– ROZDZIAŁ XVII –
ŻYCIE ZA ŻYCIE
Z wielkim impetem zatrzasnął drzwiczki samochodu,
a hałas, jaki przy tym powstał, rozpędził ptaki odpoczywające na płocie. Był w
niewyobrażalnie złym humorze i wszystko doprowadzało go do szału. Od rana
szukał Grece Williams, która nie wróciła z wczorajszych poszukiwań Gritmore.
Był późny wieczór i już dawno powinna była się pojawić, przecież zawsze przybywała
na czas. Jej nieobecność nie wróżyła nic dobrego.
Wielkimi
krokami przeszedł przez nieskoszoną trawę na swoim podwórku i wkroczył na
ganek. Herald przed dziesięcioma minutami napisał mu wiadomość, by jak
najszybciej wracał. Simon miał nadzieję, że jego brat odnalazł czarownicę.
Wpadł
do domu, głośno zatrzaskując za sobą drzwi. Dopadł do salonu i od razu
spostrzegł swojego brata siedzącego na kanapie. Twarz miał ukrytą w dłoniach,
ale zaraz ją odkrył, gdy tylko Simon pojawił się w pokoju. Wstał, nic nie
mówiąc. Jego twarz była skupiona, zdenerwowana i zamyślona.
- Gdzie Grece? – zapytał od razu nauczyciel i jego
wzrok nagle powędrował na księgę, która leżała na stoliku. Od razu rozpoznał,
że to kronika Friderika, którą użyczył Grece poprzedniego wieczora. Księga była
cała brudna i sprawiała wrażenie jeszcze bardziej zniszczonej niż kiedyś.
Raptownie
podniósł wzrok na Heralda i wezbrała w nim furia. Czuł, że stało się coś
strasznego, coś, co nie powinno było się im zdarzyć. Nic nie szło po jego
myśli, nikomu nie mógł ufać, że wypełni jego polecenie.
- Gdzie Grece?! – powtórzył, podchodząc bliżej do
brata, a jego doniosły głos uniósł się groźnie w powietrzu.
Nie
przeraził on bynajmniej Heralda. Był przyzwyczajony do napadów furii swego
jedynego brata. Sam teraz był nie mniej zdenerwowany, dlatego nie dziwił
niepokojowi Simona. Nie chcąc przedłużać czasu jego niewiedzy, powiedział od
razu, dobitnie i bez ogródek dwa słowa:
- Nie żyje.
Spostrzegł,
że nozdrza Simona rozszerzają się, wydychając coraz szybciej i mocniej
powietrze. Jego czoło stało się zmarszczone, a usta zwężyły się. Zacisnął
pięści i podszedł do regału stojącego obok i walnął dłonią w szafkę. Od razu
zachwiała się i spadła na ziemię, rozsypując dookoła książki.
- Jak to nie żyje?! – wrzasnął, a z każdą chwilą
wzbierała w nim większa wściekłość, agresja i żądza zemsty. – Czy ty wiesz, do
cholery, co mówisz?
Tak
się składało, że wiedział. Trochę zirytowały go słowa brata, przecież on
również był wściekły z takiego obrotu sprawy. Grece była im potrzebna, a jej
śmierć krzyżowała wszystkie plany.
Simon
klnąc zaczął przewracać stolik, kanapę, szklanki, wszystko to, co miał pod
ręką. Najchętniej zacisnął by dłonie na szyi kogokolwiek i dusiłby, z radością
rozkoszując się ostatnim tchnieniem ofiary. Miał zamiar sprawić komuś ból,
patrzeć na czyjeś cierpienie. Nie był w stanie zapanować nad sobą samym. Za
chwilę czuł, że wybuchnie, ale nic takiego nie przychodziło. Z każdą chwilą
było coraz gorzej.
Herald
przyglądał się bez słowa napadowi furii swojego brata, gorączkowo rozmyślając
nad sytuacją. Czekał, aż wreszcie Simon się uspokoi, by mogli wreszcie
przedyskutować sprawę i wszcząć następne kroki. Musieli coś wymyślić. Nie
wątpił, że znajdą rozwiązanie i z tej sytuacji, przecież zawsze opracowywali
plan B.
- Gdzie ona jest? – zapytał Simon wreszcie, jednak
nie z troski o ciało Grece, a z czystej ciekawości. Chciał wiedzieć co się
wydarzyło.
- Zostawiłem je w lesie – odpowiedział Herald,
odwracając się w stronę brata, który stał opierając się na rękach o ścianę. –
Znalazłem ją z wbitym kołkiem w piersi.
Simon
odwrócił się raptownie do brata, patrząc na niego przenikliwie.
- Kołkiem? – powtórzył.
Herald
pokiwał głową.
- Wziąłem tylko księgę, a ciało zakopałem.
Simonowi
nawet przez myśl nie przeszło, by być wściekły z tego powodu na Heralda. Co
więcej, pochwalał jego postawę. Wiedział, że jako policjant, Herald zachował
zimną krew i zrobił dokładnie to, co należało zrobić. Dobrze, że wziął kronikę
i zakopał czarownicę. Nie mogli przecież zawiadomić policji o zabójstwie.
Zaczęliby oni zadawać niewygodne pytania i sami mogliby wkopać się w morderstwo
Grece. Musieli odciąć się od tego, ukryć ciało, by ślad o Williams zaginął.
