niedziela, 2 listopada 2014

XV. TY ALBO JA

– ROZDZIAŁ XV –
TY ALBO JA


- Jesteś pewna, że to Grece albo Bryantowie? – zapytała Alice Turner, patrząc na Nessie, która z artystycznie założoną chustką na głowie, skutecznie zakrywała guza po sobotnim wydarzeniu. Na jej szczęście, uderzenie nie było dostatecznie mocne, by uszkodziło mózg.  Straciła przytomność stosunkowo na krótki czas, ale Tom Lenson i tak pojechał z nią jeszcze tego samego wieczora do szpitala, by zrobić potrzebne badania.
- To nie mogła być Grece – wtrąciła Daniela, jak zwykle rzeczowo analizując sytuację. – Ona zaatakowałaby magią, a nie uderzała w głowę kijem do lacrosse.
- Okej, a ty skąd wiesz, że to był kij od lacrosse? – zapytała Melanie, mrużąc oczy jak zawsze, kiedy coś wykraczało poza jej zrozumienie.
- Nie wiem, to był przykład. – Daniela przewróciła oczami, po czym kontynuowała: – Czyli zostają Bryantowie. Któryś z nich musiał cię uderzyć.
- Okej, nie ważne, kto to był – przerwała Nessie, którą znowu zaczynała boleć głowa w miejscu uderzenia. Dotknęła ręką skóry między potylicą, a częścią ciemieniową i rozmasowała ją. – Ważne, że po raz kolejny dali nam ostrzeżenie, że jeśli nie oddamy im zegarka, będą dalej nas atakować.
Była to niezaprzeczalnie prawda, która niosła ze sobą jeszcze większą presję niż dotychczas. Dziewczyny poczuły się przyciśnięte do ściany, zagrożone i niepewne. Melanie przełknęła ślinę i retorycznie zapytała:
- Najpierw Daniela, potem Nessie. Kto następny?
Alice przeniosła przerażony wzrok na blondynkę, uświadamiając sobie, że teraz to one zostały wystawione na największe zagrożenie. Nie zdołała wykrzesać z siebie ani grama otuchy, kiedy wszystkie cztery zobaczyły kroczącego w ich stronę Simona Bryanta. Stały właśnie w poniedziałkowy poranek przed salą 26, czekając na lekcję literatury.
Nauczyciel, niosący pod pachą czarną teczkę, zatrzymał się przy drzwiach i włożył kluczyk do zamka. Otworzył drzwi i przepuścił uczniów. Dopiero teraz spojrzał na Danielę, Melanie, potem na Alice i szeroko otworzył oczy, z początku ze zdziwienia, a potem z wściekłości je zmrużył, kiedy przeniósł wzrok na Nessie.
- Miło cię wreszcie widzieć w szkole, panno Lenson – rzekł, kiedy dziewczyna mijała go. Każda niewtajemniczona osoba uznałaby jego słowa za grzeczne i pełne troski z powodu tygodniowej nieobecności uczennicy w szkole. Jednak jego wzrok powędrował do czerwonej chustki okalającej głowę dziewczyny i Daniela uznała, że kiepsko wychodzi mu krycie niezadowolenia.
- Dziękuję – rzuciła Nessie, by jak najszybciej usiąść w swojej ulubionej ławce. Lekcja przebiegała dziwnie zwyczajnie i nauczyciel tylko raz zapytał Alice o jej stosunek do prowadzonej dyskusji. Co chwilę patrzył na swój srebrny zegarek, oczekując jak najszybciej końca lekcji.
Wreszcie się doczekał. Kiedy ostatnia osoba, Misty Anderson, znikała w drzwiach sali, nauczyciel szybko podszedł do nich i dokładnie je zamknął. Od razu wyciągnął ze swojej torby telefon komórkowy i wybrał z listy kontaktów numer telefonu swojego syna.
Ray nie zdążył nawet powiedzieć „słucham?” kiedy Simon Bryant mruknął wściekłym tonem:
- Czy ty, do cholery, nawet nie potrafisz porządnie rąbnąć kogoś w głowę?!
Chłopak zamilkł, zaskoczony.
- Coś ci znowu nie pasuje? – warknął w końcu.
- Wyobraź sobie, że przychodzę sobie dzisiaj na lekcję – zaczął, teatralnie udając, jakby tłumaczył coś pięciolatkowi – i zgadnij co widzę: naszą drogą pannę Lenson, opartą o ścianę z głupią chustką na głowie.
