wtorek, 23 września 2014

XII. CENA

- ROZDZIAŁ XII -
CENA


– Kuźwa, jesteśmy oficjalnie do bani – stwierdziła Melanie Gromper, krocząc wraz z Nessie, Alice i Damianem w stronę MaxCup, skąd mieli odebrać Danielę. Zamierzali udać się do domu McCainów, by porozmawiać na poważnie z Elsą o lokalizacji naszyjnika. – Miałyśmy tylko ćwiczyć i nie zdradzić nikomu sekretu, a teraz się okazuje, że coraz więcej osób o nas wie.
Nessie milczała, gapiąc się na swoje czerwone trampki. Alice ciągle gniewała się o Jaspera. Wczoraj odbyła z nim poważną rozmowę i nikt nie wiedział, jakie były jej rezultaty.
– Moja matka nawet nie chce pozwalać mi się z wami spotykać – ciągnęła Melanie zrezygnowanym głosem z nutką gniewu. – Chyba myśli, że ciągle czarujemy. No i w sumie się nie myli.
Westchnęła ze złością. Zachowanie matki zawsze mocno ją denerwowało, ale teraz czuła, że przelała się czara goryczy.
– Masz szlaban? – zapytała Nessie, spoglądając na blondynkę.
– Nie oficjalnie – odparła Melanie, strzepując z ramienia niesforny kosmyk włosów. – Matka po prostu jeszcze bardziej mnie kontroluje. Nawet stoi pod drzwiami łazienki, kiedy idę się wykąpać. – Przewróciła oczami. – No i na dodatek, jestem wysyłana po różne rzeczy jeszcze częściej niż zwykle. Wiecie, co muszę dzisiaj zrobić? – zapytała oburzonym tonem. – Najpierw iść na zakupy, następnie do biblioteki, potem poćwiczyć z Jennifer rolę, bo gra niedługo w jakimś durnym przedstawieniu, a potem jeszcze… Ach, nawet zapomniałam. Ważne, że mam gdzieś jej zakazy i będę się z wami spotykać, kiedy będzie mi się chciało. Poza tym, tato jest po mojej stronie.
Uśmiechnęła się zadziornie do siebie. Uwielbiała robić na złość swojej rodzicielce. Uznała to już dawno za jedyny sposób przetrwania.
Nagle zobaczyli wybiegającą z MaxCup Danielę, której wiatr lekko czochrał brązowe włosy. Spostrzegła ich od razu i podbiegła w ich stronę. Na jej twarzy widniało skrywane przerażenie.
– Co się stało? – zapytała Alice, od razu zauważając minę przyjaciółki.
– Simon był w MaxCup – opowiedziała siedemnastolatka szeptem i przeszedł jej po plecach dreszcz. – Od tamtego wydarzenia, kiedy go odepchnęłam, przeraża mnie jeszcze bardziej. Nie wiem, jak wytrzymam z nim w szkole.
– Wyluzuj – powiedziała Nessie ciepłym głosem, kiedy przechodzili przez przejście dla pieszych. – W szkole będzie musiał grać porządnego nauczyciela. Tam ci nic nie zrobi.
Była to prawda. Pozytywne nastawienie Nessie i rzeczowy argument przekonał Danielę, by nie panikowała bez przyczyny. Choć nie przestała być zdenerwowana, lekko się uspokoiła. Dodała jeszcze, chcąc dokładnie przekazać swoje doświadczenie:
– Nie był dzisiaj sam.
– A z kim? – zainteresował się Damian. – Z moim ojcem?
– Nie – odpowiedziała natychmiast Daniela i poprawiła sobie pasek torby na ramieniu. –  Stał przy barze z jakąś ciemnoskórą kobietą. Na dodatek patrzyli w moją stronę i rozmawiali.
– Wyrwał jakąś laskę? – zapytała Melanie z uśmiechem, zadowolona jak zawsze, słysząc plotki. – A to dobre. Szczerze jej współczuję, musi być bardzo brutalny w łóżku.
Nessie zaśmiała się melodyjnie, a Alice przewróciła oczami.
– Nie widziałam jej nigdy wcześniej w Glovemarks – oznajmiła Daniela rzeczowo, analizując wspomnienie kobiety. Pamiętała doskonale jej burzę loków, artystycznie falujących przy każdym ruchu głowy oraz ostre, idealnie pomalowane na jaskrawy róż paznokcie. Ciągle jeszcze przed oczami widziała czarny, obcisły top i ogromne szpilki z ćwiekami.
– Czyli musi być ich czarownicą – stwierdził Damian, po czym mruknął do siebie, jednak na tyle głośno, by wszyscy usłyszeli: – To nie wróży nic dobrego.
– Bryantowie sprowadzili swoją czarownicę? – chciała się upewnić Nessie. Nie wiedziała dlaczego, ale ta wiadomość wywoływała u niej ból brzucha.
– Tak jak Edmund Bryant sprowadził Anastasię Willox – oznajmił chłopak. – Sami nie potrafią czarować, więc zdobywają czarownice. Pewnie Simon z nią romansuje, a w zamian za to ona mu chce pomóc.
– Mówiłam? – powiedziała Melanie wyraźnie zadowolona.