Simon
zaczął gorączkowo przechadzać się po zdemolowanym pokoju, zwinnie omijając
przeszkody. Nagle stanął, a krew w nim zawrzała.
- Rozerwę łeb tej bordowej zdzirze! – wrzasnął.
Nie
było wątpliwości, kto zabił Grece. Czarna Czarownica poszła szukać Gritmore i
spotkała Elsę, która natychmiast ją zaatakowała. Uśmierciła ją na miejscu.
Trochę mu nie pasował fakt, że taki był rezultat starcia, bowiem Williams bez
problemu potrafiła się obronić. Widocznie, Elsa działała z ukrycia.
Zaczął
rozmyślać nad najlepszą zemstą dla czarownic. Wiedział, co zaboli je
najbardziej. Nie był głupi i lekkomyślny. Choć całe wnętrze wyrywało się, by
dokonać natychmiastowej zapłaty, usiadł na wywróconej kanapie, próbując, by
jego emocje powoli opadły. Herald widząc to, natychmiast przysiadł się do
brata.
Razem opracowali plan.
Alice z niezadowoleniem odkręcała po raz czwarty
kran i znowu uznała, że leci zimna woda. Było to dla niej niedopuszczalne. Nie
tylko dlatego, że sama musiała myć w niej ręce – mogła to przeżyć. Po prostu
nie mieściło się jej w głowie, że w tym szpitalu więcej innych chorych osób
musiało korzystać z lodowatej wody. Przecież to nie było dobre dla zdrowia.
Zamknęła drzwi łazienki i przeszła przez korytarz
w stronę swojej sali. Najchętniej odwiedziłaby Damiana, nawet jeśli lekarzom
się by to nie spodobało. Miała już dość tej dyscypliny. Przecież czuła się
lepiej, a żebra goiły się dobrze. Nic jej się nie stanie, kiedy pójdzie do jego
pokoju, a tym bardziej jemu.
Zauważając, że na korytarzu nie było żadnej
pielęgniarki, zrobiła odwrót wolnym krokiem kierując się ku Damianowi. Z
wielkim zdziwieniem zobaczyła kroczącego przed nią dobrze zbudowanego
ciemnowłosego dwudziestolatka.
- Ray? – zapytała.
Uśmiechnął
się nieznacznie na jej widok, ale nie był w dobrym humorze. Alice od razu
zauważyła, że coś go gryzie. Zainteresowało to ją i zaraz chciała przyśpieszyć
kroku. On jednak za chwilę był tuż przy niej.
- Co ty tu robisz?
- Chciałem cię odwiedzić – rzekł, starając się
uśmiechnąć zadziornie, ale nie wyszło mu tak jak zwykle. Widać było, że jest
coś większego, co zaprząta jego myśli.
- To miło z twojej strony – odpowiedziała,
uśmiechając się z wdzięcznością. Oczywiście nie była pewna, czy to jedyny powód
jego odwiedzin, niemniej jednak uważała, że to miło z jego strony, iż
przyszedł.
Popatrzyła
na niego, jednak on zadziwiająco nie spoglądał w jej stronę. Wodził wzrokiem po
ścianach i Alice zauważyła, że stojąc przed nią, nerwowo porusza stopą.
- Hej, coś się stało? – zapytała.
Spojrzał
na nią, jakby ocknął się z myśli. Dopiero jakby teraz uzmysłowił sobie, że
znajduje się w szpitalu, a Alice w szerokiej piżamie do kolan stoi przed nim w
granatowych papciach.
- Nie powinnaś tu być – powiedział trochę ciszej.
Nie
była pewna, czy jest mu przykro z powodu zachowania ojca, ale uznała, że
właśnie to oznaczały jego słowa. Patrzył na nią, starając się ukryć skruchę.
- Trzeba było to powiedzieć ojcu, zanim mnie
potrącił – powiedziała pod nosem. Nie miała na celu wzbudzać poczucia winy u
Raya, po prostu czuła się pokrzywdzona.
Nic
nie odpowiedział i ona sama nie wiedziała co jeszcze dodać. Chłopak stał przed
nią i wydawało się, że bije się z myślami. Jego rozmyślania trwały dłuższą
chwilę, a Alice ciągle go obserwowała. Współczuła, że ma takiego ojca, jakby
przy tym zapominając, że on również maczał palce w przedsięwzięciu Bryantów.
Ciągle nie mogła pojąć, że chłopak mógłby mieć złe intencje.
Ray
wykonał gwałtowny ruch, przybliżając się do niej. Z początku wystraszyła się,
że coś chce jej zrobić, zanim pomyślała, że byłoby to głupie z jego strony
zważywszy na świadków. On jednak zbliżył twarz do jej ucha i wyszeptał:
- Możesz być w niebezpieczeństwie.
Odwrócił
się gwałtownie chcąc odejść, ale ona złapała go za rękaw czarnej bluzy, którą
miał na sobie.
- Co masz na myśli? – zapytała od razu, a serce
zaczęło jej mocniej bić.
Miał
zamiar się wyrwać, ale spojrzał w jej przerażone oczy i skapitulował. Po prostu
czuł, że nie może jej teraz zostawić z niewiedzą. Bał się ogromnie swojego
postępowania, jego konsekwencji. Ale w końcu to po to zdecydował się przyjść do
szpitala. By sprawdzić, czy coś jej się nie stało i by ją ostrzec.