- No i co z tego? – zapytał po chwili wkurzony, przyciskając policzkiem telefon do ramienia. Denerwowało go, że ojciec dzwonił do niego, kiedy wymieniał akumulator klientowi. Jakby nie mógł poczekać, aż skończy pracę lub będzie miał przerwę na lunch.
- Jak to co, idioto – zirytował się Simon, szczerze żałując, że nie ma przy nim syna, by mógł go uderzyć. – Nie dość, że miałeś uderzyć nie tą osobę to jeszcze miała ona wylądować w szpitalu albo jeszcze lepiej, a nie przechadzać się dzień później po szkolnym korytarzu.
- Zrobiłem, co kazałeś – uciął Ray, choć w głębi duszy odetchnął, że nie zrobił nic poważnego. – To, że szybko wyzdrowiała, to nie moja wina.
- Powiem ci coś, kolego. – Simon zniżył głos, co sprawiło, ze stał się jeszcze bardziej jadowity. – Dzisiaj pokażę ci, jak to się robi. I następnym razem, jak spaprasz jakąś sprawę, wyrzucę cię z domu prosto do Slighton na Boczną 5G.
Rozłączył się i odstawił telefon na biurko właśnie w momencie, w którym zadzwonił dzwonek i kolejna fala uczniów przelała się do jego sali.
- Dzień dobry – przywitał się miłym głosem, w sekundzie przybierając maskę sprawiedliwego i przyjaznego nauczyciela.


Melanie ścisnęła mocniej rękę swojego chłopaka i wpuściła go do swojego domu. Obawiała się spotkania z matką, ale zdecydowała się, że nie będzie się tym przejmować. Wiedziała, że przy obcych rodzicielka zachowuje się w miarę przyzwoicie. Postanowiła więc, że tylko przedstawi rodzicom Kevina i pójdą razem na górę. Tam już będą bezpieczni. Ojciec na pewno nie zgodzi się, by ktoś ich tam odwiedzał. Chyba że głupia Jennifer zechce jej przeszkadzać. No cóż, to jest bardzo prawdopodobne.
Zamknęła ostrożnie drzwi i powiesiła swój beżowy płaszcz na wieszaku. Spojrzała na Kevina. Nie była pewna, czy jest zestresowany, czy po prostu ma zły humor, bowiem od początku ich spotkania był mało rozmowny. Złapała go ponownie za rękę i wkroczyła do salonu.
Odetchnęła z ulgą widząc, że matki nie ma w pokoju. Był tylko ojciec, który siedział na kanapie i czytał gazetę. Gdy tylko ich zobaczył, ściągnął natychmiast stopy ubrane w włochate różowe papcie ze stolika, złożył czasopismo i podszedł do nich.
- Witam – przywitał się uprzejmie.
- Kevin Punp – przedstawił się chłopak, nieśmiało wyciągając dłoń.
- Miło mi – rzekł ojciec i widząc skrępowanie chłopaka rzekł do córki: - Melanie, poczęstuj gościa plackiem bananowym. Moja robota – pochwalił się, uśmiechając się dumnie, po czym zajął miejsce na kanapie.
Melanie i Kevin poszli razem do kuchni, gdzie dziewczyna ukroiła mu spory kawałek ciasta i polała sosem czekoladowym. Chłopak wziął od niej talerzyk i razem przeszli przez salon, kierując się ku schodom. Ojciec podnosząc wzrok znad gazety, wyszczerzył do nich zęby w wielkim uśmiechu i powiedział do Kevina:
- Tylko pamiętaj, jak zrobisz coś mojej córce, to dostaniesz mandacik. – Zaśmiał się głośno, bardzo ubawiony swoim żartem, a Melanie zażenowana wywróciła oczami, mówiąc: „Taato!”. Złapała Kevina za rękę i pociągnęła go na korytarz.
No tak. Matka zawsze wyłaniała się na korytarzu. A Melanie już się cieszyła, że udało jej się przyprowadzić chłopaka bez spotkania z nią. Patrzyła na nich bacznym wzrokiem i sądząc po ręczniku na głowie, właśnie wracała z łazienki do salonu.
- Nie przedstawisz matki? – zapytała oficjalnym głosem i Melanie skrzywiła się słysząc jej głos.