Rzeczywiście, to nie wróżyło nic dobrego. Nikt nie powiedział tego na głos, ale u wszystkich instynktownie natychmiast pojawiła się jedna myśl: Bryantowie przyśpieszają cały proces. Są zdenerwowani, że szukanie zegarka trwa tak długo, że nie mają pojęcia, gdzie go w ogóle szukać. Czarownica ma im w tym pomóc. Jaki będzie jej ruch? Zaatakuje, czy za pomocą magii będzie starała się znaleźć zegarek? Cokolwiek spróbuje, czarownice powinny czuć się zagrożone.
Byli już przy domu McCainów, kiedy nagle Damian zatrzymał się. Jego wzrok utkwiony był na podjeździe, gdzie stał czarny kabriolet.
– Co jest? – zapytała Alice, patrząc na swojego chłopaka z niepokojem.
– To samochód ojca – odpowiedział szeptem, jakby bojąc się, że ktoś go usłyszy. Doskonale wiedział, co to oznaczało. –  Przyszedł odwiedzić mamę.
Był wstrząśnięty i zdenerwowany. Nic nie mówiąc, podbiegł do bramy, ale nie skierował się w stronę wejścia. Przebiegł przez trawnik i zniknął za rogiem domu. Dziewczyny popatrzyły po sobie zdumione, po czym instynktownie pobiegły za nim.
– Co ty robisz? Dlaczego nie wejdziemy do środka? – spytała Alice, widząc jak Damian przystaje przed otwartym oknem, które niewątpliwie prowadziło do salonu. Uciszył dziewczynę i stanął na palcach. Położył ręce na parapecie, podciągając się, by rozłożyć swoją masę, po czym spojrzał w głąb pokoju. Wszystkie cztery chciały uczynić to samo, ale je powstrzymał.
– Ojciec nie może się dowiedzieć, że tutaj jesteście – powiedział prawie niesłyszalnym szeptem. – Chociaż wie, że jesteście czarownicami, nie może was zobaczyć wszystkie z matką. Wtedy będziecie bardziej zagrożone. Po prostu słuchajcie.
Choć ciągle były zdumione, usłuchały go, nie pytając o nic więcej. Bezszelestnie stanęły jak najbliżej okna, przyciskając się do muru i wytężyły słuch.
Śnieżnobiałe firanki trochę przeszkadzały w obserwacji, ale Damian od razu spostrzegł swojego ojca. Stał tyłem do niego, naprzeciw Elsy, która niewzruszona trwała w jednym miejscu z nieodgadnioną miną.
– …wiedzieć, gdzie jest ten zegarek. – Usłyszeli niski głos Heralda. – A zostawię was wszystkie w spokoju. Wszystko pójdzie gładko, my będziemy zadowoleni i wy będziecie zadowolone. Nikt nie ucierpi.
– A myślałam, że ciągle udajemy, jakie są nasze cele – powiedziała Elsa McCain z nutką ironii w głosie, bacznie obserwując gościa.
– Nie ma sensu udawanie, skoro oboje wszystko o sobie wiemy, a tracimy tylko czas. Wy wiecie, po co przybyliśmy do Glovemarks i my wiemy o was, o czterech młodych dziewczynach i wiemy, że chcecie nam przeszkodzić – mówił rzeczowo, trochę zadziornie, ale nie nachalnie i ze zniecierpliwieniem. Można było pokusić się stwierdzenia, że jego głos potrafił przekonać do wielu rzeczy, do których inni nie potrafiliby. Aż dziwne, że nie był pracownikiem bankowym, tylko policjantem. – Zegarek za spokój.
Elsa stała bez słowa ze skrzyżowanymi na piersiach rękami.
– Wiesz, że jestem honorowy i dotrzymuję słowa – ciągnął Herald i zaczął kroczyć po pokoju. Kobieta nie spuszczała z niego wzroku. – Daj mi naszyjnik, a obiecuję, że potem wyjedziemy z Glovemarks i więcej o nas nie usłyszysz. To uczciwy układ.
No cóż, nie można było się z tym nie zgodzić. Herald Bryant uważał za najwyższą wartość swój honor i jeszcze nigdy go nie splamił. Nie rzucał nigdy słów na wiatr, dlatego jego zapewnienia można było uznać za szczere. W przeciwieństwie do Simona – on głosił zasadę „cel uświęca środki” i wszędzie szukał najkrótszych rozwiązań poprzez oszustwa czy szantaże.
– Simon wie, że tu jesteś? – zapytała matka Damiana, ciągle tym samym, spokojnym głosem i Melanie za ścianą przewróciła oczami.
– Cóż, myśli, że inaczej to wygląda. – Na twarzy Heralda pojawił się uśmieszek. – Ale wybrałem inną drogę naszego spotkania. Przede wszystkim zdecydowałem, że to będzie rozmowa.
Kobieta patrzyła na niego chwilę, próbując go rozpracować. W końcu zapytała zaczepnie:
– A co, jeśli tego nie zrobię?
