała. Potem odwróciła się tylko od nich, by nie widzieli jej twarzy i
wzięła ze stołu filiżankę z zimną kawą. Upiła łyk.
Daniela oświadczyła:
– Jest ograniczona liczba osób, które mogą mieć zegarek –
powiedziała trzeźwo, na głos analizując sytuację. – Skoro nie było go w
rzeczach Edmunda, nie było go w jego grobie i nie było go przy zwłokach
Anastasii, to kto jeszcze mógł go mieć? Kto jeszcze był tamtego dnia na
miejscu?
– A może po prostu opowiedz nam historię, która się wtedy
wydarzyła? – zaproponowała Nessie. Już dawno chciała ją usłyszeć, podobnie
zresztą jak jej przyjaciółki. Poza tym chciała dowiedzieć się coś więcej o
swojej matce.
Widać było, że Elsa bije się z myślami. Zapanowała głęboka
cisza, a w pokoju wisiał jakiś niepokój nakazujący wszystkim milczenie. Trwało
to dłuższą chwilę i każdy bał się poruszyć, by nie zmącić myśli kobiety.
Dopiero po jakimś czasie Elsa drgnęła, jakby chciała coś powiedzieć, ale zamiast
tego westchnęła. Odstawiła filiżankę na spodek i odwróciła się do nich.
– Usiądźcie – powiedziała, wskazując na kanapę. Zrobiły, co
kazała. Tylko dlaczego miały dziwne przeczucie, że powie im coś ważnego?
Elsa wzięła krzesło i usiadła naprzeciw nich. Poprawiła sobie
włosy, jeszcze raz westchnęła, splotła ręce, wbiła w nie wzrok, po czym go
podniosła i zaczęła mówić:
– Edmund Bryant od zawsze pasjonował się mitami i fantastyką.
Pewnego dnia dowiedział się o zegarku z zaklęciem nieśmiertelności, którego
historię już znacie. Szybko udało mu się zlokalizować potomkinie czarownic
założycielskich i znalazł się tu, w Glovemarks. Namówił syna… by poślubił
jedną z czarownic. Mnie oczywiście – odchrząknęła. Dziewczyny poczuły, że nie
powinny tego słuchać, jakby naruszały prywatność kobiety, co było absurdalne. Elsa
jednak ciągle kontynuowała, tym samym bezbarwnym głosem z nutką zdenerwowania: –
Herald wykorzystał to, śledził mnie, gdy przybywałam do Gritmore. Stamtąd pewnego
dnia ukradł jedną z kronik Friderika. Nie wiem jak, ale Edmundowi udało się
znaleźć naszyjnik. Prawdopodobnie wyczytał to z notatek Friderika, który po
śmierci swych sióstr ukrył zegarek, by nikt go nie mógł znaleźć. Do tej pory
nie wiem, gdzie on był. – Zrobiła przerwę i zaczerpnęła powietrza. – Gdy Herald
mnie opuścił, ja, Roxana i Rene, Brenda i Rick zrozumiałyśmy, o co tak naprawdę chodzi Bryantom.
Udało nam się ustalić, kiedy Edmund
chce uwolnić zaklęcie i przybyłyśmy na miejsce. Było to w lesie niedaleko
Gritmore. Rozpoczęła się walka. My wszyscy na Anastasię Willox, która była Czarną
Czarownicą, czyli posiadała straszniejszą, czarną magię, trudniejszą do
pokonania. – Elsa ponownie zrobiła przerwę i popatrzyła w oczy każdej z nich. Teraz
jej głos brzmiał, jakby się tłumaczyła. – Wszystko toczyło się bardzo szybko.
Edmund, widząc, że już mamy zegarek, wykorzystał fakt, że nie zwracałyśmy na
niego uwagi i… zaatakował od tyłu Rene. – Głos Elsy minimalnie się załamał, ale
nie pozwoliła, by z jej oczu wypłynęła łza.
Serce Nessie zaczęło bić szybciej. Jakaś czarna fala zastygła
tuż przed nią.
– Jak to… zaatakował? – zapytała prawie niesłyszalnym szeptem.
Czuła, że usłyszy coś strasznego i obawiała się tego dowiedzieć. Z całych sił
jednak pragnęła poznać prawdę, jakakolwiek by była.
Elsa podniosła wzrok na dziewczynę. Wpatrywała się w nią z zawzięciem,
ale także z błaganiem. Tak jakby prosiła, by słowa, które teraz wypowie,
się nie wydarzyły.