Westchnął
z rezygnacją i przybliżył się do niej.
- Ojciec i wuj planują zemstę, ale nie wiem jaką –
szepnął, starając się jak najbardziej skrócić wiadomość. Uznał, że taka
informacja powinna w zupełności wystarczyć. Dopiero teraz, gdy powiedział te
słowa doszedł do wniosku, że w sumie nie zdradził ojca. Czarownice na pewno
spodziewały się zemsty.
Odsunął się i spojrzał w jej oczy, ale ona dalej
nie rozumiała.
- Zemstę? – powtórzyła. – Za co?
Popatrzył
na nią bacznym wzrokiem, sprawdzając ją. Uważał, że potrafi dostrzec wszelkie
mikroruchy twarzy zdradzające kłamstwo, bądź zatajanie prawdy. Ale poczciwa
twarz Alice ukazywała jedynie niezrozumienie. Nie wiedział, czy jest taką dobrą
aktorką czy po prostu Elsa i Rick nie wtajemniczyli młodsze czarownice w plan.
- Za zabójstwo Grece – rzekł, odsuwając się od
niej. Odwrócił się na pięcie, ignorując kolejne pytania Alice. Chciał jak
najszybciej stąd zniknąć, by nikt przypadkiem go tu nie spotkał. Rozejrzał się
dookoła dla pewności, po czym zbiegł po schodkach na parter.
Powiedział
i tak wystarczająco. Nie wiedział czemu, ale ufał Alice. Wydawała się szczera i
sądził, że nie zdradzi Bryantom, że je ostrzegł. Brzydził się swojej zdrady,
ale musiał się przekonać, że ojciec nic więcej jej nie zrobił. Przynajmniej
teraz jest przygotowana.
Stukanie było gwałtowne, jakby gość chciał
wywarzyć drzwi. Elsa rozwiązała fartuch i szybkim ruchem skierowała się ku
przedpokoju. Wiedziała, że jest to ktoś niemile widziany, ale nie obawiała się.
W życiu spotkało ją wiele nieprzewidzianych sytuacji i jakoś wychodziła z nich
cało. Fakt, że dochodziły do tego inne przykre konsekwencje…
Otworzyła
drzwi i z niezadowoleniem zauważyła, że stoi w nich jej były mąż Herald Bryant.
Na jego twarzy widniała furia. Szybkim ruchem wkroczył do przedpokoju, zanim
Elsa zdążyła zareagować. Przeszedł przez korytarz i stanął na środku salonu,
jakby był u siebie. Zirytowana, poszła za nim.
- Co ty tu robisz? – zapytała Elsa ostrym głosem,
krzyżując ręce na piersi.
Odwrócił
się w jej stronę i kobieta miała wrażenie, jakby chciał splunąć jej na twarz.
Zaraz jednak się opanował, uśmiechnął fałszywie i rzekł:
- Ty nigdy nic nie wiesz, El.
Nikt
tak do niej nie mówił. Przynajmniej nie przez ostatnie piętnaście lat.
Zdrobnienie jej imienia w jego ustach tak bardzo ją zirytowało, że gdyby się
nie opanowała, cisnęłaby w niego jakimś zaklęciem.
- Nie. Mów. Tak. Do. Mnie. – wycedziła przez zęby,
co wywołało u niego prawie niezauważalne zadowolenie. Gdyby nie był tak
wściekły, zaśmiałby się z satysfakcją. – I nie wiem o czym mówisz, człowieku –
dodała.
Podszedł
do kominka i wziął w ręce figurkę lwa. Zaczął obracać go w dłoniach,
przyglądając mu się.
- Imię Grece nic ci nie mówi? – zapytał,
odwracając twarz w jej stronę.
Zmarszczyła
brwi, nie rozumiejąc.
- Co z nią? – zapytała.
Gwałtownie
się odwrócił ciskając w nią figurką. Wiedział, że nie wyrządzi jej tym szkody,
ale nie mógł się powstrzymać. Elsa zrobiła unik, a porcelana spadła na ziemię i
roztrzaskała się w drobny mak.
- Jak śmiesz atakować czarownicę w jej własnym
domu? – zapytała przez zęby.
- Jak śmiesz zabijać człowieka w nocy, przebijając
jego serce kołkiem? – odwdzięczył się pytaniem.
Odsunęła
się o krok, zaskoczona. Jeszcze przed sekundą chciała ścisnąć mu serce mocą i
wyrzucić go z domu. Jego słowa jednak wywróciły ją z równowagi. Od razu
wiedziała, co Herald ma na myśli. Grece została zabita. A on uważa, że to ona
ją zabiła.
- Nie wiedziałam, że nie żyje – rzekła, nie
ruszając się ani o milimetr.
- Nie kłam! – wrzasnął i przybliżył się do niej.
Tracił kontrolę, zupełnie nie wiedząc dlaczego. Przecież patrząc na wybuch
furii Simona, nie chciało mu się krzyczeć, czy wybuchać gniewem. Śmierć Grece
przyjął z wściekłością, ale potrafił się opanować. Jednak widok Elsy wprawiał
go w zły nastrój. Był jakiś powód, być może który ukrywał gdzieś głęboko, ale
nie chciał go odkopywać.