– No cóż, wtedy będą konsekwencje – przyznał Herald, wymownym tonem. – A tego nie chcemy. Biedna Rene Lenson wie coś o tym. Jej córeczka jest do niej taka podobna…
Po raz pierwszy na twarz Elsy przebił się cień przerażenia, a może czegoś więcej – nienawiści? Nessie słuchająca rozmowy z zewnątrz nie wiedziała, dlaczego Herald poruszył temat jej mamy, ale bardzo ją to zaciekawiło. Przybliżyła się do okna, by więcej usłyszeć.
 – Nie groź nam – powiedziała Elsa ostro. – To my możemy wam zaszkodzić, a nie wy nam.
– Nie byłbym tego taki pewien i ty też o tym wiesz. Ale wszystko będzie w porządku, kiedy dasz nam ten zegarek, a wiem, że ty go posiadasz. Jak nie, to dostaniemy go i tak. – Uśmiechnął się wyzywająco.
– Nawet gdybym chciała – zaczęła Elsa – to i tak nie mogę go ci dać. Nie wiem, gdzie jest.
– Oczywiście, że wiesz, słodka Elso. – Herald przybliżył się do niej. – Daj mi go teraz.
– Nie mam go.
Wcześniej Herald mówił spokojnym głosem, jak przedstawiciele telekomunikacyjni, starający się namówić klienta na niższy, lepszy abonament. Teraz jego głos stał się ostrzejszy.
– Jesteś uparta, a ja, ani Simon nie jesteśmy cierpliwi. To nie wyjdzie ci na dobre. Będziesz winna cierpienia tych dziewcząt – mówił. – Wkrótce damy wam ostrzeżenie. Jeśli nie podziała i jeśli nie dasz nam zegarka lub informacji, gdzie się znajduje, damy wam kolejne. Potem jeszcze jedno i jeszcze jedno… – Z każdym słowem przybliżał się, aż stanął pół metra przed swoją byłą żoną.
Elsa patrzyła na niego z wściekłością. Nie potrafiła ukrywać, jak bardzo teraz nim gardziła. Nie mieściło się w jej głowie, jak można być tak zaślepionym żądzą nieśmiertelności, żeby być gotowym na wszystko, aby tylko to zrealizować.
– Nie pozwolę na to – oznajmiła i odepchnęła go mocą. Zachwiał się, ale nie wywrócił. – Idź stąd i więcej mi nie groź.
Herald obdarzył Elsę ostatnim, wściekłym spojrzeniem i rzekł:
– Pożałujesz, że odrzuciłaś moją propozycję. To było jedyne pokojowe wyjście. Teraz, kiedy nam przeszkodzicie albo nawet spróbujecie przeszkodzić, poniesiecie cenę.
Opuścił pokój i trzasnął drzwiami. Za chwilę usłyszeli warkot silnika i odgłos kół sunących po asfalcie. Odczekali chwilę i, ciągle jeszcze wstrząśnięci, weszli do domu.
– Mamo! – zawołał Damian z niepokojem. – Wszystko w porządku?
– Widzieliście go? – zapytała Elsa przerażona, patrząc instynktownie przez okno na swoje podwórko. Ale czarny kabriolet już dawno zniknął w następnej uliczce.
– Słuchaliśmy waszej rozmowy pod oknem – przyznał się Damian, nie starając się wymyślić żadnego kłamstwa. Zresztą, nikt nie widział takiej potrzeby.
– Nie powinieneś tego robić – stwierdziła Elsa surowo, patrząc na syna. Od razu wiedziała, że był to pomysł Damiana. Nigdy nie posądziłaby którejś z dziewczyn o podobne pomysły, dlatego nie zwróciła nagany w ich stronę. – Zajęłam się nim.
– No dobra – wtrąciła Melanie, zwracając wszystkich uwagę na siebie. – Ale teraz mamy mało czasu. Musimy zniszczyć zaklęcie choćby i dziś.
Elsa odwróciła się do niej i spojrzała na nią, jakby nic nie rozumiała.
– Nie mam zegarka – powtórzyła gorzko słowa, które powiedziała Heraldowi.
Daniela popatrzyła na nią uważnie. Nie kłamała, naprawdę go nie miała. Wcześniej dziewczyna podejrzewała, że może Elsa posiada jednak ten zegarek, ale z jakiegoś powodu nie chce o tym powiedzieć. Że być może czekała, aż uzyskają więcej mocy do zniszczenia zaklęcia. Ale rzeczywiście, ona kompletnie nie wiedziała, gdzie był.
– W takim razie, kto go ma? – zapytała Alice nerwowo. – Musisz coś wiedzieć na ten temat.
– Mamo? Jeśli coś ukrywasz, powiedz nam.
Elsa popatrzyła na Damiana gwałtownie, ale nic nie odpowiedziała. Potem odwróciła się tylko od nich, by nie widzieli jej twarzy i wzięła ze stołu filiżankę z zimną kawą. Upiła łyk.
Daniela oświadczyła:
– Jest ograniczona liczba osób, które mogą mieć zegarek – powiedziała trzeźwo, na głos analizując sytuację. – Skoro nie było go w rzeczach Edmunda, nie było go w jego grobie i nie było go przy zwłokach Anastasii, to kto jeszcze mógł go mieć? Kto jeszcze był tamtego dnia na miejscu?
– A może po prostu opowiedz nam historię, która się wtedy wydarzyła? – zaproponowała Nessie. Już dawno chciała ją usłyszeć, podobnie zresztą jak jej przyjaciółki. Poza tym chciała dowiedzieć się coś więcej o swojej matce.