- Oczywiście – powiedziała dziewczyna słodkim głosem. – To jest mój chłopak Kevin Punp, a to moja najukochańsza matka.
Kevin nie dostrzegł ironii w słowach dziewczyny, za to matka realnie ją zrozumiała. Odwróciła wzrok od córki i uścisnęła dłoń Kevina. Mijając ich, posłała Melanie ostre spojrzenie. Nie była zadowolona, że córka drwi sobie z niej przy obcych. Osiemnastolatka o tym wiedziała, jednak nie mogła się powstrzymać. Teraz poniekąd żałowała, że tak przedstawiła matkę, bo potem czekała ją długie słuchanie wymówek, co niewątpliwie zakończy się trzaskaniem drzwi.
Odeszli kilka kroków, kiedy Margaret Gromper odwróciła się i zapytała:
- Na jaki film idziecie?
- Słucham? – zapytał Kevin Punp, nie do końca rozumiejąc.
I wtedy Melanie zdała sobie sprawę, że przyprowadzanie Kevina do domu, było błędem. A ściślej: przyprowadzanie go do domu, kiedy była w nim obecna matka, było błędem.
Oczywiście wytłumaczenia gdzie Melanie się wybiera tego wieczoru, które mówiła matce, nie pokrywały się z tymi skierowanymi Kevinowi. Miało to związek z brakiem aprobaty (a nawet zakazem) częstego spotykania się Melanie z przyjaciółkami. Dzisiaj powiedziała swojemu chłopakowi, że o dziewiętnastej idzie do Danieli uczyć się na klasówkę z chemii, natomiast matce, że idzie do kina z Kevinem. Faktycznie oczywiście, miała zamiar iść do Gritmore, gdzie była umówiona ze swoim wujkem. Powoli zaczynała się już gubić w kłamstwach, dlatego nie przewidziała rezultatów.
- Do kina – powiedziała matka. – Idziecie dziś do kina.
Kevin chciał coś powiedzieć, kiedy Melanie przerwała mu mówiąc:
- Porywacz 3. – I łapiąc go za rękę, pociągnęła na schody.
Gdy tylko zamknęła drzwi od pokoju, spojrzała na twarz chłopaka. Był wściekły.
- Chcesz może jeszcze do tego coli? – zapytała, starając się brzmieć normalnie. On jednak zignorował jej zdanie i powiedział:
- To my idziemy dzisiaj do kina? Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś?
Melanie nie wiedziała co powiedzieć. Była zła na siebie, że doprowadziła do spotkania Kevina z matką oraz na nią, że zapytała o film. Przecież i tak ją to nie interesowało!
Odsunęła się o krok, patrząc w jego oczy, by było wiarygodniej.
- To nie tak – powiedziała. – Chciałam cię zabrać do kina. To miała być niespodzianka. Tylko że dzisiaj mi wypadła nauka na sprawdzian z chemii.
Kevin prychnął. Nie połknął jej kłamstwa. Nie było najbystrzejsze, ale nie było też fatalne.
- Jasne – rzekł gorzkim głosem i skrzyżował ręce na piersi. – To dlaczego twoja mama nie wie o tym, że idziesz się uczyć?
- Bo.. – zaczęła dziewczyna, szukając panicznie w głowie jakiegoś wytłumaczenia. – Bo jej jeszcze  o tym nie powiedziałam. Przecież wiesz, że nie dogadujemy się dobrze…
Może wcześniej to kłamstwo przeszłoby. Ale od tej sytuacji z samochodem, Kevin zaczął ufać jej jeszcze mniej niż dotychczas. Poza tym oddalili się od siebie. Kevin uważał, że blondynka nie mówi mu prawdy, natomiast Melanie miała mu za złe, że ciągle poddaje w wątpliwość jej słowa.
- Okłamałaś mnie – rzekł Kevin zmęczonym głosem. – Po raz kolejny. Ile jeszcze razy masz zamiar mnie okłamywać?
Chciała znaleźć w głowie jeszcze jakieś słowa, które mogłyby ją oczyścić z zarzutów. Twarz Kevina przerażała ją. Był nieugięty i pewny, że znowu go oszukała. I miał rację, bo tak właśnie było. Tym razem naprawdę odgadł jej kłamstwo.
