– ROZDZIAŁ XXIII –
NIEDOPOWIEDZENIA
- Balony niebieskie i białe czy czerwone i białe?
– zapytała Nessie, podnosząc głowę znad żółtego notatnika. Leżała na brzuchu na
łóżku w swoim pokoju i wymachiwała nogami w takt muzyki dochodzącej z
magnetofonu. Ale nie był to ani The
LexFrand ani Breatheaway.
- Czerwone, zdecydowanie – odparła Daniela,
delikatnie kołysając się na bujanym fotelu. – Będą pasować do natury Melanie.
- Racja – odparła Nessie i zapisała to w swoim
notatniku jako punkt trzydziesty ósmy. – Chyba mamy już wszystko.
- Oprócz gości – zauważyła Daniela, podkulając
nogi.
- O nie. – Nessie wstała i przeciągnęła się. – Do
tego to ja potrzebuję minimum jeden kubek kawy.
- Zgadzam się! – Zaśmiała się Daniela i wlała do
kubka przyjaciółki czarny płyn z dzbanka.
Przygotowywały
przyjęcie-niespodziankę dla Melanie, która wkrótce miała obchodzić swoje
dziewiętnaste urodziny. Zamierzały wynająć kilka stolików w MaxCup, wiedząc, że
właśnie tego potrzeba przyjaciółce – zabawy. Już dawno nigdzie nie imprezowała.
Wszystkie cztery coraz bardziej angażowały się w sprawę zegarka i trudno im
było to pogodzić z prywatnym życiem.
Do
pokoju zaraz weszła Alice ściągając z siebie błękitną chustkę.
- Przepraszam za spóźnienie – powiedziała, nie
patrząc na przyjaciółki. Zrzuciła torbę na ziemię i usiadła obok Nessie na rogu
łóżka.
- Coś się stało? – zapytała zaraz piosenkarka
widząc nieobecną i zaniepokojoną minę Turner. Od razu widać było, że nie
wszystko jest w porządku.
- Nic mi nie jest – odpowiedziała natychmiast
roztargniona Alice, zupełnie z resztą spodziewanie. Nigdy nie lubiła obarczać
innych swoimi problemami.
- Jasne, Alice. A ja mam Plantago lanceoata na prawym policzku – odparła Daniela odkładając
kubek kawy na stolik. – Czy Simon coś zrobił? – dodała poważnym tonem, kryjąc
niepokój.
- N-nie – odpowiedziała Alice zaraz i wciągnęła
więcej powietrza. Nie patrząc na nie, dodała: – Przynajmniej ja nic nie wiem.
- Więc o co chodzi? – zapytała Nessie, przysuwając
się bliżej do Alice, a kiedy ta otwierała usta, odparła natychmiast: – Tylko
nie mów tego irytującego słowa na trzy litery.
Alice
milczała chwilę, jakby się nad czymś zastanawiając, po czym podniosła głowę już
z inną miną, odrzucając swoje zmartwienia na bok. Spojrzała wreszcie w oczy
przyjaciółki i dopiero po chwili powiedziała:
- Właściwie to chciałam się coś ciebie zapytać,
Nessie.
- Mnie? – zdziwiła się Lenson, jednocześnie
jeszcze bardziej zaciekawiając. – Jasne, pytaj.
- Czy… wiesz może co się dzieje z Jasperem? –
zapytała zaniepokojonym głosem Alice.
Nessie
pobladła.
- Co masz na myśli? – odpowiedziała pytaniem.
- Cóż. – Alice splotła dłonie, wyginając palce
prawej dłoni. – Rzadko gdzieś wychodzi, ciągle przesiaduje w swoim pokoju i w
ogóle nie słucha muzyki – dokończyła wymownie.