Odsunęła
się od niego, nie pozwalając, by coś jej zrobił.
- Zapłacisz za to! – ciągnął Herald podniesionym
głosem. – Wcześniejsze groźby może i nie były tak ostre, ale te, które
wypowiadam, owszem takie są. Zrobię wszystko – WSZYSTKO – byś zapłaciła za
pokrzyżowanie nam planów. Od teraz nie będzie próby żadnego rozejmu, o nie.
Rozpoczęłaś wojnę, Elso. Wojnę, którą przegrasz. Może i jesteśmy tylko ludźmi,
ale któregoś dnia staniemy się nieśmiertelni i będziemy nad wszystkim, nawet
nad czarownicami.
Elsa
wysłuchiwała jego krzyków w spokoju, jednocześnie analizując w swoim umyśle
sytuację. Herald przyglądał się jej z gniewem, ale nie odsuwała się od niego,
by nie dać mu satysfakcji, że wzbudza w niej zagrożenie.
- Uważam, że kierujesz skargę nie do tej osoby –
powiedziała w końcu tym swoim zwykłym, poważnym i spokojnym tonem. – Myślisz,
że to ja zabiłam Grece? – Popatrzyła na niego i potem zdumiewająco się
zaśmiała. – Kołkiem? Naprawdę tak mało mnie znasz, Heraldzie?
Popatrzył
na nią nie rozumiejąc. Nie odpowiedział.
- Czy ty naprawdę myślisz, że byłabym tak
nierozważna? – ciągnęła, nie spuszczając z niego wzroku. – Że zabiłabym ją
kołkiem, zamiast użyć mocy, by zniszczyć ją od wewnątrz?
Herald
ciągle milczał, wpatrując się w nią przenikliwie. Analizował jej pytania, mocno
się nad nimi zastanawiając. Wszystko co mówiła Elsa było rzeczywiście
prawdopodobne. Teraz nie był już taki pewny, czy to ona była mordercą. Jednak
za chwilę przypomniał sobie, że nikt inny nie mógł tego zrobić.
- Skoro nie ty, to kto ją zabił? – zapytał
podejrzliwie, podchodząc jeszcze bliżej, by nie mogła odwrócić wzroku.
Elsa
wzruszyła ramionami.
- Nie wiem – odpowiedziała. – Czarne Czarownice
mogą zrobić sobie dużo wrogów.
Przyglądał
się jej ciągle, coraz bardziej niepewny. Jeszcze przed minutą był przekonany,
że to ona zabiła. Choć kiedyś znał Elsę na tyle dobrze, by wiedzieć, że nie
mogłaby zabić, teraz się to zmieniło. Dawno z nią nie przebywał i nie wiedział,
do czego jest zdolna. Poza tym, teraz mogłaby być zdesperowana. Miała duży
powód – zniszczyć ich plany, uniemożliwić szybkie znalezienie zegarka, gra na
czas. Jednak nie zapominał, że Elsa jest inteligentna. Mogłaby równie dobrze
zabić Grece w sposób do niej niepodobny, przez co zgonić to na inną osobę.
- Kłamiesz – rzekł, uparcie obstawiając przy
swoim. – Zabiłaś ją, a my się za to odwdzięczymy.
- Nie groź mi – przerwała mu surowym głosem. – Już
ci to mówiłam, Heraldzie. To ja mam moc, którą mogę cię zniszczyć. Dlatego
radzę ci opuścić Glovemarks i zmienić plany.
Bryant
prychnął.
- O nie, nigdy – powiedział. – Myślisz, że
jesteśmy bezbronni? – zapytał ją z satysfakcją dobierając słowa. – Może masz
rację, może nie zabiłaś Grece, ale to dowodzi twojej słabości. Mogłabyś nas
wszystkich uśmiercić, ale tego nie zrobisz. Nie masz tyle odwagi co my. I
właśnie to nas odróżnia. Jesteś czarownicą i może masz jakąś moc, ale to ci nie
wystarczy. Boisz się nas zaatakować, boisz się zaatakować zwykłego człowieka. –
Zaśmiał się, patrząc bezczelnie w oczy swojej byłej żony. – Dlatego to my
wygramy, a nie ty i twoje nastoletnie pomocnice. – Zakończył z zadowolonym
wyrazem na swej twarzy.
Elsa była wzburzona. Wnętrze jej zaczęło bulgotać,
ale była na tyle silna, że mogła to powstrzymać. Herald patrzył w jej oczy z
dumą i satysfakcją, co spowodowało, że uśmiechnęła się do niego. Jej mina
zdziwiła mężczyznę i zaraz potem poczuł, że nie może oddychać. Elsa przyglądała
mu się bez cienia żalu, jak próbuje łapać powietrze, jak opada na ziemię.
- Och, Heraldzie, jak ty mało mnie znasz –
powiedziała. – Twoje groźby na nic się nie zdadzą.
Wstrzymała
jednak zaklęcie i Herald łapczywie wpuścił tlen do swoich płuc. W tej samej
jednak chwili poczuł ostry ból w swojej lewej ręce, jakby łamała się kość. Elsa
doskonale pamiętała, że był leworęczny.
- Opuść mój dom, Heraldzie – rzekła, odwracając
się od niego.
Wściekły,
podniósł się z ziemi, ale ból go paraliżował. Przysiągł sobie, że kiedyś
odwdzięczy się Elsie za wszystko. Kiedyś, kiedy będzie nieśmiertelny.
Wychodząc,
odwrócił się raz jeszcze w stronę byłej żony i zapytał chytrym głosem:
- A jak myślisz, El, co teraz robi mój braciszek?
W tym samym czasie, kiedy Ray odwiedzał Alice w
szpitalu, Nessie, Daniela i Melanie stały przy drzwiach sali 26. Z niepokojem
spoglądały na zegarki, prosząc los, by jednak nauczyciel się nie pojawił.
Opuścił wszystkie lekcje od godziny ósmej do dwunastej, dlatego najstarsza
klasa cieszyła się, że lekcja literatury się nie odbędzie i będą mogli wrócić
wcześniej do domów.
- Na pewno ma to jakiś związek z wczorajszym –
powiedziała Daniela szeptem do przyjaciółek, by nikt inny tego nie usłyszał. Ze
zdenerwowaniem przegryzła wargę.
- Masz na myśli to, że wczoraj odzyskałaś moce? –
zapytała Nessie, wyciągając po raz kolejny telefon komórkowy, by sprawdzić
godzinę.
- Tak – przyznała Daniela, przypominając sobie ból
minionego wieczora i instynktownie złapała się za serce. – Grece mogła oddać mi
moc tylko na dwa sposoby: dobrowolnie albo przez śmierć.
- Nigdy nie oddałaby ci jej dobrowolnie – odezwała
się Melanie grobowym tonem, wyrażając myśli ich wszystkich i przyjaciółki
popatrzyły na nią. Wiedziała, co to oznacza. Wszystkie trzy wiedziały. Grece
musiała umrzeć, nie było innej opcji. Nieobecność Simona Bryanta na lekcjach to
potwierdzała.
Za
dziesięć sekund miała zakończyć się przerwa i wszyscy już zbierali swoje
rzeczy, by jak najszybciej opuścić szkołę. Jednak niepotrzebnie. Przyszedł.
Dokładnie kiedy zadzwonił dzwonek, wyłonił się z zakrętu, trzymając pod pachą
laptopa.
Uczniowie jęknęli z żalem.
Lekcja
przebiegała chłodno, w ciszy. Nauczyciel zadał temat, na który mieli pisać
wypracowanie w czasie zajęć. Uczniowie byli tak bardzo zawiedzeni, iż
nauczyciel nie zdecydował się opuścić ich lekcji, że bez emocji rysowali na
kartkach kwiatki, zawijasy, bądź inne rysunki. Co więcej, pan Bryant nie
zwracał uwagi na ich bezczynność.
Po
czterdziestu pięciu minutach, które wydawały się, że trwały co najmniej sto
dwadzieścia, zadzwonił wyczekiwany dzwonek. Wszyscy poderwali się z miejsc,
szybko pakując do toreb swoje rzeczy. Nauczyciel wstał z krzesła i powiedział:
- Grand Daniela, Gromper Melanie, Lenson Nessie
proszę, zostańcie na chwilę – rzekł głosem bez emocji, a dziewczyny przeraziły
się w duchu. Jeszcze nigdy nauczyciel nie kazał zostać im po lekcjach i teraz
je to mocno zaniepokoiło. – Reszta może odejść, miłego popołudnia.
Uczniowie
szybkim ruchem zaczęli pakować zeszyty do toreb i znikać w drzwiach.
- Mam pracę za pół godziny – powiedziała Daniela,
starając się jakoś wykręcić. W rzeczywistości nie kłamała – rzeczywiście miała
iść do MaxCup po zajęciach.
- To zajmie tylko chwilkę – powiedział, ale one i
tak podejrzewały, że nie mówi im prawdy.
Melanie
rozważała, czy lepiej nie byłoby uciec, i przysunęła się do Nessie, by jej o
tym powiedzieć. Nauczyciel jednak, gdy tylko ostatnia osoba zniknęła za
drzwiami, zamknął je na klucz i stanął przed nimi, uniemożliwiając im ucieczkę.
Czarownice
zbiły się w kupkę, by dodać sobie odwagi. W tym momencie telefon Nessie zawibrował, obwieszczając połączenie od Alice, jednak dziewczyna zignorowała to, zdenerwowana, obserwując nauczyciela.
- Czego pan od nas chce? – zapytała Melanie
rozdrażnionym głosem.
Simon
Bryant podszedł do biurka i otworzył laptopa.
- Przez dłuższy czas zastanawiałem się co was
bardziej zaboli – rzekł nauczyciel patrząc w ekran komputera. – Początkowo
chciałem zaatakować ciebie, panno Gromper, ale doszedłem do wniosku, że to
byłoby za łatwe.
Melanie
zesztywniała, a Daniela przygotowała się do
ataku.
- Dlaczego chce pan nas ciągle szantażować? –
zapytała Nessie, starając się nie zabrzmieć zbyt ostro. – Nie wystarczy panu
to, co już nam pan zrobił?
Usłyszały
pomruk, jakby lew wysyłał im ostrzeżenie.
- To nie jest tylko szantaż – rzekł przez zęby.
Powstrzymywał się z wielkim trudem, by nie wybuchnąć. – To jest zemsta.
- Za co? – zapytała odruchowo Melanie, a Simon
obdarzył ją wściekłym spojrzeniem, jakby chciał ją nim zabić.
- Za Grece – powiedział pół szeptem, a one pojęły.
Grece rzeczywiście umarła, a Simon Bryant obwinia je za jej śmierć. Nie
wiedziały co robić, w ich głowach krążyło wiele myśli.
- Nic jej nie zrobiłyśmy – zaczęła natychmiast
Daniela, kiedy nauczyciel odwrócił laptopa w ich stronę i powiedział:
- Jak już mówiłem, zdecydowałem się na coś
bardziej oryginalnego.
Z
początku nie wiedziały, co przedstawia ekran. Machinalnie zrobiły krok do
przodu, by więcej zobaczyć. Aż wreszcie zdały sobie sprawę. Patrzyły na
nagranie z jakiegoś ciemnego, starego bunkru, obklejonego wewnątrz milionem
pajęczyn. Data i godzina na ekranie wskazywała na emisję na żywo. Jednak uwagę
wszystkich zwróciły trzy postaci siedzące wewnątrz.
Misty Anderson – ich koleżanka z klasy, która
zawsze chciała przypodobać się panu Bryantowi oraz wszystkim innym chłopakom.
Pani Owens – poprzednia nauczycielka literatury, która z powodu wypadku
samochodowego, nie mogła prowadzić tegorocznych zajęć – wraz z pięcioletnim
synem Chasterem, zapłakanym małym brzdącem, uczącym się grać na pianinie.
Wszyscy mieli zaklejone usta czarną taśmą, a całe
ciało splątane grubym, żeglarskim sznurem. Po policzkach spływały im łzy,
szczególnie Chasterowi, który próbował przytulić się do matki, ale z powodu
spętania, nie mógł. Oczy ich błądziły po okolicy, próbując znaleźć jakiś sposób
obrony. Na próżno. Stojący na środku budzik, odmierzający czas, choć wyglądał
niewinnie, zwiastował piekło.
Trzydzieści jeden… trzydzieści… dwadzieścia
dziewięć…
- Co do cholery pan robi?! – krzyknęła Nessie Lenson
i na jej policzki natychmiast spłynęły łzy.
- Niech pan to wyłączy! – wrzasnęła Melanie,
odwracając się od niego. Wściekłość telepała nią. Wyciągnęła rękę i pchnęła
nauczyciela mocą. On jedynie zaśmiał się.
- Nic nie możecie zrobić – rzekł, podnosząc się z
ziemi.
- Dlaczego oni?! – krzyknęła Daniela. – Są
niewinni, nie zamieszani w to!
- Właśnie dlatego – powiedział Simon. – To was
najbardziej zaboli.
Kiedy
na ekraniku pojawiła się liczba jeden, a potem zero, nie słyszały dźwięku
wybuchu. Był wyłączony. Ale widziały wystarczająco, by miało odbić się to na
całym ich życiu.
__________________________________________________
Witam po przerwie!
No i jest to obiecane uśmiercenie. Nie będę pytać, czy się podobało, bo różnie może to zabrzmieć :D Zachęcam do wyrażania swoich opinii, nawet najbardziej zwięzłe liczą dla mnie wiele!
Wszystkie zaległości w blogosferze postaram się nadrobić w najbliższym czasie. Nawał biofizyki i parazytologii nie pozwala na wystarczającą ilość wolnego czasu ;(
Następny rozdział prawdopodobnie 15 grudnia.
Pozdrawiam serdecznie! :*
Wybacz, że tyle czasu zajęło mi dotarcie tutaj z komentarzem, ale niestety bez przerwy coś robię. Dzisiejsza opinia nie będzie ani wyczerpująca, ani składna, ponieważ znów wyjeżdżam do internatu, gdzie o działające wifi na prawdę ciężko. Wszystko czytam na telefonie, a laptopa nawet nie biorę ze sobą, sooł ;-;
OdpowiedzUsuńMyślałam, że odpuszczę sobie komentarze, ale to byłoby totalnie nie fair.
No dobra, szybko i zwięźle!
Ostatnie dwa rozdziały były przesączone akcją, co bardzo lubię. Dobrze, że to koniec czarnej czarownicy, wkurzała mnie, o! Za to Simon się wkurzył, a to będzie w skutkach opłakane. Z resztą końcówka rozdziału mówi sama za siebie. Biedne dziewczyny, boże ten wybuch, brrr!
Wyobraziłam sobie tę scenę, bez dźwięku, sam widok, Jezusie. Oglądałaś Miasto 44? Bo widzę wybuch, jak jeden z tamtych. Wow.
Co by tu jeszcze? Nie będę mówiła dokładniej. Obiecuję jednak, że w święta polecę po bandzie z komentarzem i będzie miał dwie części! :D Wtedy czas nie będzie mnie gonił.
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam też na darknessa, gdzie rozdział pojawi się, gdy skończę komentować :D
Morderstwo pierwsza klasa.. jeśli można tak sie wyrazić.
OdpowiedzUsuńAle on jest okrutny! Zabić nic nie winnych ludzi?
Cieszę sie z Tego, że Daniela odzyskała moc, przynajmniej nie jest bezbronna! Ale.. kto zabił Grace? Bo jestem pewna, że nie Elsa! Nie zrobiłaby czegoś takiego!
Aleś zagmatwała wszystko !!!! Betty jak możesz ! ;*
Czekam z niecierpliwością na kolejny ;*
Zanim doszłam do końca rozdziału chciałam zacząć komentarz, żałując, że Alice nie zdążyła na czas ostrzec przyjaciółek, ale to i tak na nic by się w tym wypadku nie zdało.
OdpowiedzUsuńAż mi słów zabrakło, bo nigdy bym nie pomyślała, że Bryantowie zdolni będą do czegoś takiego. To rzeczywiście mocno wpłynie na dziewczyny, jednak zarazem sądzę, że zabicie bliskich i powiązanych z Gritmore osób zabolałoby je równie mocno. Tylko tyle że Bryantom trudniej byłoby zgromadzić takie osoby.
Cieszę się, że Ray odważył się i ostrzegł Alice, ale i tak do końca mu nie ufam. Nie jestem pewna, czy w drobniejszych kwestiach znów nie zacznie pomagać ojcu. Zarazem jednak liczę na to, że się mylę i chłopak obierze dobrą drogę. Chociaż dochodzą do tego jeszcze związane z nim tajemnice, których rozwiązanie niekoniecznie musi być pozytywne.
Podobało mi się, że Elsa w końcu pokazała pazury i nie dała sobą pomiatać Heraldowi. Dobrze mu tak, chociaż zarazem wątpię, by coś ze słów Elsy do niego dotarło. Coś mi się zdaje, że mimo wszystko nadal będzie upierał się przy swoim.
Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy i wyjaśnienie sprawy morderstwa Grace.
Pozdrawiam serdecznie :)
bardzo cię przepraszam, ze dopiero dzisiaj przybywam z komentarzem, ale postanowiłam najpierw zająć się rozdziałem na swojego bloga. tak czy owak jestem i nie mogę się nadziwić, jak ty mogłaś zabić tyle niewinnych ludzi? Znaczy, niby to Simon i Herald za tym stoją, ale no proszę was...żeby zabijać dziecko?
OdpowiedzUsuńDo tej pory myślałam, że oni tak nienawidzą tylko czarownic. że mają z nimi osobiste porachunki, ale nie, ze są zdolni do takich morderstw! Chociaż i tak się cieszę, ze ucierpiały osoby niezwiązane z opowiadaniem. na pewno wolę to, niż utratę którejś z głównych bohaterek.
A co do morderstw Grece, to jeśli to nie sprawka Elsy, to na sto procent matka Alice. W ogóle to mam nadzieję, ze wprowadzisz ja do opowiadania, bo jestem jej ciekawa. moim zdaniem ona naprawdę miała ważne powody, żeby zostawić swoją córkę. i teraz takie jej wielkie wejście u uratowanie dziewczyn! To mi się marzy :D
Weny :*
Rozdział naprawdę świetny, jak zwykle. Przerażająca śmierć tych trzech osób, tak mi ich żal.. Nie wierzę, że Simon był w stanie posunąć się do takiego czegoś, to wręcz nieludzkie! Siła i opanowanie Elsy mnie zachwyca, uwielbiam ją. A zachowanie Raya w stosunku do Alice... O nie, on jest dla Danieli! :D No, ale... Nieważne z jakich pobudek to zrobił, miło z jego strony, że ją ostrzegł.
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, pozdrawiam
Julss :)
Nieźle Simona wkurzyła ta śmierć. Ale co się dziwić. Pokrzyżowało to ich niecne plany i sprawiło, że nie będą mieć już tak łatwo jak z nią.
OdpowiedzUsuńBardzo mnie ciekawi kto to zrobił. Nie wiem czemu tak podejrzewam, ale mam jakieś głupie przeczucia, że zrobił do Ray. Bo skoro nie Elsa i jakaś inna czarownica (wbicie jakiegoś kołka jednak coś oznacza XD) to tak jakoś mi on pasuje, ponieważ nie podobają mu się działania ojca i po prostu mu się w ten sposób sprzeciwia. Nie wiem. ;x
Ray jest naprawdę dobry. Tym bardziej jak ostrzegał Alice w szpitalu.
Najgorsze było chyba to co dałaś na koniec. Śmierć niewinnych ludzi. To zaboli takie osoby jakimi są nasze czarownice. Może się to nieźle odbić na psychice, ponieważ mogą siebie obwiniać za to mimo, że nic nie zrobiły. To jest przykre. :((
W takim razie czekam na nowy rozdział i mam nadzieję, że przeczytam go szybciej niż ten. Szkoła, wattpad i te sprawy mnie spowalniają z bloggerem. >.>
Pozdrawiam i weny! xx
Łooooł, przeczytałam wszystko. Podziwiam siebie za to, że mi się udało (nie ma to, jak pogłaskać się po główce i w nagrodę przegryźć cuksa). I podziwiam Ciebie za to, że Twoje rozdziały były bardzo długie i świetnie napisane. Nie pozostaje mi nic innego, jak słodzić Ci dalej... xD
OdpowiedzUsuńFabuła jest zwarta i spójna. Narracja prowadzona lekko i z polotem, choć niekiedy brakowało mi humoru, bo przeważnie gustuję w lekko ironicznym stylu, to opisy miały w sobie wiele uroku oraz lekkości, przez co czytało się bardzo gładko. Naprawdę szybko mi poszło, biorąc pod uwagę fakt, jak obszerne rozdziały publikujesz. :] To się chwali. Uwielbiam jak coś jest długie, choć nie rozwleczone. ^^ Miałam wrażenie, że czytam prawdziwą powieść młodzieżową z wątkiem fantastycznym. Ach... te niezapomniane klimaty. Rozmarzyłam się trochu. ;'D
Pomysł jest przedni, choć nie oryginalny. Kocham się w fantastyce, mistycyzmie i okultyzmie (bardziej od strony teoretycznej niż praktycznej, bo się boję, a strach jest niewskazany). Temat nieśmiertelności jest zawsze na topie. Nie jest to być może oryginalne, ale Twoje opowiadanie ma w sobie mnóstwo ciekawych szczegółów i akcentów, przez co ani razu nie czułam, że jest banalne.
Cztery czarownice. Każda z nich ma odrębną osobowość. Zupełnie różnią się od siebie, a jednocześnie mają w sobie coś, co wygładza te różnice. Na dodatek łączy je głęboka przyjaźń i każda z nich posiada moc. ^^ Bardzo je wszystkie polubiłam. Nie mam swojej faworytki, ale z charakteru najbardziej podobna jestem do Alice. Taka dobra dusza, która stara się każdemu pomóc i nie przepuści okazji, by kogoś pocieszyć, gdy widzi, że ta osoba jest smutna.
Jeśli chodzi o chłopców. To brat Alice i Damian, jako bohaterowie poboczni bardzo mi przypadli do gustu. No i bardzo jestem ciekawa jak to będzie między Nessie i Jasperem. Wygląda na to, że ich przyjaźń ostatnimi czasy się pogłębiła. Tak sobie zaczęłam podejrzewać, że Jasper jest Wzmacniaczem. Hm. Pasowałby do Nessie (wybacz James).
Raya polubiłam od początku, chociaż przeważnie jestem bardzo sceptyczna do bohaterów tego typu. Są nieobliczalni, bo zawsze mają tak skrajne poglądy, że nigdy nie wiadomo, po której stronie tak naprawdę staną, w decydującym momencie. A łatwo jest w ich przypadku popełnić zdradę, tej czy drugiej strony.
Pozostaje jeszcze tajemnica jego tatuażu. Hm. Pierwsze z czym mi się skojarzyło to z Łowcami Czarownic, ale chyba mam za bardzo wybujałą wyobraźnię.
W gruncie rzeczy, to dziwne, że Grece została zabita kołkiem. Przecież nie była wampirem. No i kto ją tak naprawdę zabił? Nie jestem pewna czy Ray byłby do tego zdolny. Jakiś obcy?
No i jeszcze pozostaje Dale. Facet bez nazwiska. Student informatyki. Może to był on? Czy to nie dziwne, że zjawił się w momencie, kiedy zjawiła się Grece? Może to on jest Łowcą? Ale mam nadzieję, że poluje tylko na czarne czarownice, bo w przeciwnym razie dziewczyny miałyby większe kłopoty. I jeszcze pozostaje wątek Melanie i Dale'a. Te ich pierwsze spotkanie, a następnie kolejne... Coś między nimi jest albo to znowu moja chora wyobraźnia. :P
W każdym razie podzieliłam się moimi domysłami, a co z tego wyjdzie, to się przekonam już wkrótce, czyż nie? ^^
Co do tego ostatniego opublikowanego przez Ciebie rozdziału. Nie byłam z początku pewna czy Simon rzeczywiście jest aż tak bardzo pogrążony w swych ambicjach, żeby faktycznie dopiąć swego, choćby po trupach. No była akcja z samochodem, niby udowadniająca jego podły charakter. Jednak miałam nadzieję, że jeszcze iskierka dobra, jakaś mikra, w nim tkwi. Nah. Ten gość jest psychicznie niestabilny i powinno się go zamknąć w jakimś cudownym ośrodku dla zdrowych inaczej... Cóż, pozostaje pytanie czy te niewinne osoby zginęły tak naprawdę, permanentnie? (No umrzeć inaczej raczej się nie da. Chociaż ostatnio był przypadek zmartwychwstania 91-letniej kobitki. I to w Polsce! Takie cuda się u nas dzieją...:) Czekam niecierpliwie na jutrzejszy rozdział. Mam nadzieję, że się pojawi bez problemów. ^^
Pozdrawiam serdecznie! ;)
Dziękuję za tak obszerny komentarz! Naprawdę to sobie cenię! <3
UsuńMuszę przyznać, że wyciągasz naprawdę fantastyczne wnioski i w części z nich masz rację! Nic mnie tak nie cieszy, jak to, kiedy czytelnik zastanawiając się, dochodzi do wniosków, które częściowo pokrywają się z moją wizją opowiadania.
Masz rację co do Bryantów. Ray wydaje się nieobliczalny i ma to związek z tym, że nikt praktycznie nie wie o nim za wiele. A jeśli chodzi o Simona, to tak, on zdecydowanie jest psychiczny :D
A jeśli chodzi o śmierć, to tak. Tutaj jak ktoś już umiera, to Ja również pozdrawiam i jeszcze raz dzięki za miłe słowa :)
=.= <- Próbuję zabić wzrokiem te "prawdopodobnie" pod rozdziałem, ale mi nie wychodzi. ;_;
Usuń