– To był dzień, w którym rzekomo twoja mama uległa
wypadkowi samochodowemu – powiedziała, patrząc na dziewczynę z troską. – To on
ją tak naprawdę zabił. On… wbił jej sztylet w plecy.
Czarna fala upadła z wielkim impetem, pochłaniając Nessie ze
sobą.
Wiele uczuć zwaliło się na dziewczynę jednocześnie. Poczuła
niewyobrażalny ból, jakby ktoś wbił jej kołek prosto w serce. Przypomniała
sobie twarz swej matki, wszystkie momenty, które z nią spędziła jako dziecko.
Jak przytulała ją, kiedy stłukła sobie kolano; jak gotowała obiad, śpiewając wesoło; jak opowiadała jej
bajki o wróżkach; jak uczyła ją i jej przyjaciółki różnych gier. Poczuła
się oszukana, zraniona i doświadczona niesprawiedliwością. Przez całe swe życie
myślała, że śmierć jej matki to zwykły przypadek. Ale to nie był zbieg
fatalnych okoliczności. Rene Lenson została zabita, bo stanowiła zagrożenie dla
planu Edmunda, dla jakiejś egoistycznej idei.
Zaczął ogarniać ją gniew, później żal, tęsknota i niemoc. A
potem wszystko wymieszało się i nie sposób było odróżnić wszystkich tych uczuć.
Zapłakała gorzko. Łzy wydobywały się z niej nieustannie, szloch wstrząsnął jej
ciałem. Schowała twarz w dłoniach. Chciała odgrodzić się od wszystkiego,
zostać sama i jednocześnie pragnęła czyjegoś pocieszenia, które na tym świecie
nie istniało.
– Tak mi przykro, kochanie.
Podniosła głowę i ujrzała Elsę, jak siedzi przed nimi na
krześle z pełną współczucia twarzą. Obok niej Alice trzymała ją mocno za rękę. Nie
wiadomo dlaczego wydobyła z siebie odgłos, który ukształtował się w
pytanie:
– Kto wymyślił jej wypadek samochodowy? – Widząc zawahanie
Elsy, dodała, zadziwiająco mocnym głosem: – Odpowiedz szczerze.
– Ja. – Usłyszała
głos matki Damiana. – I Rick.
– Tak jak Friderik podpalił swoje siostry? – zapytała gorzko.
Zaczął ogarniać ją gniew, który częściowo z Edmunda przelał się na Elsę.
– Myślisz, że nie
kochałam Rene? – odpowiedziała kobieta pytaniem ze ściśniętym gardłem. – Nie
miało znaczenia, co świat uzna za przyczynę jej śmierci. I tak umarła. Jeśli
ktoś dowiedziałby się o morderstwie, zacząłby zadawać pytania, na które nie da
się realistycznie odpowiedzieć. – Nessie odwróciła wzrok. Nie chciała patrzeć
na Elsę ani na nikogo innego. Nie chciała wiedzieć, jak rozbili samochód, jak
ułożyli ciało jej matki i jak oszukali sekcje zwłok. Chciała po prostu uciec
stąd jak najdalej. Nastała dłuższa chwila ciszy zanim Elsa podjęła temat:
– Poza tym Edmund Bryant poniósł karę. – Przeniosła wzrok na
Alice i teraz to ona była pełna niepokoju. Czy miała usłyszeć coś równie
strasznego? – Roxana Turner, widząc
śmierć Rene i w wyniku żalu… zabiła Edmunda chwilę później.
Cisza zaległa w zimnym salonie McCainów. Damian patrzył na
matkę z rozczarowaniem. On również nie znał tej historii. Elsa okroiła ją
mu już dawno i karmiła przez ten cały czas. Miał do niej żal, jednak potrafił zrozumieć, dlaczego mu tego nie powiedziała. Nie
dotyczyło go to, poza tym przez wiele lat nie było wyraźnego powodu, by jego
potajemne lekcje podtrzymywania magii miały się przydać w praktyce. Nie mógł
jednak zrozumieć, dlaczego Elsa ukrywała prawdę przed Nessie i Alice. Miały
prawo wiedzieć. Musiały wiedzieć. To przecież dotyczyło ich, bo dotyczyło ich
rodzicielek. Które zaginęły, na dodatek.