Usłyszawszy
to, Nessie zrobiło się jeszcze gorzej. Ciągle gnębiły ją wyrzuty sumienia,
które starała się jak najmocniej tłumić, ale teraz wróciły wraz z dziwnym bólem
brzucha. Nie miała pojęcia. Naprawdę, nie miała pojęcia co działo się z
Jasperem od chwili, w której zostawił ją samą w swoim pokoju. Praktycznie nie
widywała się z nim. Nawet w szkole go nie spotykała, tak jakby on specjalnie
wybierał te korytarze, na których ona akurat nie ma zajęć. Próbowała o nim nie
myśleć, ale pustka po stracie Jaspera była niemożliwie trudna do wypełnienia.
- Wiesz coś na ten temat? – zapytała Alice,
sprowadzając Nessie z zawiłych myśli do rzeczywistości.
- Ja… - zaczęła Nessie, czując że trudno jej się
mówi. – Nie mam z nim ostatnio kontaktu.
- To może powinnaś z nim porozmawiać? –
zasugerowała Alice. – Nie mówię, że masz go przepytać, jeśli nie chce mówić, to
niech nie mówi. Ale jesteście ze sobą najbliżej i jeśli to coś poważnego,
jeśli potrzebuje pocieszenia, to tylko
ty możesz mu to dać.
Gdyby powiedziała to ostatnie zdanie miesiąc
temu, Nessie uśmiechnęłaby się pokrzepiająco i ciesząc się, ze Jasper na nią
liczy i że może mu pomóc, pobiegłaby do niego pędem. Oczywiście wiedziała, że
są przyjaciółmi i że jako jedna z najbliższych osób potrafiłaby go pocieszyć.
Ale teraz słowa Alice nabrały jakiegoś drugiego dna. Tak jakby ona – i wszyscy
inni – podświadomie wiedzieli jakie znaczenie pełni Nessie dla Jaspera.
- Nie sądzę, by chciał ze mną rozmawiać – rzekła.
Alice
wyglądała na zaskoczoną.
- Dlaczego? – zapytała.
Nessie
zacisnęła usta. Czuła się zawstydzona i przede wszystkim winna.
- Bo go odrzuciłam – powiedziała cicho dopiero po
chwili.
Oczywiście,
Alice z początku nie pojęła słów przyjaciółki. Siedząca w ciszy dwa kroki dalej
Daniela powstrzymywała się, by nie wywrócić oczami, patrząc na nierozumiejącą
minę Alice. Tylko ona mogłaby nie zrozumieć co za tymi trzema słowami się
kryło.
Dopiero
po długiej chwili, Alice całkowicie niepewnie zapytała:
- Chyba nie mówisz, że Jasper zakochał się w
tobie?
Nessie
przegryzła wargę, milcząc. Dopiero cisza spowodowała, że Alice zdała sobie z
tego sprawę.
- Nie wierzę – odparła, jakby zrobiło jej się
słabo. W zasadzie nie wiedziała dlaczego. Nie chodziło o to, że nie podobała
się jej ta perspektywa. Gdyby Nessie nie miała chłopaka i byłaby zainteresowana
Jasperem, Alice nie miałaby nic przeciwko. Po prostu martwiła się o niego i o
jego nie mogące spełnić się zauroczenie.
- Dlaczego nie? – wtrąciła się Daniela. – Każdy
zakochałby się w jej uśmiechu.
Szczęście wymalowane na twarzy mężczyzny
pogłębiało się z każdą kolejną chwilą oglądania zdobyczy. Obracał ją w
dłoniach, przyglądając się każdej części zegarka, każdemu szczegółowi. Roseann
siedząca jedną nogą na krawędzi stołu przypatrywała się mu z rozbawieniem,
jakby był dzieckiem, który właśnie dostał urodzinowy prezent.
- Wreszcie się na coś przydałeś – powiedział z
ojcowską dumą Simon, patrząc na syna. Dwudziestolatek nie odpowiedział. W
dalszym ciągu stał w drzwiach, oparty o framugę.
- Możemy to skończyć jak najszybciej? – zapytała
zniecierpliwiona Roseann, wyrywając roślinę o podłużnych liściach i drobnych
żółtych kwiatach z doniczki. – Nie mam niekończącego się wolnego czasu. Dawaj
kronikę, czekamy do północy i po sprawie.