Widać było, że Elsa bije się z myślami. Zapanowała głęboka cisza, a w pokoju wisiał jakiś niepokój nakazujący wszystkim milczenie. Trwało to dłuższą chwilę i każdy bał się poruszyć, by nie zmącić myśli kobiety. Dopiero po jakimś czasie Elsa drgnęła, jakby chciała coś powiedzieć, ale zamiast tego westchnęła. Odstawiła filiżankę na spodek i odwróciła się do nich.
– Usiądźcie – powiedziała, wskazując na kanapę. Zrobiły, co kazała. Tylko dlaczego miały dziwne przeczucie, że powie im coś ważnego?
Elsa wzięła krzesło i usiadła naprzeciw nich. Poprawiła sobie włosy, jeszcze raz westchnęła, splotła ręce, wbiła w nie wzrok, po czym go podniosła i zaczęła mówić:
– Edmund Bryant od zawsze pasjonował się mitami i fantastyką. Pewnego dnia dowiedział się o zegarku z zaklęciem nieśmiertelności, którego historię już znacie. Szybko udało mu się zlokalizować potomkinie czarownic założycielskich i znalazł się tu, w Glovemarks. Namówił syna… by poślubił jedną z czarownic. Mnie oczywiście – odchrząknęła. Dziewczyny poczuły, że nie powinny tego słuchać, jakby naruszały prywatność kobiety, co było absurdalne. Elsa jednak ciągle kontynuowała, tym samym bezbarwnym głosem z nutką zdenerwowania: – Herald wykorzystał to, śledził mnie, gdy przybywałam do Gritmore. Stamtąd pewnego dnia ukradł jedną z kronik Friderika. Nie wiem jak, ale Edmundowi udało się znaleźć naszyjnik. Prawdopodobnie wyczytał to z notatek Friderika, który po śmierci swych sióstr ukrył zegarek, by nikt go nie mógł znaleźć. Do tej pory nie wiem, gdzie on był. – Zrobiła przerwę i zaczerpnęła powietrza. – Gdy Herald mnie opuścił, ja, Roxana i Rene, Brenda i Rick zrozumiałyśmy, o co tak naprawdę chodzi Bryantom. Udało nam się ustalić, kiedy Edmund chce uwolnić zaklęcie i przybyłyśmy na miejsce. Było to w lesie niedaleko Gritmore. Rozpoczęła się walka. My wszyscy na Anastasię Willox, która była Czarną Czarownicą, czyli posiadała straszniejszą, czarną magię, trudniejszą do pokonania. – Elsa ponownie zrobiła przerwę i popatrzyła w oczy każdej z nich. Teraz jej głos brzmiał, jakby się tłumaczyła. – Wszystko toczyło się bardzo szybko. Edmund, widząc, że już mamy zegarek, wykorzystał fakt, że nie zwracałyśmy na niego uwagi i… zaatakował od tyłu Rene. – Głos Elsy minimalnie się załamał, ale nie pozwoliła, by z jej oczu wypłynęła łza.
Serce Nessie zaczęło bić szybciej. Jakaś czarna fala zastygła tuż przed nią.
– Jak to… zaatakował? – zapytała prawie niesłyszalnym szeptem. Czuła, że usłyszy coś strasznego i obawiała się tego dowiedzieć. Z całych sił jednak pragnęła poznać prawdę, jakakolwiek by była.
Elsa podniosła wzrok na dziewczynę. Wpatrywała się w nią z zawzięciem, ale także z błaganiem. Tak jakby prosiła, by słowa, które teraz wypowie, się nie wydarzyły.
– To był dzień, w którym rzekomo twoja mama uległa wypadkowi samochodowemu – powiedziała, patrząc na dziewczynę z troską. – To on ją tak naprawdę zabił. On… wbił jej sztylet w plecy.
Czarna fala upadła z wielkim impetem, pochłaniając Nessie ze sobą.
Wiele uczuć zwaliło się na dziewczynę jednocześnie. Poczuła niewyobrażalny ból, jakby ktoś wbił jej kołek prosto w serce. Przypomniała sobie twarz swej matki, wszystkie momenty, które z nią spędziła jako dziecko. Jak przytulała ją, kiedy stłukła sobie kolano; jak gotowała obiad, śpiewając wesoło; jak opowiadała jej bajki o wróżkach; jak uczyła ją i jej przyjaciółki różnych gier. Poczuła się oszukana, zraniona i doświadczona niesprawiedliwością. Przez całe swe życie myślała, że śmierć jej matki to zwykły przypadek. Ale to nie był zbieg fatalnych okoliczności. Rene Lenson została zabita, bo stanowiła zagrożenie dla planu Edmunda, dla jakiejś egoistycznej idei.
Zaczął ogarniać ją gniew, później żal, tęsknota i niemoc. A potem wszystko wymieszało się i nie sposób było odróżnić wszystkich tych uczuć. Zapłakała gorzko. Łzy wydobywały się z niej nieustannie, szloch wstrząsnął jej ciałem. Schowała twarz w dłoniach. Chciała odgrodzić się od wszystkiego, zostać sama i jednocześnie pragnęła czyjegoś pocieszenia, które na tym świecie nie istniało.