Teraz to Alice zastygła w pół ruchu. Nie mogła uwierzyć, że jej
matka zabiła człowieka, nawet gdy był tak zły, jak Edmund. Nigdy nie tolerowała morderstw, kary śmierci oraz
innego świadomego zakończenia czyjegoś życia. Obudziła się w niej niechęć do
matki, która w pewnym momencie zdecydowała się zakończyć czyjeś życie. Czy był
to impuls, czy zaplanowane działanie? Zdała sobie sprawę, że tak naprawdę nie
znała matki nigdy i nie wiedziała, jakie jest jej prawdziwe oblicze. Alice
wiedziała, że była to zemsta. Jednak nie była pewna, czy tylko tym kierowała
się jej matka. Może wykorzystała sytuację i swój ból oraz nienawiść połączyła z
prostym rozwiązaniem problemu? Nie potrafiły powstrzymać Edmunda, a jego śmierć
rozwiązywała wszystko.
Alice odnalazła wzrok Damiana i ujrzała w jego oczach
współczucie.
– Ostatecznie tego dnia, zmarła także i Anastasia, używając za
dużo czarnej mocy – dokończyła Elsa swą opowieść. – Właśnie dlatego Bryantowie
odkopali groby Edmunda i Anastasii, ponieważ oni mieli ostatni zegarek i
zmarli tego dnia. Doszli do wniosku, że chcąc pozbyć się tego naszyjnika,
pozwoliłyśmy zakopać go wraz ze zwłokami. Jednak prawdą jest, że nie mieliśmy
takiego planu i Bryantowie mieli to na uwadze. Tego dnia szukaliśmy zegarka,
ale go nie znaleźliśmy. Wszyscy wiedzieliśmy, że na zegarku Anastasia mogła
wykonać zaklęcie, które zawsze sprowadzałoby go do wyznaczonego mu miejsca,
tylko im znanego. Tak więc rzeczywiście zegarek mógłby być w grobie Edmunda,
jako że zawsze chował go w kieszeni na piersi. Ale teraz wiemy, że go tam nie
było.
W głowie Danieli wreszcie wszystko się ułożyło. To był ten
brakujący element, który był niezbędny, by pojąć całą historię. Bryantowie
początkowo przeszukali wszystkie miejsca, w których ich ojciec mógłby chować
zegarek, do których zegarek zawsze miał wracać. Gdy wyczerpały się im pomysły,
przybyli do Glovemarks, by uzupełnić informacje. Potem zdecydowali się wykopać
grób ojca, następnie Anastasii. Teraz jednak już nie mieli pomysłów, dlatego zdecydowali
się na szantaż.
– A więc są dwie opcje – zabrała głos Daniela – albo zegarek
jest w jakiejś supertajnej kryjówce Edmunda,
albo ktoś przywłaszczył sobie zegarek tamtego dnia po kryjomu. Skoro ty nie
masz naszyjnika, wnioskuję, że nie ma go moja babcia ani Rick.
– Zgadza się – przyznała Elsa.
– Więc kto mógłby mieć? – zapytała Melanie zniecierpliwiona.
– To proste – powiedziała Daniela i aż zachciało jej się
śmiać. Powstrzymała się
jednak, przypominając sobie smutne wiadomości, o których się ostatnio
dowiedziały. – Mama Alice.
Alice podniosła nieobecny wzrok na Danielę.
– Moja mama? – Popatrzyła na nią ze zdziwieniem.
– No jasne. Po pierwsze, nie ma jej w Glovemarks, więc to
oczywiste, że…
– Roxana nie ma naszyjnika – przerwała Elsa stanowczym tonem,
krzyżując ręce na piersi. – Pytałam ją o to kilkakrotnie.
– Nie powiedziała ci, żebyś nie dała się przekonać Bryantom –
powiedziała Daniela zadowolona, że rozgryzła tę zagadkę. – Wszystko jasne.
– Czyli co? Trzeba pojechać do mamy Alice i ładnie poprosić o
wisiorek z zegarkiem? – zapytała Melanie, zanim ugryzła się w język. Nieśmiało popatrzyła na przyjaciółkę. Tamta
siedziała skupiona. Przez chwilę ogarnęła ją pogarda do własnej matki, ale się
jej wyzbyła. Zawsze starała się nie oceniać ludzi i widzieć w nich te dobre
cechy. Teraz jednak, gdy Daniela podsunęła teorię, że to Roxana może posiadać
naszyjnik, po raz kolejny poczuła się zagubiona. Jakby trwała w labiryncie i
nie potrafiła z niego wyjść. Jej matka zawsze byłą jak zagadka, kolejne
informacje tylko gmatwały sprawę. Chciała rozwikłać wszystkie niepewności, ale
poczuła, że nie potrafi odnaleźć w sobie tyle siły. Rzeczywistość ją
przytłaczała, a ona nie miała odwagi i mocy, by przebrnąć przez nią z
podniesioną głową. Nie czuła się na siłach, by spotkać teraz matkę. Teraz to
wiedziała.