- Hola hola – odezwał się Herald, wygodnie siedząc
na fotelu i trzymając w ręku kieliszek wytrawnego wina. – Najpierw musimy
wybrać, a potem złapać ofiarę.
- Wybór już był przesądzony – odparł Simon,
odkładając najdelikatniej jak umiał zegarek z powrotem do skrzynki. – Turner za
Turner. – I uśmiechnął się zawadiacko.
Ray
zesztywniał, słysząc słowa ojca.
- Nie.
Było
to wyrazem największej odwagi. Nie sądził, że mógłby przeciwstawić się ojcu,
ale zrobił do impulsywnie i odruchowo. Inaczej nie mógł postąpić.
Cała
trójka zwróciła się w jego stronę: Roseann ponownie z rozbawieniem wymalowanym
na twarzy, Herald z ironią i zaskoczeniem, a Simon ze wzburzeniem.
- Co to znaczy „nie”? – Jego głos był przerażająco
niski i spowodował, że w jednej chwili cała odwaga Raya uciekła jak para z
gorącej herbaty.
Przełknął
ślinę i nie ruszając się z miejsca powiedział:
- Nie zgadzam się na Alice. Dzięki mnie macie to
coś w ręku i chyba mam coś do powiedzenia.
Simon
gwałtownie wstał i w jednej chwili pojawił się przy synu. Ray myślał, że zaraz
poczuje na twarzy zaciśniętą pięść, kiedy jedyne co się wydarzyło to wybuch
śmiechu ojca.
- A to dobre! – wykrztusił ciągle rozbawiony
Simon. – Bawisz się w zakochanego kundla, smarkaczu? Bronisz czarownicę? Nie
bądź żałosny!
Ray
zacisnął zęby, nie odpowiadając.
- Wiedziałeś, że córka Turner zapłaci za czyny
matki i jakoś wcześniej nie stawałeś w jej obronie – ciągnął Simon. – Och nie, ojcze, ja ją kocham, nie możesz jej
zabić – mówił, przedrzeźniając syna, po czym ponownie wybuchnął śmiechem i
klepnął z całej siły Raya po ramieniu. – Nawet nie próbuj stanąć nam na drodze,
bo skończysz na tym, że pozostaniesz bez ochrony – dodał wymownie groźnym tonem
i odwrócił się od syna, ucinając rozmowę. Podszedł do stolika, nalał sobie whisky
i wypił duszkiem. Następnie popatrzył na brata, charakterystycznie zamyślonego
i radośnie zapytał:
- Czy mi się wydaje, czy ty masz już plan,
braciszku?
Daniela potrzebowała biegu, by zregenerować siły
do nauki magii. Wydawało się to dla Melanie absurdalne, ale dla niej było to
zupełnie naturalne. Przyjemne zmęczenie, rozciąganie mięśni i oddychanie
świeżym, leśnym powietrzem, zawsze poprawiało jej humor i dodawało siły.
Biegła
leśną ścieżką, niedaleko Gritmore, jedną ze swoich ulubionych. Wsłuchiwała się
w rytm wdychanego i wydychanego powietrza, rozkoszując się w lekkim powiewie,
który chłodził jej gorące policzki. Była całkowicie zrelaksowana i gdyby coś
teraz wytrąciło ją z przyjemnej równowagi, mogłaby stać się nieobliczalna.
I właśnie coś takiego się zdarzyło. W pewnym
momencie usłyszała szelest dochodzący z prawej strony na wprost niej, a była
wyczulona na wszelkie odgłosy, które zakłócały jej relaksujący bieg. Wydawało
jej się, że słyszy, jak ktoś przedziera się przez gęstwinę krzaków. Od razu przed
oczami stanęła jej Grece Williams, krocząca na wysokich obcasach przez wąską
asfaltową uliczkę. Dlatego i tym razem była przekonana, ze Simon, Herald albo
ta nowa czarownica właśnie zmierza, by ją zaatakować. Nie ulegało to
najmniejszej wątpliwości.
