– ROZDZIAŁ XV –
TY ALBO JA
- Jesteś pewna, że to Grece albo Bryantowie? –
zapytała Alice Turner, patrząc na Nessie, która z artystycznie założoną chustką
na głowie, skutecznie zakrywała guza po sobotnim wydarzeniu. Na jej szczęście,
uderzenie nie było dostatecznie mocne, by uszkodziło mózg. Straciła przytomność stosunkowo na krótki
czas, ale Tom Lenson i tak pojechał z nią jeszcze tego samego wieczora do
szpitala, by zrobić potrzebne badania.
- To nie mogła być Grece – wtrąciła Daniela, jak
zwykle rzeczowo analizując sytuację. – Ona zaatakowałaby magią, a nie uderzała
w głowę kijem do lacrosse.
- Okej, a ty skąd wiesz, że to był kij od
lacrosse? – zapytała Melanie, mrużąc oczy jak zawsze, kiedy coś wykraczało poza
jej zrozumienie.
- Nie wiem, to był przykład. – Daniela przewróciła
oczami, po czym kontynuowała: – Czyli zostają Bryantowie. Któryś z nich musiał
cię uderzyć.
- Okej, nie ważne, kto to był – przerwała Nessie,
którą znowu zaczynała boleć głowa w miejscu uderzenia. Dotknęła ręką skóry
między potylicą, a częścią ciemieniową i rozmasowała ją. – Ważne, że po raz
kolejny dali nam ostrzeżenie, że jeśli nie oddamy im zegarka, będą dalej nas
atakować.
Była
to niezaprzeczalnie prawda, która niosła ze sobą jeszcze większą presję niż
dotychczas. Dziewczyny poczuły się przyciśnięte do ściany, zagrożone i
niepewne. Melanie przełknęła ślinę i retorycznie zapytała:
- Najpierw Daniela, potem Nessie. Kto następny?
Alice
przeniosła przerażony wzrok na blondynkę, uświadamiając sobie, że teraz to one
zostały wystawione na największe zagrożenie. Nie zdołała wykrzesać z siebie ani
grama otuchy, kiedy wszystkie cztery zobaczyły kroczącego w ich stronę Simona
Bryanta. Stały właśnie w poniedziałkowy poranek przed salą 26, czekając na
lekcję literatury.
Nauczyciel,
niosący pod pachą czarną teczkę, zatrzymał się przy drzwiach i włożył kluczyk
do zamka. Otworzył drzwi i przepuścił uczniów. Dopiero teraz spojrzał na
Danielę, Melanie, potem na Alice i szeroko otworzył oczy, z początku ze
zdziwienia, a potem z wściekłości je zmrużył, kiedy przeniósł wzrok na Nessie.
- Miło cię wreszcie widzieć w szkole, panno Lenson
– rzekł, kiedy dziewczyna mijała go. Każda niewtajemniczona osoba uznałaby jego
słowa za grzeczne i pełne troski z powodu tygodniowej nieobecności uczennicy w
szkole. Jednak jego wzrok powędrował do czerwonej chustki okalającej głowę
dziewczyny i Daniela uznała, że kiepsko wychodzi mu krycie niezadowolenia.
- Dziękuję – rzuciła Nessie, by jak najszybciej
usiąść w swojej ulubionej ławce. Lekcja przebiegała dziwnie zwyczajnie i
nauczyciel tylko raz zapytał Alice o jej stosunek do prowadzonej dyskusji. Co
chwilę patrzył na swój srebrny zegarek, oczekując jak najszybciej końca lekcji.
Wreszcie się doczekał. Kiedy ostatnia osoba, Misty
Anderson, znikała w drzwiach sali, nauczyciel szybko podszedł do nich i
dokładnie je zamknął. Od razu wyciągnął ze swojej torby telefon komórkowy i
wybrał z listy kontaktów numer telefonu swojego syna.
Ray
nie zdążył nawet powiedzieć „słucham?” kiedy Simon Bryant mruknął wściekłym
tonem:
- Czy ty, do cholery, nawet nie potrafisz
porządnie rąbnąć kogoś w głowę?!
Chłopak
zamilkł, zaskoczony.
- Coś ci znowu nie pasuje? – warknął w końcu.
- Wyobraź sobie, że przychodzę sobie dzisiaj na
lekcję – zaczął, teatralnie udając, jakby tłumaczył coś pięciolatkowi – i
zgadnij co widzę: naszą drogą pannę Lenson, opartą o ścianę z głupią chustką na
głowie.