– Ja tam nie pojadę. Przynajmniej nie teraz. Przepraszam.
Zdruzgotana powolnym krokiem błąkała się po ulicach Glovemarks.
Było już po ósmej i nie potrafiła znaleźć sobie miejsca. Wcześniej odwołała
spotkanie z Jamesem, tłumacząc, że
źle się czuje. Przyjaciółki odwiozły ją prosto do domu, a Alice nawet
zaoferowała się, by przenocować u niej. Nessie jednak powiedziała, że chce iść
prosto do łóżka i chce być sama. To prawda, że wyszła na dwór, ale tego nie
miała w planach. Po prostu pękła, oglądając album ze zdjęciami swojej
mamy, dlatego musiała iść nabrać powietrza.
Przechodziła właśnie obok MaxCup i doszła do wniosku, że
wybrała złą drogę. Było tutaj za dużo ludzi, a nie chciała nikomu się pokazywać
w takim stanie. Schyliła głowę, by nikt jej nie rozpoznał i ukryła ręce w
rękawach swej przydługiej bluzy. Nie wzięła pod uwagę, że spotka przyjaciela,
który potrafi rozpoznać ją w każdym ubraniu.
– Nessie? – zapytał Jasper Turner, który właśnie wychodził z
pubu. Stał od niej dobre kilka metrów, ale ją rozpoznał. Podniosła głowę i choć
usilnie starała się nie pęknąć, wybuchła płaczem. Odruchowo podbiegła do niego
i zarzuciła mu ręce na szyję, mocno się w niego wtulając. Z początku zdziwiony
znieruchomiał, ale potem mocno odwzajemnił jej uścisk. – Nessie… – szepnął. –
Ty… płaczesz?
Odpowiedział mu stłumiony szloch.
– Co się stało? – zapytał z troską i zaczął gładzić ja po
włosach. Dopiero po chwili odsunęła się
minimalnie i popatrzyła mu w oczy. Otarł jej mokre policzki dłonią.
– Jasper… – wychrypiała. – Zrobisz coś dla mnie?
– Oczywiście – odpowiedział natychmiast.
– Pójdziesz ze mną na cmentarz?
Choć pytanie zdziwiło go, przytaknął. Objął ją ramieniem i
razem w ciszy poszli w stronę cmentarza. Nie wiedział, jaki był w tym sens, ale nie chciał zadawać zbędnych pytań.
Wiedział, że jak Nessie się uspokoi, sama mu powie.
Chciała zająć się czymś innym, więc zapytała go, co takiego
Alice mu o nich opowiedziała. Oznajmił, iż wie, że nauczyciel literatury i
ojciec Damiana planują znaleźć zegarek z potężnym zaklęciem i ich zadaniem jest
je zniszczyć. Zauważyła, że Jasper wie wszystko w ogólnikach i tak samo
opowiedziała mu historię śmierci swojej matki. Nie chodziło o to, że mu nie
ufała – po prostu nie chciała go w to bardziej mieszać.
Dotarli pod nagrobek, na którym widniał drukowanymi literami
napis: RENE LENSON.
Przykucnęła i pogłaskała jasny marmur. Czuła się, jakby
przeżywała śmierć matki raz jeszcze. I w zasadzie tak było. Kiedyś opłakiwała matkę,
która zginęła w wypadku samochodowym, a teraz ofiarę morderstwa
w imię idei
nieśmiertelności. Zapłakała gorzko, ale łzy nie przynosiły ulgi w takim
stopniu, w jakim jej potrzebowała. Trochę czuła, jakby pozbywała się bólu, ale
też jakby przyrastał w niej gniew. Wiedziała, że jej śmierć nie mogła pójść na
marne. Bryantowie nie mogli dostać tego, czego chcieli.
Poczuła, jak Jasper ściska jej ramię, a chwilę później, kiedy
wylewała z siebie kolejną falę łez, przeszedł po niej dreszcz pochodzący z dłoni
położonej na nagrobku. Choć powinna się wystraszyć, poczuła że ten dziwny dreszcz
dodał jej siły, jakby to mama się z nią kontaktowała. Choć może nieracjonalnie,
czuła jej obecność, jakby stała przy niej.