Gdy
tylko ponownie usłyszała odgłosy, zadziałała zupełnie samozachowawczo. Po
prostu zaatakowała mocą wysoki krzew, który sekundę wcześniej zaczął się
poruszać, obwieszczając, że gość zaraz się wyłoni. Spanikowała.
Zamiast
krzyku, usłyszała pisk. A dokładniej jedno pojedyncze skomlenie. Dopiero wtedy
zdała sobie sprawę, jaki błąd popełniła. Ogromny husky leżał cztery metry przed
nią i szczerze mówiąc, wyglądał na zupełnie nieżywego.
Natychmiast
do niego podbiegła, klęknęła przy nim, ale dłoń, którą wyciągnęła w jego
stronę, zatrzymała w pół ruchu. Nie wiedziała co zrobić, jak sprawdzić czy pies
jeszcze żyje i jak mogłaby mu pomóc. Ogarnęła ją fala paniki i żalu do
niewinnego stworzenia zaatakowanego przez jej głupotę.
I
właśnie wtedy usłyszała czyjś bieg i zerwała się na równe nogi. Praktycznie
nikt nie biegał leśną ścieżką. Właśnie to w niej lubiła. I właśnie ten odgłos
wzbudził w niej niepokój. Wyciągnęła przed siebie dłonie, mając zamiar
zaatakować, gdy tylko zobaczy znajomą wrogą twarz.
No
tak, oczywiście. Zawsze jak są przygotowane do walki, walczyć nie muszą. Co
więcej, nie powinny.
Przed
nią stał, w sportowym dresie, młody mężczyzna. Włosy miał potargane na
wszystkie strony, a po czole spływała mu pojedyncza kropla potu. W jednej ręce
trzymał bidon, a w drugiej zwiniętą, granatową smycz.
Sytuacja
była groteskowa. Mężczyzna zatrzymał się i spojrzał na Danielę, która z
wyciągniętymi rękami stała w rozkroku. Przyglądał się jej osłupiały, mimo że
natychmiast opuściła ręce. Nawet nie chciała wyobrażać sobie jak musiała
wyglądać w tamtym momencie, kiedy jej włosy opadały jej na twarz, a rękaw
spoconej sportowej koszulki zsunął się, odsłaniając ramię. Pogodziła się ze
swoim szczęściem. Zawsze jak już spotkała chłopaka godnego zainteresowania, to
musiała wyglądać niewyjściowo, być w dziwnej sytuacji albo zaatakować jego psa.
Albo wszystko na raz.
Mężczyzna
patrzył się na nią, dopóki nie spojrzał na leżącego obok huskiego. W jednej
chwili znalazł się przy nim.
- Och, Guzel – szepnął zatroskanym głosem. Delikatnie
ujął jego łapę w ręce i przybliżyła twarz do ciała zwierzęcia. – No, Guzel,
otwórz oczy.
Jego
głos był tak delikatny i czuły, że wzruszył Danielę, jednocześnie wywołując u
niej wyrzuty sumienia. Pies chwilę później minimalnie, jakby powoli budził się
z bardzo głębokiego snu, otworzył oczy i popatrzył cierpiącym spojrzeniem na
swojego właściciela.
- Wiedziałaś co mu się stało? – zapytał mężczyzna,
odwracając głowę w stronę Danieli. Zaskoczona, powiedziała:
- On… wpadł w krzak i… odrzuciło go. – Zdawała
sobie sprawę, że jej elokwencja w tym momencie dosięgnęła dna. Chciała
wyparować stąd najszybciej jak mogła, albo chociaż uciec. Ale nie mogła.
Przecież to jej wina, że pies tego mężczyzny został ranny.
Popatrzył
na nią zdezorientowany.
- On jest praktycznie bezwładny – powiedział
poważnie, wlepiając w nią swoje ciemne oczy.
- Też mi się tak wydaje – odpowiedziała, zanim
zdążyła ugryźć się w język. Czuła się bardzo głupio.