– Tak mi przykro, kochanie.
Podniosła głowę i ujrzała Elsę, jak siedzi przed nimi na krześle z pełną współczucia twarzą. Obok niej Alice trzymała ją mocno za rękę. Nie wiadomo dlaczego wydobyła z siebie odgłos, który ukształtował się w pytanie:
– Kto wymyślił jej wypadek samochodowy? – Widząc zawahanie Elsy, dodała, zadziwiająco mocnym głosem: – Odpowiedz szczerze.
– Ja. – Usłyszała głos matki Damiana. – I Rick.
– Tak jak Friderik podpalił swoje siostry? – zapytała gorzko. Zaczął ogarniać ją gniew, który częściowo z Edmunda przelał się na Elsę.
– Myślisz, że nie kochałam Rene? – odpowiedziała kobieta pytaniem ze ściśniętym gardłem. – Nie miało znaczenia, co świat uzna za przyczynę jej śmierci. I tak umarła. Jeśli ktoś dowiedziałby się o morderstwie, zacząłby zadawać pytania, na które nie da się realistycznie odpowiedzieć. – Nessie odwróciła wzrok. Nie chciała patrzeć na Elsę ani na nikogo innego. Nie chciała wiedzieć, jak rozbili samochód, jak ułożyli ciało jej matki i jak oszukali sekcje zwłok. Chciała po prostu uciec stąd jak najdalej. Nastała dłuższa chwila ciszy zanim Elsa podjęła temat:
– Poza tym Edmund Bryant poniósł karę. – Przeniosła wzrok na Alice i teraz to ona była pełna niepokoju. Czy miała usłyszeć coś równie strasznego? – Roxana Turner, widząc śmierć Rene i w wyniku żalu… zabiła Edmunda chwilę później.
Cisza zaległa w zimnym salonie McCainów. Damian patrzył na matkę z rozczarowaniem. On również nie znał tej historii. Elsa okroiła ją mu już dawno i karmiła przez ten cały czas. Miał do niej żal, jednak potrafił zrozumieć, dlaczego mu tego nie powiedziała. Nie dotyczyło go to, poza tym przez wiele lat nie było wyraźnego powodu, by jego potajemne lekcje podtrzymywania magii miały się przydać w praktyce. Nie mógł jednak zrozumieć, dlaczego Elsa ukrywała prawdę przed Nessie i Alice. Miały prawo wiedzieć. Musiały wiedzieć. To przecież dotyczyło ich, bo dotyczyło ich rodzicielek. Które zaginęły, na dodatek.
Teraz to Alice zastygła w pół ruchu. Nie mogła uwierzyć, że jej matka zabiła człowieka, nawet gdy był tak zły, jak Edmund. Nigdy nie tolerowała morderstw, kary śmierci oraz innego świadomego zakończenia czyjegoś życia. Obudziła się w niej niechęć do matki, która w pewnym momencie zdecydowała się zakończyć czyjeś życie. Czy był to impuls, czy zaplanowane działanie? Zdała sobie sprawę, że tak naprawdę nie znała matki nigdy i nie wiedziała, jakie jest jej prawdziwe oblicze. Alice wiedziała, że była to zemsta. Jednak nie była pewna, czy tylko tym kierowała się jej matka. Może wykorzystała sytuację i swój ból oraz nienawiść połączyła z prostym rozwiązaniem problemu? Nie potrafiły powstrzymać Edmunda, a jego śmierć rozwiązywała wszystko.
Alice odnalazła wzrok Damiana i ujrzała w jego oczach współczucie.
– Ostatecznie tego dnia, zmarła także i Anastasia, używając za dużo czarnej mocy – dokończyła Elsa swą opowieść. – Właśnie dlatego Bryantowie odkopali groby Edmunda i Anastasii, ponieważ oni mieli ostatni zegarek i zmarli tego dnia. Doszli do wniosku, że chcąc pozbyć się tego naszyjnika, pozwoliłyśmy zakopać go wraz ze zwłokami. Jednak prawdą jest, że nie mieliśmy takiego planu i Bryantowie mieli to na uwadze. Tego dnia szukaliśmy zegarka, ale go nie znaleźliśmy. Wszyscy wiedzieliśmy, że na zegarku Anastasia mogła wykonać zaklęcie, które zawsze sprowadzałoby go do wyznaczonego mu miejsca, tylko im znanego. Tak więc rzeczywiście zegarek mógłby być w grobie Edmunda, jako że zawsze chował go w kieszeni na piersi. Ale teraz wiemy, że go tam nie było.
W głowie Danieli wreszcie wszystko się ułożyło. To był ten brakujący element, który był niezbędny, by pojąć całą historię. Bryantowie początkowo przeszukali wszystkie miejsca, w których ich ojciec mógłby chować zegarek, do których zegarek zawsze miał wracać. Gdy wyczerpały się im pomysły, przybyli do Glovemarks, by uzupełnić informacje. Potem zdecydowali się wykopać grób ojca, następnie Anastasii. Teraz jednak już nie mieli pomysłów, dlatego zdecydowali się na szantaż.