Właśnie w tym momencie Melanie zdała sobie sprawę, że tak dłużej nie może. Nie może go ciągle okłamywać. Nie może budować ich związku na nieprawdzie, próbując przedłużyć ich relacje jeszcze o kilka dni. Mogłaby powiedzieć mu całą prawdę, ale to oznaczałoby go wciągnięcie w sferę magii i poniekąd niebezpieczeństwa. Poza tym, nie była pewna, czy uwierzyłby jej. Na pewno uznałby, że robi sobie z niego żarty, jak ona pomyślała, gdy została po raz pierwszy zaciągnięta do Gritmore. Nie miałaby mu tego za złe. Jednak uznała, że nie może go wtajemniczać. I tak by im to nie pomogło. Każdy związek oparty na kłamstwie prędzej czy później musi się skończyć.
Całkowicie pewna, że ta godzina już wybiła, powiedziała:
- Masz rację. Okłamałam cię.
Choć Kevin o tym wiedział, zdziwił się, że się przyznała. Pewnie sądził, że będzie się z nim bawić w dłuższe konwersacje. Ale to nie miało sensu i oboje o tym wiedzieli. Mimo że Melanie ciągle zależało na tym chłopaku zdawała sobie sprawę, że nic nie może zrobić. Ich związek psuł się i nie mogli wrócić do tych szczęśliwych chwil jeszcze przed tym, jak oficjalnie zostali razem.
- Przyznajesz się tak wprost? – Nie mogąc uwierzyć, pokręcił głową z rezygnacją.
- Tak – przyznała. – Idę dzisiaj gdzieś i nie mogę powiedzieć ci gdzie, jak również nie mogę tego wyznać matce.
Chłopak wydawał się oburzony tymi słowami.
- Wspaniale! – zawołał. – Czyli chcesz teraz mi po prostu powiedzieć, że okłamywałaś mnie przez ten cały czas?
- Nie – odpowiedziała zgodnie z prawdą. Chciała by choć trochę zdawał sobie sprawę, że nie do końca jest taka zła. – Tylko kilka razy.
- Kilka – powtórzył i załamał ręce. Nie wiedział co powiedzieć i Melanie dała mu chwilę, by dobrał właściwe słowa. – Słuchaj, ja nie mogę z tobą być! – rzekł.
- Wiem, że nie – powiedziała niestabilnym głosem i poczuła, że zaraz do jej oczu napłyną łzy. Było to dla niej ciężkie przyznać się do błędu. Kontynuowała jednak dalej: - Dlatego cię nie zatrzymuję.
Przez chwilę jeszcze miała nadzieję, że Kevin jej jednak wybaczy, bo stał, nie wiedząc co uczynić. Podniosła jeszcze raz wzrok, ale on nie patrzył na nią. Pokręcił jedynie głową i mijając ją, ruszył w kierunku drzwi. Zniknął w drzwiach i dopiero wtedy Melanie wybuchła gorzkim szlochem.


Rozgrzewający prąd przeszedł jej po plecach wzdłuż kręgosłupa i spowodował ciarki na całym ciele. Otworzyła lekko oczy i spostrzegła wpatrujące się w nią niebieskie tęczówki, zaledwie dziesięć centymetrów od swojej twarzy.
- Miałeś wzmocnić moją koncentrację, a nie mnie rozkojarzać – mruknęła, zamykając z powrotem oczy. Starała się skupić, ale bicie jego serca, które czuła swoją dłonią położoną na jego klatce piersiowej, na to nie pozwalało. Zasunięte rolety w jej pokoju tworzyły romantyczny półmrok, a rozłożone dookoła nich na dywanie świece jeszcze bardziej podsycały ten klimat. Damian zaśmiał się cicho i przytrzymał jej dłoń swoją, przysuwając się jeszcze bliżej. Dotknął czołem jej czoła i teraz ich usta dzielił zaledwie centymetr. To zaklęcie zdecydowanie nie miało tak wyglądać.
Kolejna fala gorąca przetoczyła się przez jej ciało i nie była pewna, czy to przez wzmacniające zaklęcia Damiana, czy przez jego bliskość. Oddychali jednym powietrzem, robiąc z każdą chwilą głębsze i szybsze oddechy; słyszeli bicia swych serc, coraz bardziej przyśpieszone. Pomimo, że czuła stykające się ich czoła, jego dłoń na swojej, chciała pokonać dzielącą ich przestrzeń, jakby była za duża do wytrzymania. Damian delikatnie musnął wargami jej usta, a ona, nie mogąc się oprzeć, przywarła całą sobą do jego ciała, całując go bez opamiętania.