Mężczyzna
odwrócił wzrok z powrotem na psa i zapytał go czule:
- Hej, dasz radę wstać?
Odpowiedziało mu tylko spojrzenie zmordowanego
Guzela. Nie było mowy, żeby się nawet ruszył.
Dopiero w tym momencie Daniela uświadomiła sobie,
że żadne nakłaniania, żadne lekarstwa, zabiegi czy operacje mogą nie uratować
Guzela. W każdym razie na pewno nie całkowicie. Został zaatakowany dużą dawką
magii i Daniela nie byłą pewna, czy – tak jak człowiek – sam jest sobie w
stanie poradzić. Wyglądał na całkowicie pokonanego, jakby zaraz miał przejść na
tamten świat. A więc zaatakowany mocą, musi być mocą uleczony. A przynajmniej
wsparty. Ale ten mężczyzna o tym nie wiedział. I nie mógł się dowiedzieć. Czy
to oznaczało, że dla psa nie ma ratunku?
Znowu
dostrzegła na twarzy mężczyzny wielką troskę, gdy oglądał rannego pupila. Ta
mina będzie prześladować ją do końca życia, jeśli ten pies nie przeżyje.
- Och, staruszku – westchnął mężczyzna, po czym
delikatnie przyłożył ucho do ciała zwierzęcia, a za chwilę podniósł głowę gwałtownie.
– Przestaje oddychać.
- Przestaje oddychać? – zapytała Daniela jak echo
i nie wiedziała dlaczego poczuła się tak, jakby umierał przy niej jakiś
człowiek. Zanim zdążyła jakkolwiek zareagować zobaczyła, jak mężczyzna otworzył
pysk pupila, wysunął z niego język, a następnie zwinął dłoń w rurkę i przyłożył
ją do nosa zwierzęcia. Gdy zaczął wdmuchiwać do niego powietrze, osłupiała
dziewczyna zapytała:
- Czy ty właśnie robisz sztuczne oddychanie psu?
Nie wiedziała
co ma robić. Gdyby usłyszała od kogoś o takiej sytuacji prawdopodobnie
zaczęłaby się śmiać, ale teraz nie było jej do śmiechu. Nie mogła odejść, ale
stojąc tak czuła się bezużytecznie i przede wszystkim – głupio. Powinna
spróbować zdjąć swoje zaklęcie, ale nie było szansy, by właściciel opuścił
pupila.
Chwilę
później chłopak odsunął się od psa i choć Daniela nie zauważyła żadnej poprawy
u psa, jego uśmiech ulgi wywołał u niej radość.
- No, Guzel, dałeś radę – szepnął i pogłaskał go
po pysku. – A teraz wstawaj.
- Co robisz? – zapytała natychmiast zdziwiona
Daniela, robiąc krok w jego stronę.
- Podnoszę go – odpowiedział, jakby to nie było
oczywiste. Ciągle patrzył zmartwionymi oczami na swojego psa, który wyglądał
naprawdę żałośnie w jego ramionach.
- A jak go przez to uszkodzisz? Może mieć jakieś
złamanie albo uraz wewnętrzny, krwotok!
Popatrzył
na nią uważnie i Daniela nie była pewna, czy dostrzegła w tym spojrzeniu nutkę zaintrygowania
a może nawet: podziwu? W każdym razie, było to pierwsze spojrzenie, kiedy nie
patrzył na nią jakby miała trzy nogi.
- Co w takim razie proponujesz, pani doktor? –
zapytał ją na wpół z ironią na wpół z sympatią.
- Może zadzwonisz do weterynarza, a on tu
przyjedzie? – zasugerowała.
- Ja jestem weterynarzem – odpowiedział zupełnie
poważnie.
No pięknie. Zaatakowała psa weterynarza. Większego
szczęścia dzisiaj nie mogła doświadczyć.
- Naprawdę? – zapytała, nie wiedząc jak
zareagować. W swojej głowie gorączkowo rozmyślała co zrobić, by podejść do psa
i spróbować choć trochę uleczyć go mocą. Na odległość nie było na to szans.