– A więc są dwie opcje – zabrała głos Daniela – albo zegarek jest w jakiejś supertajnej kryjówce Edmunda, albo ktoś przywłaszczył sobie zegarek tamtego dnia po kryjomu. Skoro ty nie masz naszyjnika, wnioskuję, że nie ma go moja babcia ani Rick.
– Zgadza się – przyznała Elsa.
– Więc kto mógłby mieć? – zapytała Melanie zniecierpliwiona.
– To proste – powiedziała Daniela i aż zachciało jej się śmiać. Powstrzymała się jednak, przypominając sobie smutne wiadomości, o których się ostatnio dowiedziały. – Mama Alice.
Alice podniosła nieobecny wzrok na Danielę.
– Moja mama? – Popatrzyła na nią ze zdziwieniem.
– No jasne. Po pierwsze, nie ma jej w Glovemarks, więc to oczywiste, że…
– Roxana nie ma naszyjnika – przerwała Elsa stanowczym tonem, krzyżując ręce na piersi. – Pytałam ją o to kilkakrotnie.
– Nie powiedziała ci, żebyś nie dała się przekonać Bryantom – powiedziała Daniela zadowolona, że rozgryzła tę zagadkę. – Wszystko jasne.
– Czyli co? Trzeba pojechać do mamy Alice i ładnie poprosić o wisiorek z zegarkiem? – zapytała Melanie, zanim ugryzła się w język. Nieśmiało popatrzyła na przyjaciółkę. Tamta siedziała skupiona. Przez chwilę ogarnęła ją pogarda do własnej matki, ale się jej wyzbyła. Zawsze starała się nie oceniać ludzi i widzieć w nich te dobre cechy. Teraz jednak, gdy Daniela podsunęła teorię, że to Roxana może posiadać naszyjnik, po raz kolejny poczuła się zagubiona. Jakby trwała w labiryncie i nie potrafiła z niego wyjść. Jej matka zawsze byłą jak zagadka, kolejne informacje tylko gmatwały sprawę. Chciała rozwikłać wszystkie niepewności, ale poczuła, że nie potrafi odnaleźć w sobie tyle siły. Rzeczywistość ją przytłaczała, a ona nie miała odwagi i mocy, by przebrnąć przez nią z podniesioną głową. Nie czuła się na siłach, by spotkać teraz matkę. Teraz to wiedziała.
– Ja tam nie pojadę. Przynajmniej nie teraz. Przepraszam.


Zdruzgotana powolnym krokiem błąkała się po ulicach Glovemarks. Było już po ósmej i nie potrafiła znaleźć sobie miejsca. Wcześniej odwołała spotkanie z Jamesem, tłumacząc, że źle się czuje. Przyjaciółki odwiozły ją prosto do domu, a Alice nawet zaoferowała się, by przenocować u niej. Nessie jednak powiedziała, że chce iść prosto do łóżka i chce być sama. To prawda, że wyszła na dwór, ale tego nie miała w planach. Po prostu pękła, oglądając album ze zdjęciami swojej mamy, dlatego musiała iść nabrać powietrza.
Przechodziła właśnie obok MaxCup i doszła do wniosku, że wybrała złą drogę. Było tutaj za dużo ludzi, a nie chciała nikomu się pokazywać w takim stanie. Schyliła głowę, by nikt jej nie rozpoznał i ukryła ręce w rękawach swej przydługiej bluzy. Nie wzięła pod uwagę, że spotka przyjaciela, który potrafi rozpoznać ją w każdym ubraniu.
– Nessie? – zapytał Jasper Turner, który właśnie wychodził z pubu. Stał od niej dobre kilka metrów, ale ją rozpoznał. Podniosła głowę i choć usilnie starała się nie pęknąć, wybuchła płaczem. Odruchowo podbiegła do niego i zarzuciła mu ręce na szyję, mocno się w niego wtulając. Z początku zdziwiony znieruchomiał, ale potem mocno odwzajemnił jej uścisk. – Nessie… – szepnął. – Ty… płaczesz?
Odpowiedział mu stłumiony szloch.
– Co się stało? – zapytał z troską i zaczął gładzić ja po włosach.  Dopiero po chwili odsunęła się minimalnie i popatrzyła mu w oczy. Otarł jej mokre policzki dłonią.
– Jasper… – wychrypiała. – Zrobisz coś dla mnie?
– Oczywiście – odpowiedział natychmiast.
– Pójdziesz ze mną na cmentarz?
Choć pytanie zdziwiło go, przytaknął. Objął ją ramieniem i razem w ciszy poszli w stronę cmentarza. Nie wiedział, jaki był w tym sens, ale nie chciał zadawać zbędnych pytań. Wiedział, że jak Nessie się uspokoi, sama mu powie.
Chciała zająć się czymś innym, więc zapytała go, co takiego Alice mu o nich opowiedziała. Oznajmił, iż wie, że nauczyciel literatury i ojciec Damiana planują znaleźć zegarek z potężnym zaklęciem i ich zadaniem jest je zniszczyć. Zauważyła, że Jasper wie wszystko w ogólnikach i tak samo opowiedziała mu historię śmierci swojej matki. Nie chodziło o to, że mu nie ufała – po prostu nie chciała go w to bardziej mieszać.