- No i co z tego? – zapytał po chwili wkurzony,
przyciskając policzkiem telefon do ramienia. Denerwowało go, że ojciec dzwonił
do niego, kiedy wymieniał akumulator klientowi. Jakby nie mógł poczekać, aż
skończy pracę lub będzie miał przerwę na lunch.
- Jak to co, idioto – zirytował się Simon,
szczerze żałując, że nie ma przy nim syna, by mógł go uderzyć. – Nie dość, że
miałeś uderzyć nie tą osobę to jeszcze miała ona wylądować w szpitalu albo
jeszcze lepiej, a nie przechadzać się dzień później po szkolnym korytarzu.
- Zrobiłem, co kazałeś – uciął Ray, choć w głębi
duszy odetchnął, że nie zrobił nic poważnego. – To, że szybko wyzdrowiała, to
nie moja wina.
- Powiem ci coś, kolego. – Simon zniżył głos, co
sprawiło, ze stał się jeszcze bardziej jadowity. – Dzisiaj pokażę ci, jak to
się robi. I następnym razem, jak spaprasz jakąś sprawę, wyrzucę cię z domu
prosto do Slighton na Boczną 5G.
Rozłączył
się i odstawił telefon na biurko właśnie w momencie, w którym zadzwonił dzwonek
i kolejna fala uczniów przelała się do jego sali.
- Dzień dobry – przywitał się miłym głosem, w
sekundzie przybierając maskę sprawiedliwego i przyjaznego nauczyciela.
Melanie ścisnęła mocniej rękę swojego chłopaka i
wpuściła go do swojego domu. Obawiała się spotkania z matką, ale zdecydowała
się, że nie będzie się tym przejmować. Wiedziała, że przy obcych rodzicielka
zachowuje się w miarę przyzwoicie. Postanowiła więc, że tylko przedstawi
rodzicom Kevina i pójdą razem na górę. Tam już będą bezpieczni. Ojciec na pewno
nie zgodzi się, by ktoś ich tam odwiedzał. Chyba że głupia Jennifer zechce jej
przeszkadzać. No cóż, to jest bardzo prawdopodobne.
Zamknęła
ostrożnie drzwi i powiesiła swój beżowy płaszcz na wieszaku. Spojrzała na
Kevina. Nie była pewna, czy jest zestresowany, czy po prostu ma zły humor,
bowiem od początku ich spotkania był mało rozmowny. Złapała go ponownie za rękę
i wkroczyła do salonu.
Odetchnęła
z ulgą widząc, że matki nie ma w pokoju. Był tylko ojciec, który siedział na
kanapie i czytał gazetę. Gdy tylko ich zobaczył, ściągnął natychmiast stopy
ubrane w włochate różowe papcie ze stolika, złożył czasopismo i podszedł do
nich.
- Witam – przywitał się uprzejmie.
- Kevin Punp – przedstawił się chłopak, nieśmiało
wyciągając dłoń.
- Miło mi – rzekł ojciec i widząc skrępowanie
chłopaka rzekł do córki: - Melanie, poczęstuj gościa plackiem bananowym. Moja
robota – pochwalił się, uśmiechając się dumnie, po czym zajął miejsce na
kanapie.
Melanie
i Kevin poszli razem do kuchni, gdzie dziewczyna ukroiła mu spory kawałek
ciasta i polała sosem czekoladowym. Chłopak wziął od niej talerzyk i razem
przeszli przez salon, kierując się ku schodom. Ojciec podnosząc wzrok znad
gazety, wyszczerzył do nich zęby w wielkim uśmiechu i powiedział do Kevina:
- Tylko pamiętaj, jak zrobisz coś mojej córce, to
dostaniesz mandacik. – Zaśmiał się głośno, bardzo ubawiony swoim żartem, a
Melanie zażenowana wywróciła oczami, mówiąc: „Taato!”. Złapała Kevina za rękę i
pociągnęła go na korytarz.
No
tak. Matka zawsze wyłaniała się na korytarzu. A Melanie już się cieszyła, że
udało jej się przyprowadzić chłopaka bez spotkania z nią. Patrzyła na nich
bacznym wzrokiem i sądząc po ręczniku na głowie, właśnie wracała z łazienki do
salonu.
- Nie przedstawisz matki? – zapytała oficjalnym
głosem i Melanie skrzywiła się słysząc jej głos.