I właśnie w chwili, kiedy leżąc na nim wsunęła swoją dłoń pod jego koszulkę, usłyszała wołanie swojej babci.
- Alice? Zejdź, moja droga, na dół!
Cała magia prysła.
Oderwawszy swoje usta od niej, Damian mruknął. Całe to napięcie, które za chwilę miało wybuchnąć, uszło z nich pozostawiając niezadowolenie. Alice podniosła wzrok na chłopaka i szepnęła:
- Przepraszam.
I wstając z niego, poprawiła sobie bluzkę. Damian pokiwał głową ze zrozumieniem, wyszczerzył zęby i podniósł się z podłogi.
- I tak, będę już szedł – oznajmił, po czym dodał: - Dokończymy tę lekcję kiedyś. – Uśmiechnął się wymownie, a ona zarumieniła się.
Zeszli oboje na dół po schodach. Babcia nigdy nie przeszkadzała kiedy ktoś przychodził do Alice czy Jaspera, a skoro teraz to zrobiła, to miała jakiś powód. Znaleźli babcię, siedzącą przy kuchennym stole i rozwiązującą krzyżówkę. Miała na głowie staranną fryzurę, na nosie okulary, a na czerwonym sweterku fartuszek w jesienne liście.
Widząc wnuczkę, Helen przypatrzyła się jej uważnie. Dziewczyna zawsze czuła, że ten wzrok przewierca nie tyle jej ciało, co umysł.
- Co się stało, babciu? – zapytała Alice.
- Nic szczególnego – odparła Helen Turner, poprawiając sobie palcem wskazującym okulary. – Martwiłam się, bo zrobiło się u was coś tak cicho.
Popatrzyła na nich niewinnie. Jej spojrzenie zawsze było pełne życiowej mądrości i doświadczenia, ale nie było surowe, tylko zabawne, jakby trzymała wszystko na dystans. Na policzkach Alice automatycznie pojawiły się rumieńce.
- Nie zapomnijcie, że kuchnia jest pod twoim pokojem – dodała jeszcze babcia i widząc zakłopotanie nastolatków, zaśmiała się i dodała: - No, wyjdźcie na spacer, jest taka ładna pogoda.
Uśmiechnęła się do nich jeszcze raz, po czym spuściła wzrok na kuchenny blat i zaczęła z powrotem rozwiązywać krzyżówkę.
Alice i Damian pożegnali się i wyszli na podwórko. Minęli jakiś zaparkowany stary srebrny samochód i kierowali się w stronę Alei Zjednoczenia. Mimo przerwania im przez babcię, byli w świetnym humorze. Dziewczyna przypomniała sobie, że od dawna nie czuła się tak dobrze. Ciągłe ćwiczenia magii, zagrożenie ze strony Bryantów oraz presja jaką niosło ze sobą znalezienie zegarka nie pozwalały jej cieszyć się życiem.
Ale to on. To on pomagał jej choć na chwilę zapomnieć o problemach.
- Cieszę się, że cię mam – wyszeptała do jego ucha, powodując uśmiech na twarzy chłopaka. Właśnie miał ją pocałować, kiedy spostrzegł stojącego w pobliżu Heralda Bryanta. Kupował on w kiosku paczkę papierosów, a kiedy ich zobaczył, ruszył w ich stronę. Instynktownie, odwrócili się, nie chcąc doprowadzić do konfrontacji, jednak mężczyzna ich dogonił i zapytał:
- Mogę z tobą porozmawiać, synu mój? – Zagrodził im drogę.
- Nie będę z tobą rozmawiał – odpowiedział stanowczo Damian, uchylając się, by opuścić towarzystwo ojca.
- Będziesz – oznajmił tamten, łapiąc go za łokieć. – To coś na temat twojej matki.
Damian popatrzył uważnie w oczy ojcu. Nie miał najmniejszej ochoty wdawać się w nim w dyskusje. Herald doskonale o tym wiedział, jak również zdawał sobie sprawę, że jedynie poruszenie tematu Elsy przekona syna do rozmowy z nim. Alice złapała chłopaka za rękę, starając go odciągnąć, jednak on stał w miejscu.
- Daj nam chwilę – szepnął do dziewczyny.