Dotarli pod nagrobek, na którym widniał drukowanymi literami napis: RENE LENSON.
Przykucnęła i pogłaskała jasny marmur. Czuła się, jakby przeżywała śmierć matki raz jeszcze. I w zasadzie tak było. Kiedyś opłakiwała matkę, która zginęła w wypadku samochodowym, a teraz ofiarę morderstwa w imię idei nieśmiertelności. Zapłakała gorzko, ale łzy nie przynosiły ulgi w takim stopniu, w jakim jej potrzebowała. Trochę czuła, jakby pozbywała się bólu, ale też jakby przyrastał w niej gniew. Wiedziała, że jej śmierć nie mogła pójść na marne. Bryantowie nie mogli dostać tego, czego chcieli.
Poczuła, jak Jasper ściska jej ramię, a chwilę później, kiedy wylewała z siebie kolejną falę łez, przeszedł po niej dreszcz pochodzący z dłoni położonej na nagrobku. Choć powinna się wystraszyć, poczuła że ten dziwny dreszcz dodał jej siły, jakby to mama się z nią kontaktowała. Choć może nieracjonalnie, czuła jej obecność, jakby stała przy niej.


___________________________________________________

Jeden dzień opóźnienia, przepraszam!
Szczerze Wam współczuję, że musicie po raz kolejny czytać tak długi rozdział, ale mam nadzieję, że chociaż Wam się podoba. :D Teraz to już chyba wszystko zostało wyjaśnione, jeśli chodzi o przeszłość. Naprawdę, szkoda mi Nessie w tym rozdziale. 
Następny rozdział zważywszy, że ten jest długi, powinien pojawić się za dwa tygodnie. (Już na roku akademickim, why?!)
Pozdrawiam! :*

8 komentarzy:

  1. Bardzo smutny ten rozdział.. Ale faktycznie wszystko jest wyjaśnione.
    Jak Elsa mogła być z Heraldem? Przecież to okropny facet! Ale talent do gróźb to on ma. ;d
    Rozwalił mnie komentarz dotyczący Simona i jego upodobań w łóżku ;D
    Po raz kolejny Daniela zadziwia mnie swoim intelektem! Kogoś mi przypomina.. Hmm może wiesz kogo? :*
    I co to ma być ?Jakie dwa tygodnie? Nie zgadzam sie na to nie bądź taka! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nessie rzeczywiście musi być ciężko pogodzić się z prawdą, szczególnie że na pewno dla niej opowieść Elsy była najbardziej traumatyczna, bo przez głupie ambicje innych straciła tak bliską jej osobę.
    Zastanawiam się jednak, jaki to wszystko będzie mieć wpływ na dziewczynę. Czy mimo tragedii zachowa zdrowy rozsądek i nie zrobi nic głupiego, czy wręcz przeciwnie pod wpływem emocji, gdy minie żal, postanowi zemścić się na synach Edmunda za to, że ich ojciec odebrał jej matkę.
    Też pomyślałam, że obecnie zegarek może znajdować się w posiadaniu mamy Alice. W pewnym stopniu tłumaczyłoby to jej odseparowanie od rodziny, której nie chciała narażać na niebezpieczeństwo. Jednak odkopywanie grobów Edmunda i jego czarownicy podsunęło mi też drugą teorię, że to Rene mogła zabrać zegarek i ostatecznie zostać z nim pochowana.
    Niecierpliwie czekam na dalszy rozwój akcji.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Już od dwóch dni próbowałam przeczytać i skomentować, a ciągle mi ktoś przeszkadzał i wybijał z rytmu. Ludzie często wybierają nie te momenty co trzeba. :)
    Może przez to nie poczułam smutku wobec Nessie i całej sytuacji jej matki, tego co się działo w przeszłości. Jednakże końcówka strasznie mnie rozczuliła i dała nadzieję na przyszłość. Tak... magicznie się zrobiło. :) To było to!
    Pierwsze słowa Melanii, a także cała jej postawa tutaj rozśmieszyła mnie. Tak bezpośrednia i tak prosta dziewczyna... ;)
    Sprezentowałaś także zawsze zwarty, gotowy i bystry umysł Danieli. I teraz dużą moc miały jej słowa. Czyżby miała rację?
    Jeszcze dodam, że miłość musiała być ślepa, że dobrała kiedyś tak różne dwie osoby. Biedy Damien...
    Zżera mnie ciekawość co też może grozić dziewczynom.
    Pozdrawiam. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przykry ten rozdział. Ciekawa była ta rozmowa byłego małżeństwa. Dzięki niej została poruszona cała historia, dzięki której można było się wiele dowiedzieć. Szkoda mi Nassie. Ale w końcu jej matka za coś umarła. To nie było morderstwo od tak, więc chociaż tyle. Nasssie może czuć się zaszczycona, że jest jej córką. Oczywiście teraz to całe płakanie za matką itd. jest w pełni normalne. Kto by tak nie robił? Jeszcze jak poznał prawdziwą wersję śmierci jej matki.
    Co do Alice. Też jest mi jej żal. Teraz będzie się zadręczać, że jej matka jest morderczynią. Będzie się zastanawiać czym jej matka się kierowała itd...