Bardzo smutny ten rozdział.. Ale faktycznie wszystko jest wyjaśnione.
OdpowiedzUsuńJak Elsa mogła być z Heraldem? Przecież to okropny facet! Ale talent do gróźb to on ma. ;d
Rozwalił mnie komentarz dotyczący Simona i jego upodobań w łóżku ;D
Po raz kolejny Daniela zadziwia mnie swoim intelektem! Kogoś mi przypomina.. Hmm może wiesz kogo? :*
I co to ma być ?Jakie dwa tygodnie? Nie zgadzam sie na to nie bądź taka! ;*
Nessie rzeczywiście musi być ciężko pogodzić się z prawdą, szczególnie że na pewno dla niej opowieść Elsy była najbardziej traumatyczna, bo przez głupie ambicje innych straciła tak bliską jej osobę.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się jednak, jaki to wszystko będzie mieć wpływ na dziewczynę. Czy mimo tragedii zachowa zdrowy rozsądek i nie zrobi nic głupiego, czy wręcz przeciwnie pod wpływem emocji, gdy minie żal, postanowi zemścić się na synach Edmunda za to, że ich ojciec odebrał jej matkę.
Też pomyślałam, że obecnie zegarek może znajdować się w posiadaniu mamy Alice. W pewnym stopniu tłumaczyłoby to jej odseparowanie od rodziny, której nie chciała narażać na niebezpieczeństwo. Jednak odkopywanie grobów Edmunda i jego czarownicy podsunęło mi też drugą teorię, że to Rene mogła zabrać zegarek i ostatecznie zostać z nim pochowana.
Niecierpliwie czekam na dalszy rozwój akcji.
Pozdrawiam serdecznie :)
Już od dwóch dni próbowałam przeczytać i skomentować, a ciągle mi ktoś przeszkadzał i wybijał z rytmu. Ludzie często wybierają nie te momenty co trzeba. :)
OdpowiedzUsuńMoże przez to nie poczułam smutku wobec Nessie i całej sytuacji jej matki, tego co się działo w przeszłości. Jednakże końcówka strasznie mnie rozczuliła i dała nadzieję na przyszłość. Tak... magicznie się zrobiło. :) To było to!
Pierwsze słowa Melanii, a także cała jej postawa tutaj rozśmieszyła mnie. Tak bezpośrednia i tak prosta dziewczyna... ;)
Sprezentowałaś także zawsze zwarty, gotowy i bystry umysł Danieli. I teraz dużą moc miały jej słowa. Czyżby miała rację?
Jeszcze dodam, że miłość musiała być ślepa, że dobrała kiedyś tak różne dwie osoby. Biedy Damien...
Zżera mnie ciekawość co też może grozić dziewczynom.
Pozdrawiam. ;)
Przykry ten rozdział. Ciekawa była ta rozmowa byłego małżeństwa. Dzięki niej została poruszona cała historia, dzięki której można było się wiele dowiedzieć. Szkoda mi Nassie. Ale w końcu jej matka za coś umarła. To nie było morderstwo od tak, więc chociaż tyle. Nasssie może czuć się zaszczycona, że jest jej córką. Oczywiście teraz to całe płakanie za matką itd. jest w pełni normalne. Kto by tak nie robił? Jeszcze jak poznał prawdziwą wersję śmierci jej matki.
OdpowiedzUsuńCo do Alice. Też jest mi jej żal. Teraz będzie się zadręczać, że jej matka jest morderczynią. Będzie się zastanawiać czym jej matka się kierowała itd...
Bardzo mi się podobała ta scenka z Jasperem i Nassie. Uwielbiam ich. Jasper jest taki troskliwy. <3
Czekam na następny rozdział. ^^
Pozdrawiam i weny. xx
Tak bardzo szkoda mi Nessie! To naprawdę straszne.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Daniele i jej dedukcję. Ma dziewczyna głowę na karku.
Bryantowie coraz bardziej działają mi na nerwy. Może i przemyśleli swoje poprzednie działania, ale teraz zachowują się jak typowi kretyni. Nawet złoczyńca powinien przysiąść i zastanowić się, co dalej, a nie działaś pod wpływem emocji.
To jeden ze smutniejszych rozdziałów, chociaż liczyłam na małe co nieco z Nessie i Jasperem. Co prawda, cmentarz to nie zbyt urokliwe miejsce, ale zawsze coś.