- Jesteś absolutnie pewien? – zapytała, a kiedy on pokiwał głową, puściła jego dłoń i odeszła kilka kroków dalej. Chciała być w pogotowiu, w razie gdyby Herald zdecydował się zaatakować. Obserwowała ich rozmowę, jednak nie słyszała słów, które wypowiadali. Dochodziły do niej jedynie strzępki wypowiedzi. Widziała, jak w pewnym momencie Damian się bulwersuje i jak podnosi głos mówiąc „Kłamiesz!”. Już chciała podejść bliżej, kiedy właśnie w tym samym momencie z zakrętu wyjechał srebrny stary Volkswagen – dokładnie ten sam, który zaparkowany był niedaleko jej domu – wyjechał z zawrotną prędkością w zakręt.
Reszta działa się bardzo szybko. Uliczka była tu naprawdę wąska i samochód zatoczył szerokie półkole, kierując się wprost na Alice, stojącą po przeciwległej stronie alejki. Damian krzyknął i skoczył w stronę swojej dziewczyny, w ostatniej chwili umykając przed Heraldem, starającym się go powstrzymać.
 Choć Alice była przygotowana na atak, w tym momencie nie miała szans wykonać żadnego zaklęcia. Samochód był tuż przy niej i dziewczyna zdążyła tylko instynktownie skończyć na maskę. Dokładnie w tym samym momencie, kiedy spadała po drugiej stronie samochodu, Damian wpadł wprost w lewy bok pojazdu i z dużym impetem odbił się od niego.
Samochód nie zatrzymując się, zniknął na następnym skrzyżowaniu, zostawiając nieprzytomnych nastolatków na zimnym betonie.

______________________________________________

Wiem, wiem, wiem. Rozdział miał być dwa dni temu, ale nie wyszło. Miałam po prostu wiele nauki i nie znalazłam czasu, by  poprawić rozdział i dodać go na bloga. Mam nadzieję, że nie ma dużo błędów, ale jak coś znajdziecie, proszę napiszcie mi.
Cóż mogę rzec: dziewczyny mają przechlapane. Naprawdę im współczuję, bo co chwilę im się coś dzieje. Przydałby się im jakiś wypad do SPA, co nie? XD
Związek Melanie i Kevina był przesądzony. Myślicie, że kiedyś mogliby go siebie wrócić? Co musiałoby się zmienić? I jeszcze jedno podchwytliwe, a zarazem banalne pytanie: czy myślicie, że jestem aż tak wredna, by zabić dwójkę głównych bohaterów? :D 
Taki mały spoiler: w następnym rozdziale bardzo ważny fragment z Grece, który przyczyni się do wielu następnych wydarzeń. No, to już nic więcej nie zdradzam! :D
A skoro już jesteśmy przy szesnastym rozdziale, to nie wiem kiedy go opublikuję. Obiecałam dodać w moje urodziny (13 XI), ale nie wiem, czy mi się uda. W każdym razie, nie sądzę, by był później niż za dwa tygodnie!
Pozdrawiam serdecznie! :*



8 komentarzy:

  1. Cóz.. TAK mogłabyś to zrobić ;* Chociaż prędzej zabijesz Damiana, oszczędzisz Alice ;) .
    Co do rozdziału to czy na prawdę muszę pisać, że jest genialny? Nie wiem jak ty utrzymujesz taki poziom ;*
    Myślę, że dobrze się stało z Melanie i Kevinem.. Związek w którym jedna strona kłamie non stop nie ma prawa bytu.. Poza tym Kevin jest jakiś dziwny i mam nadzieję, że Mel znajdzie kogoś fajniejszego.
    Mówiłam, że Ray nie jest taki do końca zły! Miałam rację.. nie zabił przecież Nessie.
    Masakra to już za 10 dni będziesz taka stara? :D Ej.. przypomniało mi się robienie torta <3 Ach te licealne wspominki ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, serio myślisz, że zrobiłabym to? :D No cóż, przekonamy się za dwa tygodnie! :D
      Nooo, właśnie nie chcę :( Ale Ty mi się tu nie ciesz, bo za miesiąc i 8 dni będziesz też miała ostatnią nastkę! :D
      A tort był genialny, zrobiłabym go jeszcze raz :D

      Usuń
  2. Ja akurat nie mam nic do tego kilkudniowego opóźnienia, bo mogłam spokojnie nadrobić poprzedni.
    Aż mi słów zabrakło przy końcówce, to okropne, co się wydarzyło. Nigdy bym nie pomyślała, że Bryantowie będą próbowali skrzywdzić je w taki sposób, stawiałam raczej na magiczną ingerencję Grace niż jawne zagrożenie życia.