    Bardzo mi się podobała ta scenka z Jasperem i Nassie. Uwielbiam ich. Jasper jest taki troskliwy. <3
    Czekam na następny rozdział. ^^
    Pozdrawiam i weny. xx

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak bardzo szkoda mi Nessie! To naprawdę straszne.
    Uwielbiam Daniele i jej dedukcję. Ma dziewczyna głowę na karku.
    Bryantowie coraz bardziej działają mi na nerwy. Może i przemyśleli swoje poprzednie działania, ale teraz zachowują się jak typowi kretyni. Nawet złoczyńca powinien przysiąść i zastanowić się, co dalej, a nie działaś pod wpływem emocji.
    To jeden ze smutniejszych rozdziałów, chociaż liczyłam na małe co nieco z Nessie i Jasperem. Co prawda, cmentarz to nie zbyt urokliwe miejsce, ale zawsze coś.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i życzę weny x

    OdpowiedzUsuń
  6. Noo rozjaśniło się i to sporo. nadal mylą mi się niektóre imiona, ale pracuje nad tym :)
    W tym rozdziale w sumie nie zdziwiło mnie tylko jedno. Że to daniela rozgryzła całą tę zagadkę. W sumie to jak już na początku rozdziału zaczęłam tak myśleć, ze może to matka Alice. I pewnie dlatego się ukrywa i nie chce mieć kontaktu z córką. Żeby jej nie narażać.
    A ta czarna czarownica mnie ciekawi. Skoro może mieć większą moc niż dziewczyny, to powinny się jej naprawdę bać, bo Bryantowie z jej pomocą mogą stać się jeszcze trudniejszymi przeciwnikami. I Szkoda mi Nessie, ale trochę oddalając się od tematu śmierci jej matki stwierdzam po raz kolejny, ze ona powinna sprzedać temu całemu Jamesowi kopa w tyłek i wziąć się za Jaspera. Widać, ze chłopakowi na niej zależy i potrafi ją zrozumieć. czekam aż coś się między nimi rozwinie.
    Ściskam :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj!
    Nie wiem od czego by tu zacząć. To mój drugi, prawdziwy komentarz w blogosferze, ponieważ przed dosłownie chwileczką napisałam pierwszy. Jestem już nie zestresowana, a podniecona. Dobrze tak wyrzucić autorom ulubionych opowiadań, to co ma się na myśli. Tak więc...
    Bloga poleciła mi jakiś miesiąc, około dwóch miesięcy temu dobra znajoma - Nogitsune i od prologu wiedziałam, że to jest to. Jak najbardziej moje klimaty. Czarownice, jakieś ruiny, przeszłość. O tak! Nie ukrywam, że najbardziej spodobała mi się otoczka tajemnicy w prologu. Te damy plus nasz rodzynek. Jeju, czytałam to tak dawno (półtora miesiąca, wow, serio wieki!), jak on miał?! Aż sprawdzę, ale to potem. Koniec końców urzekł mnie pomysł z tym zegarkiem i jego właściwości. Mamy dobro - tutaj dziewczyny. Mamy zło - Bryantowie i jak się teraz okazuje jakaś tajemnicza Czarna Czarownica. Boję się, że może ona nieźle namieszać, a nawet bardzo nieźle. Ale mniejsza. Dodatkowo uwielbiam fakt, że opowiadanie jest autorskie. Mam już trochę bardzo dość Dramione, córek Voldzia, pamiętników wampirów i zmierzchu. Blee. A gdy znów zobaczyłam znajome twarze na szablonie chciałam uciec. Na całe szczęście zostałam. Co do samej treści, postaci i paringów...
    Moja ulubiona bohaterka to Melanie, tak też zagłosowałam w ankiecie. Uwielbiam jej podejście do życia. Na domiar złego problemy rodzinne oraz użeranie się z młodszym rodzeństwem. Ja tam nie wiem, jestem najmłodsza, jednak co spotykamy się w rodzinnym gronie dowiaduję się, że byłam utruta. No cóż, takie życie. Co zrobisz, jak nic nie zrobisz. Współczuję Ci Mel, całym sercem. No i ten chłoptaś. Pff, zasługujesz na kogoś lepszego!
    Później jest Nessie, wróć, Nessie i James. Mam nadzieję, że przetrwają, bo są na serio fajną parą!
    Dalej Daniela i Alice. Je lubię po równo. Nie wiem dlaczego, ale Alice musi być z Rayem *szepcze i usuwa się w cień*.
    Polubiłam także Elsę. Od razu mi się skojarzyła z Krainą Lodu, którą wielokrotnie oglądałam z siostrzenicą. Ulepimy dziś bałwanka? Bałwanka może nie, ale ocalimy miasto przed Bryantami i ich nieśmiertelnością ;) Szczerze trzymam kciuku za dziewczyny!
    Ogółem cała historia Gritmore wciągająca i zachęca do czytania. Chcę więcej! Na zakończenie serdecznie zaproszę do siebie, ale to w spamie, coby tu nie śmiecić.
    Powodzenia w pisaniu, ściskam i pozdrawiam :)!

    OdpowiedzUsuń
  8. Zegarek ma ta z czwórki, która ciągle na niego patrzy; ta, co leci na bubka.

    OdpowiedzUsuń