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i życzę weny x
Noo rozjaśniło się i to sporo. nadal mylą mi się niektóre imiona, ale pracuje nad tym :)
OdpowiedzUsuńW tym rozdziale w sumie nie zdziwiło mnie tylko jedno. Że to daniela rozgryzła całą tę zagadkę. W sumie to jak już na początku rozdziału zaczęłam tak myśleć, ze może to matka Alice. I pewnie dlatego się ukrywa i nie chce mieć kontaktu z córką. Żeby jej nie narażać.
A ta czarna czarownica mnie ciekawi. Skoro może mieć większą moc niż dziewczyny, to powinny się jej naprawdę bać, bo Bryantowie z jej pomocą mogą stać się jeszcze trudniejszymi przeciwnikami. I Szkoda mi Nessie, ale trochę oddalając się od tematu śmierci jej matki stwierdzam po raz kolejny, ze ona powinna sprzedać temu całemu Jamesowi kopa w tyłek i wziąć się za Jaspera. Widać, ze chłopakowi na niej zależy i potrafi ją zrozumieć. czekam aż coś się między nimi rozwinie.
Ściskam :*
Witaj!
OdpowiedzUsuńNie wiem od czego by tu zacząć. To mój drugi, prawdziwy komentarz w blogosferze, ponieważ przed dosłownie chwileczką napisałam pierwszy. Jestem już nie zestresowana, a podniecona. Dobrze tak wyrzucić autorom ulubionych opowiadań, to co ma się na myśli. Tak więc...
Bloga poleciła mi jakiś miesiąc, około dwóch miesięcy temu dobra znajoma - Nogitsune i od prologu wiedziałam, że to jest to. Jak najbardziej moje klimaty. Czarownice, jakieś ruiny, przeszłość. O tak! Nie ukrywam, że najbardziej spodobała mi się otoczka tajemnicy w prologu. Te damy plus nasz rodzynek. Jeju, czytałam to tak dawno (półtora miesiąca, wow, serio wieki!), jak on miał?! Aż sprawdzę, ale to potem. Koniec końców urzekł mnie pomysł z tym zegarkiem i jego właściwości. Mamy dobro - tutaj dziewczyny. Mamy zło - Bryantowie i jak się teraz okazuje jakaś tajemnicza Czarna Czarownica. Boję się, że może ona nieźle namieszać, a nawet bardzo nieźle. Ale mniejsza. Dodatkowo uwielbiam fakt, że opowiadanie jest autorskie. Mam już trochę bardzo dość Dramione, córek Voldzia, pamiętników wampirów i zmierzchu. Blee. A gdy znów zobaczyłam znajome twarze na szablonie chciałam uciec. Na całe szczęście zostałam. Co do samej treści, postaci i paringów...
Moja ulubiona bohaterka to Melanie, tak też zagłosowałam w ankiecie. Uwielbiam jej podejście do życia. Na domiar złego problemy rodzinne oraz użeranie się z młodszym rodzeństwem. Ja tam nie wiem, jestem najmłodsza, jednak co spotykamy się w rodzinnym gronie dowiaduję się, że byłam utruta. No cóż, takie życie. Co zrobisz, jak nic nie zrobisz. Współczuję Ci Mel, całym sercem. No i ten chłoptaś. Pff, zasługujesz na kogoś lepszego!
Później jest Nessie, wróć, Nessie i James. Mam nadzieję, że przetrwają, bo są na serio fajną parą!
Dalej Daniela i Alice. Je lubię po równo. Nie wiem dlaczego, ale Alice musi być z Rayem *szepcze i usuwa się w cień*.
Polubiłam także Elsę. Od razu mi się skojarzyła z Krainą Lodu, którą wielokrotnie oglądałam z siostrzenicą. Ulepimy dziś bałwanka? Bałwanka może nie, ale ocalimy miasto przed Bryantami i ich nieśmiertelnością ;) Szczerze trzymam kciuku za dziewczyny!
Ogółem cała historia Gritmore wciągająca i zachęca do czytania. Chcę więcej! Na zakończenie serdecznie zaproszę do siebie, ale to w spamie, coby tu nie śmiecić.
Powodzenia w pisaniu, ściskam i pozdrawiam :)!
Zegarek ma ta z czwórki, która ciągle na niego patrzy; ta, co leci na bubka.
OdpowiedzUsuń