- Tak – odparł, z powrotem patrząc na Guzela. –
Gdybym miał tylko mój sprzęt… - powiedział do siebie.
- To w takim razie wróć po swoje rzeczy, a ja tu z
nim zostanę.
Odwrócił
głowę w jej stronę tak gwałtownie, że myślała, iż skręci sobie kark. Z początku
nic nie powiedział. Nie wiedziała, czy rozważa, czy może jej ufać, czy może
zastanawia się, czy może zostawić psa w takim stanie.
- Albo zadzwoń do kogoś, żeby przywiózł ci sprzęt
– zasugerowała, uznając, że byłoby to najlepsze rozwiązanie.
Milczał
chwilę, ponownie rozważając jej słowa, po czym wstał, wyciągając z kieszeni
telefon. Wystukał w nim jakiś numer, ale odpowiedział mu brak sygnału.
- Zostaniesz z nim na chwilę? – zapytał, a ilość
zmartwienia w jego oczach była aż zbytnim powodem, by nie móc mu odmówić. –
Jakby się coś działo, to mnie natychmiast zawołaj!
Pokiwała
głową i natychmiast zbliżyła się do psa. Mężczyzna odszedł kilka kroków dalej,
by złapać sygnał.
Prawdę
mówiąc nie wiedziała co zrobić. Nie miała pojęcia jak wykonać zaklęcie
uzdrawiające kogoś zaatakowanego magią. Starała się przypomnieć sobie wszystkie
wskazówki, które Elsa im przekazała na temat tworzenia zaklęć. Jednak każde
które przywoływała w pamięci nawiązywało do tworzenia bądź usuwania zaklęć
zawartych w jakimś przedmiocie.
Postanowiła
postąpić analogicznie. Nalała na lewą dłoń czystą wodę z bidonu, wierząc, że
woda, jako żywioł oczyszczający, pomoże jej w zaklęciu. Prawą dłoń natomiast
położyła na ciele zwierzęcia i zamknęła oczy. Skupiła całą swoją uwagę na chęci
cofnięcia wymierzonego bólu i starała się potęgować to uczucie. Wyszeptała
jakieś uniwersalne zdanie, które w tym momencie zdawało się, że straciło sens,
a potem dodała jeszcze coś od siebie. Na końcu wlała do pyska psa wodę.
Usłyszała
za sobą kroki i natychmiast wstała z kolan, przerywając równocześnie zaklęcie.
Jej wzrok od razu spoczął na psie, który uniósł pysk, dostrzegając właściciela.
Nie mógł co prawda wstać, ale był w stanie ruszyć łapą i obrócić głowę.
Wydawało się, że nadnaturalny cios został usunięty. Pozostawało jedynie
uzdrowić go fizycznie.
- Guzel! – zawołał radośnie mężczyzna i
natychmiast pobiegł do pupila i pogłaskał go po pysku. Dopiero po chwili
odwrócił się w stronę Danieli i zapytał: – Co mu zrobiłaś? Wygląda zdecydowanie
lepiej.
Daniela
wzruszyła ramionami, jednocześnie czując w sercu ogromną ulgę.
- Dałam mu do picia wodę – odpowiedziała
wymijająco.
Przyglądał
jej się chwilę z zainteresowaniem, po czym powiedział:
- Dzięki.
I
tak właśnie po raz pierwszy treningi Elsy się na coś przydały.
__________________________________________________
Rozdział ze specjalną dedykacją dla Karolci i Patq! Dziewczyny, wreszcie doczekałyście się tego rozdziału, w którym ten oto pan wraz z Danielą ratowali psa! :D Ten pomysł ciągnął się chyba jeszcze od września, ale już jest! Wiem, że miał być kot, wiem, że miała być sekcja zwłok, ale chyba tak też nie jest źle? W każdym razie ja się uśmiałam :D
Rozdział dość lekki, ale chyba życie dziewczyn nie opiera się tylko na ściąganiu zaklęcia z naszyjnika i ściganiu się z Bryantami, prawda? Jednak jeśli czekacie na jakąś szybszą akcję ze zwrotami to zapewniam was, że w rozdziale XXV i XXVI jest jej pełno! <3
Trzymajcie się! :*
Hi hi, w końcu! 2dni mam otwartą stronę i czekam, czekam, czekam... :))
OdpowiedzUsuńEch... i niewiele o zegarku... :(( Kiedy c.d.?