- Oczywiście – powiedziała dziewczyna słodkim
głosem. – To jest mój chłopak Kevin Punp, a to moja najukochańsza matka.
Kevin
nie dostrzegł ironii w słowach dziewczyny, za to matka realnie ją zrozumiała.
Odwróciła wzrok od córki i uścisnęła dłoń Kevina. Mijając ich, posłała Melanie
ostre spojrzenie. Nie była zadowolona, że córka drwi sobie z niej przy obcych.
Osiemnastolatka o tym wiedziała, jednak nie mogła się powstrzymać. Teraz
poniekąd żałowała, że tak przedstawiła matkę, bo potem czekała ją długie
słuchanie wymówek, co niewątpliwie zakończy się trzaskaniem drzwi.
Odeszli
kilka kroków, kiedy Margaret Gromper odwróciła się i zapytała:
- Na jaki film idziecie?
- Słucham? – zapytał Kevin Punp, nie do końca
rozumiejąc.
I
wtedy Melanie zdała sobie sprawę, że przyprowadzanie Kevina do domu, było
błędem. A ściślej: przyprowadzanie go do domu, kiedy była w nim obecna matka,
było błędem.
Oczywiście
wytłumaczenia gdzie Melanie się wybiera tego wieczoru, które mówiła matce, nie
pokrywały się z tymi skierowanymi Kevinowi. Miało to związek z brakiem aprobaty
(a nawet zakazem) częstego spotykania się Melanie z przyjaciółkami. Dzisiaj
powiedziała swojemu chłopakowi, że o dziewiętnastej idzie do Danieli uczyć się
na klasówkę z chemii, natomiast matce, że idzie do kina z Kevinem. Faktycznie
oczywiście, miała zamiar iść do Gritmore, gdzie była umówiona ze swoim wujkem.
Powoli zaczynała się już gubić w kłamstwach, dlatego nie przewidziała
rezultatów.
- Do kina – powiedziała matka. – Idziecie dziś do
kina.
Kevin
chciał coś powiedzieć, kiedy Melanie przerwała mu mówiąc:
- Porywacz
3. – I łapiąc go za rękę, pociągnęła na schody.
Gdy
tylko zamknęła drzwi od pokoju, spojrzała na twarz chłopaka. Był wściekły.
- Chcesz może jeszcze do tego coli? – zapytała,
starając się brzmieć normalnie. On jednak zignorował jej zdanie i powiedział:
- To my idziemy dzisiaj do kina? Dlaczego mi o tym
nie powiedziałaś?
Melanie
nie wiedziała co powiedzieć. Była zła na siebie, że doprowadziła do spotkania
Kevina z matką oraz na nią, że zapytała o film. Przecież i tak ją to nie
interesowało!
Odsunęła się o krok, patrząc w jego oczy, by było wiarygodniej.
- To nie tak – powiedziała. – Chciałam cię zabrać
do kina. To miała być niespodzianka. Tylko że dzisiaj mi wypadła nauka na
sprawdzian z chemii.
Kevin
prychnął. Nie połknął jej kłamstwa. Nie było najbystrzejsze, ale nie było też
fatalne.
- Jasne – rzekł gorzkim głosem i skrzyżował ręce
na piersi. – To dlaczego twoja mama nie wie o tym, że idziesz się uczyć?
- Bo.. – zaczęła dziewczyna, szukając panicznie w
głowie jakiegoś wytłumaczenia. – Bo jej jeszcze
o tym nie powiedziałam. Przecież wiesz, że nie dogadujemy się dobrze…
Może
wcześniej to kłamstwo przeszłoby. Ale od tej sytuacji z samochodem, Kevin
zaczął ufać jej jeszcze mniej niż dotychczas. Poza tym oddalili się od siebie.
Kevin uważał, że blondynka nie mówi mu prawdy, natomiast Melanie miała mu za
złe, że ciągle poddaje w wątpliwość jej słowa.
- Okłamałaś mnie – rzekł Kevin zmęczonym głosem. –
Po raz kolejny. Ile jeszcze razy masz zamiar mnie okłamywać?
Chciała
znaleźć w głowie jeszcze jakieś słowa, które mogłyby ją oczyścić z zarzutów.
Twarz Kevina przerażała ją. Był nieugięty i pewny, że znowu go oszukała. I miał
rację, bo tak właśnie było. Tym razem naprawdę odgadł jej kłamstwo.
Właśnie
w tym momencie Melanie zdała sobie sprawę, że tak dłużej nie może. Nie może go
ciągle okłamywać. Nie może budować ich związku na nieprawdzie, próbując
przedłużyć ich relacje jeszcze o kilka dni. Mogłaby powiedzieć mu całą
prawdę, ale to oznaczałoby go wciągnięcie w sferę magii i poniekąd
niebezpieczeństwa. Poza tym, nie była pewna, czy uwierzyłby jej. Na pewno
uznałby, że robi sobie z niego żarty, jak ona pomyślała, gdy została po raz
pierwszy zaciągnięta do Gritmore. Nie miałaby mu tego za złe. Jednak uznała, że
nie może go wtajemniczać. I tak by im to nie pomogło. Każdy związek oparty na
kłamstwie prędzej czy później musi się skończyć.
Całkowicie
pewna, że ta godzina już wybiła, powiedziała:
- Masz rację. Okłamałam cię.
Choć
Kevin o tym wiedział, zdziwił się, że się przyznała. Pewnie sądził, że będzie
się z nim bawić w dłuższe konwersacje. Ale to nie miało sensu i oboje o tym
wiedzieli. Mimo że Melanie ciągle zależało na tym chłopaku zdawała sobie
sprawę, że nic nie może zrobić. Ich związek psuł się i nie mogli wrócić do tych
szczęśliwych chwil jeszcze przed tym, jak oficjalnie zostali razem.
- Przyznajesz się tak wprost? – Nie mogąc
uwierzyć, pokręcił głową z rezygnacją.
- Tak – przyznała. – Idę dzisiaj gdzieś i nie mogę
powiedzieć ci gdzie, jak również nie mogę tego wyznać matce.
Chłopak
wydawał się oburzony tymi słowami.
- Wspaniale! – zawołał. – Czyli chcesz teraz mi po
prostu powiedzieć, że okłamywałaś mnie przez ten cały czas?
- Nie – odpowiedziała zgodnie z prawdą. Chciała by
choć trochę zdawał sobie sprawę, że nie do końca jest taka zła. – Tylko kilka
razy.
- Kilka – powtórzył i załamał ręce. Nie wiedział
co powiedzieć i Melanie dała mu chwilę, by dobrał właściwe słowa. – Słuchaj, ja
nie mogę z tobą być! – rzekł.
- Wiem, że nie – powiedziała niestabilnym głosem i
poczuła, że zaraz do jej oczu napłyną łzy. Było to dla niej ciężkie przyznać
się do błędu. Kontynuowała jednak dalej: - Dlatego cię nie zatrzymuję.
Przez
chwilę jeszcze miała nadzieję, że Kevin jej jednak wybaczy, bo stał, nie
wiedząc co uczynić. Podniosła jeszcze raz wzrok, ale on nie patrzył na nią.
Pokręcił jedynie głową i mijając ją, ruszył w kierunku drzwi. Zniknął w
drzwiach i dopiero wtedy Melanie wybuchła gorzkim szlochem.
Rozgrzewający prąd przeszedł jej po plecach wzdłuż
kręgosłupa i spowodował ciarki na całym ciele. Otworzyła lekko oczy i
spostrzegła wpatrujące się w nią niebieskie tęczówki, zaledwie dziesięć
centymetrów od swojej twarzy.
- Miałeś wzmocnić moją koncentrację, a nie mnie
rozkojarzać – mruknęła, zamykając z powrotem oczy. Starała się skupić, ale
bicie jego serca, które czuła swoją dłonią położoną na jego klatce piersiowej,
na to nie pozwalało. Zasunięte rolety w jej pokoju tworzyły romantyczny
półmrok, a rozłożone dookoła nich na dywanie świece jeszcze bardziej podsycały
ten klimat. Damian zaśmiał się cicho i przytrzymał jej dłoń swoją, przysuwając
się jeszcze bliżej. Dotknął czołem jej czoła i teraz ich usta dzielił zaledwie
centymetr. To zaklęcie zdecydowanie nie miało tak wyglądać.
Kolejna
fala gorąca przetoczyła się przez jej ciało i nie była pewna, czy to przez
wzmacniające zaklęcia Damiana, czy przez jego bliskość. Oddychali jednym
powietrzem, robiąc z każdą chwilą głębsze i szybsze oddechy; słyszeli bicia
swych serc, coraz bardziej przyśpieszone. Pomimo, że czuła stykające się ich
czoła, jego dłoń na swojej, chciała pokonać dzielącą ich przestrzeń, jakby była
za duża do wytrzymania. Damian delikatnie musnął wargami jej usta, a ona, nie
mogąc się oprzeć, przywarła całą sobą do jego ciała, całując go bez
opamiętania.
I
właśnie w chwili, kiedy leżąc na nim wsunęła swoją dłoń pod jego koszulkę,
usłyszała wołanie swojej babci.
- Alice? Zejdź, moja droga, na dół!
Cała magia prysła.
Oderwawszy swoje usta od niej, Damian mruknął.
Całe to napięcie, które za chwilę miało wybuchnąć, uszło z nich pozostawiając
niezadowolenie. Alice podniosła wzrok na chłopaka i szepnęła:
- Przepraszam.
I
wstając z niego, poprawiła sobie bluzkę. Damian pokiwał głową ze zrozumieniem,
wyszczerzył zęby i podniósł się z podłogi.
- I tak, będę już szedł – oznajmił, po czym dodał:
- Dokończymy tę lekcję kiedyś. – Uśmiechnął się wymownie, a ona zarumieniła
się.
Zeszli oboje na dół po schodach. Babcia nigdy nie
przeszkadzała kiedy ktoś przychodził do Alice czy Jaspera, a skoro teraz to
zrobiła, to miała jakiś powód. Znaleźli babcię, siedzącą przy kuchennym stole i
rozwiązującą krzyżówkę. Miała na głowie staranną fryzurę, na nosie okulary, a
na czerwonym sweterku fartuszek w jesienne liście.
Widząc wnuczkę, Helen przypatrzyła się jej uważnie.
Dziewczyna zawsze czuła, że ten wzrok przewierca nie tyle jej ciało, co umysł.
- Co się stało, babciu? – zapytała Alice.
- Nic szczególnego – odparła Helen Turner,
poprawiając sobie palcem wskazującym okulary. – Martwiłam się, bo zrobiło się u
was coś tak cicho.
Popatrzyła
na nich niewinnie. Jej spojrzenie zawsze było pełne życiowej mądrości i
doświadczenia, ale nie było surowe, tylko zabawne, jakby trzymała wszystko na
dystans. Na policzkach Alice automatycznie pojawiły się rumieńce.
- Nie zapomnijcie, że kuchnia jest pod twoim
pokojem – dodała jeszcze babcia i widząc zakłopotanie nastolatków, zaśmiała się
i dodała: - No, wyjdźcie na spacer, jest taka ładna pogoda.
Uśmiechnęła
się do nich jeszcze raz, po czym spuściła wzrok na kuchenny blat i zaczęła z
powrotem rozwiązywać krzyżówkę.
Alice
i Damian pożegnali się i wyszli na podwórko. Minęli jakiś zaparkowany stary
srebrny samochód i kierowali się w stronę Alei Zjednoczenia. Mimo przerwania im
przez babcię, byli w świetnym humorze. Dziewczyna przypomniała sobie, że od
dawna nie czuła się tak dobrze. Ciągłe ćwiczenia magii, zagrożenie ze strony
Bryantów oraz presja jaką niosło ze sobą znalezienie zegarka nie pozwalały jej
cieszyć się życiem.
Ale to on. To on pomagał jej choć na chwilę
zapomnieć o problemach.
- Cieszę się, że cię mam – wyszeptała do jego
ucha, powodując uśmiech na twarzy chłopaka. Właśnie miał ją pocałować, kiedy
spostrzegł stojącego w pobliżu Heralda Bryanta. Kupował on w kiosku paczkę
papierosów, a kiedy ich zobaczył, ruszył w ich stronę. Instynktownie, odwrócili
się, nie chcąc doprowadzić do konfrontacji, jednak mężczyzna ich dogonił i
zapytał:
- Mogę z tobą porozmawiać, synu mój? – Zagrodził
im drogę.
- Nie będę z tobą rozmawiał – odpowiedział
stanowczo Damian, uchylając się, by opuścić towarzystwo ojca.
- Będziesz – oznajmił tamten, łapiąc go za łokieć.
– To coś na temat twojej matki.
Damian
popatrzył uważnie w oczy ojcu. Nie miał najmniejszej ochoty wdawać się w nim w
dyskusje. Herald doskonale o tym wiedział, jak również zdawał sobie sprawę, że
jedynie poruszenie tematu Elsy przekona syna do rozmowy z nim. Alice złapała
chłopaka za rękę, starając go odciągnąć, jednak on stał w miejscu.
- Daj nam chwilę – szepnął do dziewczyny.
- Jesteś absolutnie pewien? – zapytała, a kiedy on
pokiwał głową, puściła jego dłoń i odeszła kilka kroków dalej. Chciała być w
pogotowiu, w razie gdyby Herald zdecydował się zaatakować. Obserwowała ich
rozmowę, jednak nie słyszała słów, które wypowiadali. Dochodziły do niej
jedynie strzępki wypowiedzi. Widziała, jak w pewnym momencie Damian się
bulwersuje i jak podnosi głos mówiąc „Kłamiesz!”. Już chciała podejść bliżej,
kiedy właśnie w tym samym momencie z zakrętu wyjechał srebrny stary Volkswagen
– dokładnie ten sam, który zaparkowany był niedaleko jej domu – wyjechał z
zawrotną prędkością w zakręt.
Reszta
działa się bardzo szybko. Uliczka była tu naprawdę wąska i samochód zatoczył
szerokie półkole, kierując się wprost na Alice, stojącą po przeciwległej
stronie alejki. Damian krzyknął i skoczył w stronę swojej dziewczyny, w
ostatniej chwili umykając przed Heraldem, starającym się go powstrzymać.
Choć
Alice była przygotowana na atak, w tym momencie nie miała szans wykonać żadnego
zaklęcia. Samochód był tuż przy niej i dziewczyna zdążyła tylko instynktownie skończyć
na maskę. Dokładnie w tym samym momencie, kiedy spadała po drugiej stronie
samochodu, Damian wpadł wprost w lewy bok pojazdu i z dużym impetem odbił się
od niego.
Samochód
nie zatrzymując się, zniknął na następnym skrzyżowaniu, zostawiając
nieprzytomnych nastolatków na zimnym betonie.
______________________________________________
Wiem, wiem, wiem. Rozdział miał być dwa dni temu, ale nie wyszło. Miałam po prostu wiele nauki i nie znalazłam czasu, by poprawić rozdział i dodać go na bloga. Mam nadzieję, że nie ma dużo błędów, ale jak coś znajdziecie, proszę napiszcie mi.
Cóż mogę rzec: dziewczyny mają przechlapane. Naprawdę im współczuję, bo co chwilę im się coś dzieje. Przydałby się im jakiś wypad do SPA, co nie? XD
Związek Melanie i Kevina był przesądzony. Myślicie, że kiedyś mogliby go siebie wrócić? Co musiałoby się zmienić? I jeszcze jedno podchwytliwe, a zarazem banalne pytanie: czy myślicie, że jestem aż tak wredna, by zabić dwójkę głównych bohaterów? :D
Taki mały spoiler: w następnym rozdziale bardzo ważny fragment z Grece, który przyczyni się do wielu następnych wydarzeń. No, to już nic więcej nie zdradzam! :D
A skoro już jesteśmy przy szesnastym rozdziale, to nie wiem kiedy go opublikuję. Obiecałam dodać w moje urodziny (13 XI), ale nie wiem, czy mi się uda. W każdym razie, nie sądzę, by był później niż za dwa tygodnie!
Pozdrawiam serdecznie! :*
Cóz.. TAK mogłabyś to zrobić ;* Chociaż prędzej zabijesz Damiana, oszczędzisz Alice ;) .
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to czy na prawdę muszę pisać, że jest genialny? Nie wiem jak ty utrzymujesz taki poziom ;*
Myślę, że dobrze się stało z Melanie i Kevinem.. Związek w którym jedna strona kłamie non stop nie ma prawa bytu.. Poza tym Kevin jest jakiś dziwny i mam nadzieję, że Mel znajdzie kogoś fajniejszego.
Mówiłam, że Ray nie jest taki do końca zły! Miałam rację.. nie zabił przecież Nessie.
Masakra to już za 10 dni będziesz taka stara? :D Ej.. przypomniało mi się robienie torta <3 Ach te licealne wspominki ;D
Haha, serio myślisz, że zrobiłabym to? :D No cóż, przekonamy się za dwa tygodnie! :D
UsuńNooo, właśnie nie chcę :( Ale Ty mi się tu nie ciesz, bo za miesiąc i 8 dni będziesz też miała ostatnią nastkę! :D
A tort był genialny, zrobiłabym go jeszcze raz :D
Ja akurat nie mam nic do tego kilkudniowego opóźnienia, bo mogłam spokojnie nadrobić poprzedni.
OdpowiedzUsuńAż mi słów zabrakło przy końcówce, to okropne, co się wydarzyło. Nigdy bym nie pomyślała, że Bryantowie będą próbowali skrzywdzić je w taki sposób, stawiałam raczej na magiczną ingerencję Grace niż jawne zagrożenie życia.
Ponieważ Alicei Damian to główni bohaterowie, więc zakładam, że przeżyje ten zamach, jednakże zarazem boję się, w jakim będą stanie. Nawet nie chcę o tym myśleć, bo to potworne, ale liczę na to, że zarówno ona jak i Damian będą mieć dużo szczęścia i nic bardzo poważnego im się nie stanie.
Przynajmniej tyle dobrego, że Nessie nic poważnego się nie stało po ataku Raya. Początkowo gdy Simon ją zobaczył, to cieszyłam się, że mu w pięty poszło, ale teraz żałuję, że dziewczyna poszła do szkoły, bo w efekcie odbiło się to wszystko na Alice.
Strasznie współczuję wszystkim dziewczynom i mam nadzieję, że ich cierpienia szybko się skończą i w efekcie cała sprawa z zegarkiem nie zakończy się dla żadnej z nich tragicznie.
Tak też przypuszczałam, że związek Melanie i Kevina prędzej czy później się rozpadnie. I chyba pisałam już to wcześniej, ale nie widzę dla nich jakichkolwiek szans, jeśli chłopak dalej byłby karmiony tymi wszystkimi kłamstwami. Szczególnie że głupia wizyta w domu dziewczyny potwierdziła, że każde kłamstwo ma krótkie nogi. Zastanawiam się, co Kevin pomyślał sobie o tym wszystkim, ale nie sądzę, by jego wersja wydarzeń była przyjemna.
Błędy:
- Zrobiłeś, co kazałem – uciął Ray (...) - sądzę, że chodziło o "zrobiłem, co kazałeś
Moja robota. – Pochwalił się - bez kropki, pochwalił małą literą
A ściślej: przyprowadzanie go do domu, kiedy byłą w nim obecna (...) - była
Mogłaby mu powiedzieć mu całą prawdę (...) - jedno "mu" niepotrzebne
Widząc wnuczkę Helen przypatrzyła się jej uważnie. - przecinek przed "Helen"
Pozdrawiam serdecznie :)
Dziękuję bardzo za wszystkie wypatrzone błędy! :*
UsuńRzeczywiście, Kevin zdecydowanie nie myśli teraz dobrze o Melanie. Niestety, ona nie może zrobić zupełnie nic, by mogła choć trochę usprawiedliwić się przed chłopakiem. Kłamstwo to kłamstwo, jak napisałaś, ma krótkie nogi. A potem przychodzi za nie płacić.
Co do Simona, to jest on bardzo okrutny i nie lubi, gdy coś idzie nie po jego myśli, dlatego szybko zdecydował się zaatakować ponownie. Wziął sprawy w swoje ręce i zobaczymy, jakie będą tego rezultaty.
Ja również pozdrawiam serdecznie ;)
Simon taki wredny. Biedny Ray. Ojciec go tak męczy. Chłopak dobry. Serio mi go szkoda. :(
OdpowiedzUsuńDaj mi placek bananowy!
Co do Melanie i Kevina... Ja czułam, że ze sobą skończą. Związki opierają się na zaufaniu, a jeśli Melanie go co chwilę okłamywała to tak wyszło. Rozumiem czemu itd. Mogła być od początku szczera to może byliby nadal razem, a teraz jakby powiedziała prawdę to tak jak napisane tu jest chłopak by myślał, że sobie żarty z niego robi...
Babcia Alice niszczy nastrój. XD
I ta akcja na koniec. Jeju. Serio te dziewczyny są biedne. To co następna Melanie?
Nie ważne kiedy rozdział. Ważne, że w ogóle będzie!
Czekam na następny!
I zapraszam do siebie na nowy >.>
http://mlodziiwaleczni.blogspot.com/2014/11/rozdzia-15.html
Napisałam taki długi komentarz, ale oczywiście się nie dodał... Idzie zwariować z tym bloggerem. A może to mój kiepski dostęp do internetu?
OdpowiedzUsuńNaprawdę nie mam weny pisać go ponownie, więc tak w skrócie: 1) Biedny Ray, wykorzystywany przez tatę. Niech on się wyrwie z tego, błagam... :( 2) Cieszę się, z rozstania Kevina i Mel, bo ten chłopak mnie trochę irytował. 3) Nie, nie możesz uśmiercić dwójki głównych bohaterów. Bo nie, prawda?... Mam nadzieję, że nic poważniejszego im się nie stało. :( 4) Bryantowie mnie przerażają, naprawdę. Zdolni do wszystkiego... Dziewczyny mają przechlapane. 5) Uwielbiam babcię Alice!
Rozdział właściwie dość krótki, ale jakoś się to nie rzuciło w oczy. Przyjemnie się czytało, jak zwykle. Błędów jako takich większych raczej nie było, gdzieniegdzie interpunkcja, ale to łatwo się wyłapie, czytając tekst jeszcze raz. :)
Nieważne, kiedy będzie następny rozdział, ważne, że będzie! I liczyłabym na jakąś interakcje pomiędzy moją ulubioną Danielą i Rayem... No ale po jego zachowaniu raczej ciężko o jakieś pikantne sceny z nimi dwojgiem, bo to by było dziwne. A z resztą, w opowiadaniach wszystko jest możliwe, prawda?
Nawiasem mówiąc, ja mam urodziny 15 XI i też planowałam publikację swojego rozdziału na ten dzień. Jednak tekst oddałam już do poprawienia i Beta (mam nadzieję) odeśle mi go za kilka dni, więc po co jeszcze tydzień trzymać czytelników po prawie trzymiesięcznej przerwie od czegoś nowego?
To było takie P.S. bo urodziny obchodzimy w podobnych dniach, haha, a też myślałam nad publikacją rozdziału w dniu urodzin. ^^
Pozdrawiam cieplutko i przepraszam za ten dziwnie sklecony komentarz (tamten piękny się usunął :c),
Julss :*
Fragment z ciastem bananowym mnie pochwycił. Szkoda, że o tej porze nie ma sklepu pod ręką, bo mam taką ochotę coś takiego przekąsić. xD Wydawało mi się przez chwilę, że mogłaby coś zrobić z Alice i Damianem - uśmiercić, ale to byłaby przesada, to byłoby nie na miejscu i wytworzyłby się absurd. Bo co jeśli Alice zginie? Nie wyobrażam tego sobie! Ona jest tu jeszcze potrzebna. :) A Damian? Nie może być pogrzebu i już! Ja w to nie uwierzę.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że mnie nie wstrząśnie jeszcze bardziej i wszystko będzie dobrze. Nie możesz być taka okrutna! xD
Pozdrawiam serdecznie.
Muszę ci kochana powiedzieć, że tego związku Kevina i Melanie to w ogóle mi nie szkoda. może jedynie trochę żali mi Mel, ale głownie dlatego, że ona musiała kłamać, a pomimo to tak bardzo starała się ten związek jakoś utrzymać. No bo co miała powiedzieć? "hej, Kev! wiesz, podobnie jak moje przyjaciółki jestem czarownicą, i muszę odnaleźć zaginiony zegarek mogący uczynić kogoś nieśmiertelnym, a mój nauczyciel, jego syn i współpracująca z nimi czarownica chcą nam przeszkodzić. To jak, lecimy do kina?" No i zawał murowany. Albo czkawka spowodowana niekontrolowanymi wybuchami śmiechu. W zależności od tego, czy człowiek odebrałby to na serio, czy nie. Tak czy owak lepiej, ze teraz to się skończyło i każde z nich poszło w swoją stronę niż jakby oboje mieli się tak męczyć.
OdpowiedzUsuńA co do końcowej sceny, to mnie rozwaliłaś. całość w sumie nawet spokojna, nawet wyjątkowo spokojna biorąc pod uwagę, że ty często lubisz mieszać, a tu nagle bum! I nici ze szczęśliwego zakończenia. ja mam nadzieję, że ty piszesz prawdę i nie uśmiercisz dwójki głównych bohaterów. To by było zbyt okrutne, nawet ja nie byłabym w stanie tego zrobić! A poza tym wtedy nie było by dwójki z najważniejszej piątki w tym opowiadaniu i trudniej by było odzyska zegarek, co i tak jest już dość skomplikowaną sprawą.
Dobra, nie rozwodzę się nad tym więcej i kończę :) Ale czekam na następny, więc dodawaj szybko :D Chcę się już dowiedzieć, czy nasza para zakochańców odniosła jakieś poważniejsze obrażenia. Pozdrawiam :*