    Ponieważ Alicei Damian to główni bohaterowie, więc zakładam, że przeżyje ten zamach, jednakże zarazem boję się, w jakim będą stanie. Nawet nie chcę o tym myśleć, bo to potworne, ale liczę na to, że zarówno ona jak i Damian będą mieć dużo szczęścia i nic bardzo poważnego im się nie stanie.
    Przynajmniej tyle dobrego, że Nessie nic poważnego się nie stało po ataku Raya. Początkowo gdy Simon ją zobaczył, to cieszyłam się, że mu w pięty poszło, ale teraz żałuję, że dziewczyna poszła do szkoły, bo w efekcie odbiło się to wszystko na Alice.
    Strasznie współczuję wszystkim dziewczynom i mam nadzieję, że ich cierpienia szybko się skończą i w efekcie cała sprawa z zegarkiem nie zakończy się dla żadnej z nich tragicznie.
    Tak też przypuszczałam, że związek Melanie i Kevina prędzej czy później się rozpadnie. I chyba pisałam już to wcześniej, ale nie widzę dla nich jakichkolwiek szans, jeśli chłopak dalej byłby karmiony tymi wszystkimi kłamstwami. Szczególnie że głupia wizyta w domu dziewczyny potwierdziła, że każde kłamstwo ma krótkie nogi. Zastanawiam się, co Kevin pomyślał sobie o tym wszystkim, ale nie sądzę, by jego wersja wydarzeń była przyjemna.
    Błędy:
    - Zrobiłeś, co kazałem – uciął Ray (...) - sądzę, że chodziło o "zrobiłem, co kazałeś
    Moja robota. – Pochwalił się - bez kropki, pochwalił małą literą
    A ściślej: przyprowadzanie go do domu, kiedy byłą w nim obecna (...) - była
    Mogłaby mu powiedzieć mu całą prawdę (...) - jedno "mu" niepotrzebne
    Widząc wnuczkę Helen przypatrzyła się jej uważnie. - przecinek przed "Helen"
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za wszystkie wypatrzone błędy! :*
      Rzeczywiście, Kevin zdecydowanie nie myśli teraz dobrze o Melanie. Niestety, ona nie może zrobić zupełnie nic, by mogła choć trochę usprawiedliwić się przed chłopakiem. Kłamstwo to kłamstwo, jak napisałaś, ma krótkie nogi. A potem przychodzi za nie płacić.
      Co do Simona, to jest on bardzo okrutny i nie lubi, gdy coś idzie nie po jego myśli, dlatego szybko zdecydował się zaatakować ponownie. Wziął sprawy w swoje ręce i zobaczymy, jakie będą tego rezultaty.
      Ja również pozdrawiam serdecznie ;)

      Usuń
  3. Simon taki wredny. Biedny Ray. Ojciec go tak męczy. Chłopak dobry. Serio mi go szkoda. :(
    Daj mi placek bananowy!
    Co do Melanie i Kevina... Ja czułam, że ze sobą skończą. Związki opierają się na zaufaniu, a jeśli Melanie go co chwilę okłamywała to tak wyszło. Rozumiem czemu itd. Mogła być od początku szczera to może byliby nadal razem, a teraz jakby powiedziała prawdę to tak jak napisane tu jest chłopak by myślał, że sobie żarty z niego robi...
    Babcia Alice niszczy nastrój. XD
    I ta akcja na koniec. Jeju. Serio te dziewczyny są biedne. To co następna Melanie?
    Nie ważne kiedy rozdział. Ważne, że w ogóle będzie!
    Czekam na następny!
    I zapraszam do siebie na nowy >.>
    http://mlodziiwaleczni.blogspot.com/2014/11/rozdzia-15.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Napisałam taki długi komentarz, ale oczywiście się nie dodał... Idzie zwariować z tym bloggerem. A może to mój kiepski dostęp do internetu?