OdpowiedzUsuńNiedługo, niedługo, cierpliwości :D
UsuńZ zegarkiem jest właśnie ciekawa sprawa, bo czy nie zauważyliście, że Alice nie wspomniała ani słowa o tym, że nie posiada już go? ;)
Wszystko niedługo się wyjaśni, obiecuję ;)
Betty Gilbert
Dziękuje ! <3
OdpowiedzUsuńOch czekałam na ten rozdział ładnych parę miesięcy ale jest i cóż tu dożo mówić.. Genialny, piękny i cudowny.
Mam nadzieję, że nie zrobisz krzywdy Melanie! Ray ją uratuje, albo ostrzeże albo coś.. !
Szkoda mi Jaspera wyraźnie cierpi przez Nessie, a ona nie zdaje sobie sprawy, że są dla siebie stworzeni!
Biedna Daniela, nie wiem co bym czuła jakbym skrzywdziła zwierzę ( chyba że to biedronka), ale przystojny weterynarz pojawił się na miejscu i wszystko skończyło się dobrze!
Czekam na kolejny rozdział ! Mam nadzieje, ze pojawi sie przed 7 marca!
Ps.Plantago lanceoata ? SERIO? GENAU?
No musiałam! :D Miałam ostatnio botanikę i musiałam dodać <3
UsuńI cieszę się, że Ci się podoba <3
Betty Gilbert
Było miło. ;) Ale niepokoi mnie zachowanie Alice, bo i tak wszyscy dowiedzą się o "zniknięciu" zegarka. Tutaj przysłaniasz tak ważną sprawę zwykłym życiem przeciętnych nastolatek... choć nie wiem, czy aby na pewno takie rzeczy, jak reanimacja psa, zdarzają się często. ;) Właśnie, cóż to za pan? : o
OdpowiedzUsuńI jeszcze jedno - co jest z tym Rayem? Zawsze wydawał się taki nieobliczalnie niewymiarowy, ale... intryguje mnie swoim zachowaniem!
Pozdrawiam. :)
Dobra, przybywam z komentarzem! nawet nie aż tak bardzo spóźnionym! I chyba poleciłam twojego bloga na google +, ale nie jestem pewna, bo nie ogarniam swojego telefonu :P
OdpowiedzUsuńTen rozdział czytało się niezwykle szybko i mam dziwne wrażenie, że był krótszy od poprzednich. I niby akcji za wiele nie ma, ale i bez tego jest ciekawie.
Ale było zdecydowanie za mało Ryana! Tak! bo teraz to zdecydowanie on jest moim ulubionym bohaterem! Ale i tak jestem z niego dumna, że postawił sie ojcu. I teraz już wiemy, dlaczego jest takim "przydupasem". Oni go chronią, więc pewnie wiedzą o tym, co zrobił Ryan. Szczerze to wcale się nie dziwię, że ich to nie bardzo obchodzi. W końcu sami są zdrowo kopnięci.
A Alice mnie trochę zdziwiła, bo ja na jej miejscu od razu popędziłabym powiedzieć wszystkim, że zegarek zniknął, nawet jeśli mieliby mnie za to zlinczować. A teraz wystawiła wszystkich na niebezpieczeństwo, bo najwyraźniej wstyd jej przyznać się do winy...Chyba, że ona jeszcze nie wie, że go zabrano,a le w to wątpię.
Ejj...i jakiego kolesia wyrwała Daniela? W sumie, to jest niezły sposób na podryw...Zaczarować psa chłopaka który ci się podoba i zaoferować swoją pomoc w uratowaniu go. Muszę to zapamiętać :P
pozdrawiam :*