    Naprawdę nie mam weny pisać go ponownie, więc tak w skrócie: 1) Biedny Ray, wykorzystywany przez tatę. Niech on się wyrwie z tego, błagam... :( 2) Cieszę się, z rozstania Kevina i Mel, bo ten chłopak mnie trochę irytował. 3) Nie, nie możesz uśmiercić dwójki głównych bohaterów. Bo nie, prawda?... Mam nadzieję, że nic poważniejszego im się nie stało. :( 4) Bryantowie mnie przerażają, naprawdę. Zdolni do wszystkiego... Dziewczyny mają przechlapane. 5) Uwielbiam babcię Alice!

    Rozdział właściwie dość krótki, ale jakoś się to nie rzuciło w oczy. Przyjemnie się czytało, jak zwykle. Błędów jako takich większych raczej nie było, gdzieniegdzie interpunkcja, ale to łatwo się wyłapie, czytając tekst jeszcze raz. :)
    Nieważne, kiedy będzie następny rozdział, ważne, że będzie! I liczyłabym na jakąś interakcje pomiędzy moją ulubioną Danielą i Rayem... No ale po jego zachowaniu raczej ciężko o jakieś pikantne sceny z nimi dwojgiem, bo to by było dziwne. A z resztą, w opowiadaniach wszystko jest możliwe, prawda?
    Nawiasem mówiąc, ja mam urodziny 15 XI i też planowałam publikację swojego rozdziału na ten dzień. Jednak tekst oddałam już do poprawienia i Beta (mam nadzieję) odeśle mi go za kilka dni, więc po co jeszcze tydzień trzymać czytelników po prawie trzymiesięcznej przerwie od czegoś nowego?
    To było takie P.S. bo urodziny obchodzimy w podobnych dniach, haha, a też myślałam nad publikacją rozdziału w dniu urodzin. ^^

    Pozdrawiam cieplutko i przepraszam za ten dziwnie sklecony komentarz (tamten piękny się usunął :c),
    Julss :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Fragment z ciastem bananowym mnie pochwycił. Szkoda, że o tej porze nie ma sklepu pod ręką, bo mam taką ochotę coś takiego przekąsić. xD Wydawało mi się przez chwilę, że mogłaby coś zrobić z Alice i Damianem - uśmiercić, ale to byłaby przesada, to byłoby nie na miejscu i wytworzyłby się absurd. Bo co jeśli Alice zginie? Nie wyobrażam tego sobie! Ona jest tu jeszcze potrzebna. :) A Damian? Nie może być pogrzebu i już! Ja w to nie uwierzę.
    Mam nadzieję, że mnie nie wstrząśnie jeszcze bardziej i wszystko będzie dobrze. Nie możesz być taka okrutna! xD
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Muszę ci kochana powiedzieć, że tego związku Kevina i Melanie to w ogóle mi nie szkoda. może jedynie trochę żali mi Mel, ale głownie dlatego, że ona musiała kłamać, a pomimo to tak bardzo starała się ten związek jakoś utrzymać. No bo co miała powiedzieć? "hej, Kev! wiesz, podobnie jak moje przyjaciółki jestem czarownicą, i muszę odnaleźć zaginiony zegarek mogący uczynić kogoś nieśmiertelnym, a mój nauczyciel, jego syn i współpracująca z nimi czarownica chcą nam przeszkodzić. To jak, lecimy do kina?" No i zawał murowany. Albo czkawka spowodowana niekontrolowanymi wybuchami śmiechu. W zależności od tego, czy człowiek odebrałby to na serio, czy nie. Tak czy owak lepiej, ze teraz to się skończyło i każde z nich poszło w swoją stronę niż jakby oboje mieli się tak męczyć.
    A co do końcowej sceny, to mnie rozwaliłaś. całość w sumie nawet spokojna, nawet wyjątkowo spokojna biorąc pod uwagę, że ty często lubisz mieszać, a tu nagle bum! I nici ze szczęśliwego zakończenia. ja mam nadzieję, że ty piszesz prawdę i nie uśmiercisz dwójki głównych bohaterów. To by było zbyt okrutne, nawet ja nie byłabym w stanie tego zrobić! A poza tym wtedy nie było by dwójki z najważniejszej piątki w tym opowiadaniu i trudniej by było odzyska zegarek, co i tak jest już dość skomplikowaną sprawą.
    Dobra, nie rozwodzę się nad tym więcej i kończę :) Ale czekam na następny, więc dodawaj szybko :D Chcę się już dowiedzieć, czy nasza para zakochańców odniosła jakieś poważniejsze obrażenia. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń