wtorek, 7 kwietnia 2015

XXV. PLAN B

– ROZDZIAŁ XXV –
PLAN B


Ray wszedł do pubu zupełnie niedostrzeżony. Wszyscy tańczyli pod sceną, wymachując rękami, włosami, biodrami, a nawet ściągniętymi kurtkami. Stanął w drzwiach i rozglądnął się po tłumie, próbując znaleźć szukaną osobę. Ale nie mógł jej nigdzie dostrzec.
Za to Daniela dostrzegła jego. Tańczyła przed sceną i odwróciła się w stronę drzwi, sprawdzając, czy Melanie wróciła ze spaceru. I właśnie wtedy spostrzegła ciemnowłosego dwudziestolatka w czarnej bluzie, stojącego u wejścia MaxCup.
Instynktownie do niego podeszła.
- Hej – powiedziała i dopiero teraz zwróciła na siebie jego uwagę.
- Hej – odpowiedział. W jego głosie słychać było zdenerwowanie, a na jego twarzy widniał jakiś dziwny niepokój, który starał się zamaskować.
- Stało się coś? – zapytała, kiedy on wędrował spojrzeniem po zgromadzonych w pubie ludziach. Z początku nie odpowiedział; potem jakby zrezygnowany szukaniem, zapytał:
- Wiesz, gdzie jest Alice?
Słysząc to poczuła pojedyncze ukłucie zazdrości. No tak. Alice.
Choć chciała wyrzucić go ze swojego umysłu, nie potrafiła zrobić tego do końca. Ciągle zaprzątał jej myśli, co coraz bardziej denerwowało dziewczynę. Przecież nie było sensu zajmować sobie nim głowę, szczególnie teraz, kiedy już poznała część jego mrocznej historii.
- Jest z Damianem – odpowiedziała, ale nie zauważyła, by Ray się tym przejął. Raczej jakby jego twarz minimalnie się uspokoiła.
- Gdzie widziałaś ją ostatnio? – zadał kolejne pytanie.
Popatrzyła na niego badawczo. Czego on chciał od Alice?
- Przy stoliku po lewej stronie, za sceną – odparła powoli, a kiedy on już chciał ją minąć, by tam dotrzeć, dodała: – Pół godziny temu.
Przez pół sekundy zauważyła na jego twarzy widmo strachu, które jednak tak szybko znikło, że Daniela nie wiedziała, czy się przewidziała.
- W każdym razie – powiedział jakby do siebie i rzucił przez ramię: – Dzięki.
- Hej – zatrzymała go, łapiąc go za rękaw czarnej bluzy. Popatrzył na nią zniecierpliwiony. – Może ja będę mogła ci pomóc?
- Na razie nie – odparł i już zniknął w tłumie, brnąc w stronę wskazanego przez Danielę miejsca.
Byli dokładnie tam, gdzie pół godziny temu. Alice siedziała na krześle, przerzucając nogi na kolana Damiana, siedzącego tuż obok niej. Sączyła koktajl truskawkowy i śmiała się z czegoś, co opowiadał jej chłopak.
Ray, pełny poczucia ulgi, zastanawiał się czy do nich podejść. Nie był pewien czy jest to dobry pomysł i prawdopodobnie po rozważaniach wycofałby się, gdyby na niego nie popatrzyła. Ich spojrzenia skrzyżowały się i Alice, albo przyciągnięta podświadomością, albo ze swej dobrej woli, przeprosiła Damiana na chwilę i sama podeszła do Raya.
- Hej – przywitała się.
- Cześć – odparł. Chwilę jeszcze bił się z myślami, ale potem postanowił postawić wszystko na jedną kartę. – Możemy porozmawiać?
Odwróciła się w stronę Damiana, który właśnie wtedy został zaczepiony przez Kevina i odpowiedziała:
- Okej. Na zewnątrz?
- Nie – odpowiedział trochę za szybko. – Możemy podejść tam? – Wskazał na prawą część pubu.
Skinęła głową.
Nie było wolnego stolika, więc stanęli przy ścianie, tuż przy drzwiach do toalety.
- Słucham – powiedziała Alice i uśmiechnęła się pokrzepiająco.
Ray zacisnął zęby i skrzyżował ręce na piersi. Było mu trochę wstyd.
- Musisz uważać – powiedział tak, by nikt go nie usłyszał, ale by mogła zrozumieć Alice.
Ściągnęła brwi, nie rozumiejąc.
- Dlaczego?
- Ojciec chce cię porwać – odpowiedział, zanim zdążyłby się rozmyślić. – Dzisiaj chcą uwolnić zaklęcie. I potrzebują czarownicy do ofiary.
Jego zdania były maksymalnie skrócone i w gruncie rzeczy powinny wywołać niezrozumienie, jednak Alice zdążyła wyczytać z nich więcej. Po pierwsze, zdziwiła się, że Ray był w stanie coś takiego powiedzieć. Wiedziała, że oznaczało to przeciwstawienie się ojcu i wujowi i była wdzięczna, że troszczył się o nią na tyle, by móc wykonać tak odważny czyn. Po drugie, nie poczuła zaskoczenia, słysząc o przewidzianym na dzisiejszą noc rytuale. Podejrzewała, że nastąpi to w dzień, w którym one będą zajęty urodzinami Melanie. Jednak na samym końcu zdała sobie sprawę z trzeciej rzeczy, która zamroziła jej na chwilę serce. Bryantowie potrzebują ofiary, by dopełnić rytuał. Ofiary, którą – jak się zdaje ­­­– musi być potomkini czarownic tworzących zaklęcie. A więc, skoro rytuał ma być jeszcze tej nocy, niedługo któraś z nich powinna zostać porwana.
- Ofiary? – powtórzyła Alice tak cicho, że nawet gdyby stała w całkowicie wyciszonym miejscu, nikt by jej nie usłyszał.
Jak mogło coś takiego im umknąć? Jak Elsa, Roxana ani ktokolwiek inny o tym nie wiedział? Albo dlaczego, jeśli ktoś znał ten szczegół, nic nie powiedział? Dlaczego, dlaczego?!
- Muszę sprawdzić co z innymi! – zawołała natychmiast Alice, jednak Ray zagrodził jej drogę.
- Tylko ty jesteś zagrożona – odparł dwudziestolatek, z trudnością opanowując emocje. – Oni chcą zabić córkę osoby, która zabiła im ojca.
W pewien sposób, Alice poczuła ulgę, że przez jej głupotę i niedopatrzenie ogółu, przyjaciółki nie są zagrożone. Problem jednak nie znikał. Wszystko mogło potoczyć się inaczej, niż zaplanowała. Teraz jest zobligowana do powiedzenia prawdy przyjaciółkom.
- Ja… muszę już iść – odpowiedziała, nie wiedząc, czy może zaufać Rayowi na tyle, by wyznać mu to, co zamierza zrobić. – Dziękuję za powiedzenie mi prawdy – dodała, patrząc mu w oczy. – To wszystko zmienia.
Ray chciał jeszcze ją zatrzymać, ale ona zwinnie wywinęła się i zaczęła brnąć przez tłum, szukając przyjaciółek.
Nessie siedziała przy barze, bawiąc się pustym kieliszkiem po wypitym drinku. Twarz miała nieobecną, co było niepokojące, zważywszy na fakt, iż trwała impreza.
- Nessie! – zawołała Alice, a przyjaciółka podniosła głowę.
- Hej – odpowiedziała, siląc się na uśmiech.
- Musimy pogadać – odparła Alice, a jej głos był na tyle zdenerwowany, że niepokój natychmiast przelał się na Nessie. – Gdzie jest Melanie i Daniela? – zapytała ją, dokładnie w tym samym momencie, w którym ich najmłodsza przyjaciółka zawołała:
- Dziewczyny! Wiecie gdzie jest Melanie?
Słysząc to, Alice ponownie stanęło serce.
- Nie widziałam jej – odpowiedziała Nessie. – Dlaczego pytasz?
- Wyszła na zewnątrz z dwadzieścia minut temu i nie wróciła – odpowiedziała Daniela. – Sprawdzałam przed MaxCup, tam jej nie ma. Myślałam, że może do was poszła. Alice?
Alice o mało co nie straciła równowagi, jednak złapała się kontuaru i odzyskała sprawność umysłu.
- Ja… też nie… – powiedziała. – Może Damian? – zapała i nagle wróciła jej nadzieja.
Szybko podeszły w  stronę stolika, przy którym siedział McCain. Gdy tylko zobaczył jak wszystkie trzy ze zmartwionymi twarzami idą w jego stronę, zerwał się z miejsca.
- Co się stało? – zapytał.
Daniela szybko przedstawiła sytuację.
- Widziałem ją tylko jak z tobą tańczyła – odpowiedział Damian.
Alice złapała go gwałtownie za rękę.
- Alice, co się dzieje?
Wszyscy, jak na komendę, spojrzeli na nią.
- Bryantowie porwali Melanie – odpowiedziała natychmiast.
- Skąd wiesz? – zapytała Nessie, marszcząc brwi.
- Ray mi powiedział, że potrzebują ofiary czarownicy, by dopełnić rytuał – mówiła pośpiesznie. Czuła, jakby nagle u jej szyi uwiązano kamień. W ciągu pięciu minut wszystko wywróciło się do góry nogami. – Sądził, że będę nią ja, ale skoro Melanie się zgubiła to…
Miny pozostałej trójki wyrażały kompletne nierozumienie.
- Czekaj… jaka ofiara? – zapytała zdezorientowana Nessie, a Daniela wtrąciła:
- Dlaczego mieliby porywać czarownicę, skoro jeszcze nie będą uwalniać zaklęcia?
Alice zacisnęła usta i spuściła wzrok.
- Rytuał ma być dzisiaj – odpowiedziała cicho, nie mając odwagi by spojrzeć im w oczy.
Chwila okropnej ciszy trwała zaledwie sekundę. Alice nie sądziła, że w tak głośnym miejscu coś takiego jak cisza może w ogóle zaistnieć. Jak się okazuje, może.
- Co?! – krzyknęła Daniela, a jej głos i tak zagłuszyła solówka gitarzysty Hotheaded.
- Jakim cudem? – zapytała Nessie, szeroko otwierając oczy.
- Czy ty chcesz powiedzieć, że Bryantowie mają zegarek, który miałaś schować? – Głos Damiana był tak lodowaty, że bała się na niego spojrzeć. Choć słowa wywoływały w niej ogromne wyrzuty sumienia, była w stanie je znieść. Nie mogła jednak spojrzeć w ich oczy. Nie miała tyle odwagi mimo, że właśnie takiej ich reakcji się spodziewała.
- To nie jest tak, jak myślicie – broniła się Alice, a jej głos zaczął drżeć. – Naprawdę, wszystko miałam pod kontrolą, póki nie dowiedziałam się o ofierze i...
- Pod kontrolą? – zapytała Daniela tak sarkastycznie i groźnie, że biedna Alice była na skraju płaczu. – Zegarek w rękach Bryantów uważasz za kontrolę?
- Straciłaś zegarek i mogę uwierzyć, że nam nie powiedziałaś – dodała Nessie z wyrzutem. Alice jszcze nigdy nie słyszała tyle goryczy w głosach swoich przyjaciółek. I to jeszcze w słowach skierowanych do niej. – Jak chciałaś to ukryć?
- Nie ma czasu teraz na wyjaśnienia – zawołała Alice, a potem wybuchła: – Cholera, musimy odnaleźć Melanie!
Przekleństwo w ustach Alice było tak dziwne, że podziałało na trójkę jak lodowata woda. Stali z początku osłupiali.
- Dzwoń po Elsę – powiedziała Daniela do Damiana. – I niech ktoś zadzwoni do Ricka. Idziemy.
- Tylko gdzie? – zapytała Nessie, kiedy opuszczały MaxCup.
- Do lasu?


Melanie odzyskała świadomość, gdy była już w zupełnie innym miejscu. Początkowo nie wiedziała gdzie się znajduje, miała mgłę przed oczami, a chłód wywoływał na jej nagich nogach gęsią skórkę. Starając się przetrzeć oczy dłonią, uświadomiła sobie, że są przywiązane do poręczy krzesła. Natychmiast do jej umysłu wrócił obraz atakującej Roseann. Chciała się wyrwać i krzyknąć, ale wszystkie kończyny oraz usta były związane. Otworzyła zamiast tego szeroko oczy, ogarniając wzrokiem miejsce, w którym się znajdowała. Wszędzie było ciemno, jednak Melanie od razu zauważyła dookoła siebie mnóstwo drzew, wskazujących na pobyt w lesie. Krzesło w lesie, a to dobre.
Jakaś roślina drażniła jej skórę nóg i poczucie, że nie może się podrapać było niemożliwe do wytrzymania. Próbowała skupić się na stworzeniu zaklęcia, które w mig rozwiązałoby ją, ale mimo że je wykonywała, nie działało.
Poczuła zapach ogniska i była pewna, że nie jest to dobry znak. Zaraz potem za jej plecami usłyszała szelest i stukot, jakby ktoś rozbijał kamień o twardy przedmiot. Następnie dał się słyszeć niezrozumiały szept damskiego głosu. A zaraz potem ta sama kobieta oznajmiła:
- Ja jestem gotowa. Zaczynamy?
- Jeszcze nie – powiedział męski głos, zdecydowanie należący do Simona Bryanta. – Poczekamy jeszcze chwilę, może się zjawi.
Melanie kompletnie nie wiedziała co się dzieje. Początkowo myślała, że czarownica i Bryantowie porwali ją, by zdobyć zegarek, ponieważ dowiedzieli się, że to one są w jego posiadaniu. Jednak nie wiedziała dlaczego postanowili ukryć ją w lesie. Wydawało się to dziwne, a nawet dla nich ryzykowne. Gdyby schowali ją w jakiejś ciemnej piwnicy, trudniej byłoby ją odbić.
Miała nadzieję, że przyjdą jej z pomocą. Sama już dawno uwolniłaby się, gdyby nie jakaś blokada, którą z pewnością stworzyła ich nowa czarownica. Trzymała się wiary w spostrzegawczość Danieli, którą powinna zaalarmować nieobecność przyjaciółki. Powinny się domyślić, że została porwana. Tylko skąd będą wiedzieć, gdzie jej szukać?
- Popraw tą roślinę, Simon – odparł niski głos Heralda. – Bo jeszcze ją stracimy.
Zamknęła oczy, słysząc kroki kierujące się w jej stronę i chwilę później poczuła, jak liście rośliny kłują jeszcze bardziej jej skórę łydek. Zacisnęła mocno usta, starając się nie jęknąć. Nagle poczuła oddech mężczyzny tuż przy jej prawym uchu.
- Obudziłaś się – wyszeptał, a ona odruchowo wzdrygnęła się. Otworzyła oczy.
Dalszych wydarzeń jednak nie zauważyła, bowiem cała trójka wrogich osób stała za  nią. W tym momencie przyjaciółki z Damianem, schowani za drzewami, zaatakowali Bryantów i czarownicę. Nessie zaatakowała Simona Bryanta, związując jego kończyny korzeniami drzew, które mocno trzymały go w bezruchu. W tym samym momencie Alice użyła zaklęcie osłabiające na Heraldzie i włożywszy wszystkie swoje siły, spowodowała, iż stracił przytomność. Natomiast Daniela, wzmocniona przez Damiana, zastosowała zaklęcie ciemności na czarownicy, a następnie pchnęła całą swoją mocą Roseann, która z głośnym dźwiękiem uderzyła głową w spróchniałe drzewo.
Nessie natychmiast rozwiązała mocą Melanie, która raptownie wstała i podbiegła do przyjaciółki. Wszystkie wycofały się i zaczęły biec.
Roseann była jednak silniejsza od Grece. I zdecydowanie przygotowana na atak młodych czarownic. Tylko chwilę zajęło jej otrząśnięcie się z niemocy. Gdy tylko wróciła do siebie, jedną ręką wytworzyła niematerialną nić, która natychmiast podążyła za uciekającymi, obwiązując się wokół nóg biegnącej jako ostatniej Danieli.
Wywróciła się natychmiast, a jej ciało zostało pociągnięte przez nić po twardej glebie. Alice, Nessie i Melanie odwróciły się i zaczęły ciskać wszelkimi zaklęciami, ale każde zostawało odparte drugą ręką czarownicy. Nie miały wyjścia, musiały wrócić do ogniska.
- Puść ją! – krzyknął Damian i usłyszał głośny śmiech czarownicy. Nessie chciała wykorzystać ten moment, atakując zaklęciem pierś Roseann. Ona jednak, zamiast się bronić, szybkim ruchem rozkruszyła roślinę, która wcześniej drażniła Melanie i natychmiast obsypała nią przybyszów.
Wydawało się to skrajnie niedobre posunięcie, bowiem zaklęcie Nessie uderzyło w czarownicę, przecinając tym samym nić łączącą ją z Danielą. Próbowała pośpiesznie wstać, jednak Roseann zanim upadła zdążyła jeszcze jednym machnięciem ręki uwolnić Simona z więzów. On w jednej chwili znalazł się przy Danieli, trzymając jej szyję łokciem.
- Nie umkniesz mi Grand – wysapał.
- Zobaczymy – wychrypiała. Od razu wytworzyła zaklęcie, które miało złamać kość strzałkową prawej ręki, jednak nie zadziałało. Spróbowała raz, potem drugi i nic.
Pozostała czwórka również tworzyła zaklęcia, ale bez skutku.
- Cholera! – przeklęła Melanie. – Znowu ta przeklęta blokada!
Roseann, podnosząc się z ziemi, trzęsła się ze śmiechu. Jedną ręką wróciła świadomość Heraldowi, który powoli zaczął podnosić się z ziemi.
- Na tym chyba koniec, dziewczęta – powiedziała, strzepując z lateksowych spodni wszelki brud. – Poznajcie Grandum cosum, moją najlepszą przyjaciółkę. – Śmiejąc się, wskazała na roślinę, której jeszcze jedna gałązka leżała przy krześle.
Daniela próbowała wyrwać się z ucisku nauczyciela, ale był zbyt silny, by mogła coś zdziałać. Alice ciągle jeszcze nie traciła nadziei, że uda jej się rzucić zaklęcie, podczas gdy Melanie zdała sobie sprawę co tak naprawdę znaczą słowa czarownicy. Od razu, jakby byłą pokryta milionem pająków, zaczęła strzepywać z włosów i sukienki kwiecisty pył, którym została obsypana.
- Nadaremne są wasze próby – rzekła Roseann głosem pełnym zadowolenia. – Pył jest wszędzie. I póki się go nie pozbędziecie, nie wyczarujecie żadnego żałosnego zaklęcia.
Teraz do wszystkich doszła wiadomość o ich rozpaczliwym położeniu. To koniec. Nie uwolnią się z tej sytuacji. Są w pułapce. Nie mogą odejść bez Danieli i nie mogą jej uratować. Same na pewno nie. Choć była jeszcze nadzieja, że Elsa i Rick przyjdą na czas i odmienią ich losy.
- Zaczynamy, Roseann – zakomendował Simon Bryant, patrząc chytrze na nastolatków. Czarownica podeszła do ogniska i szeptając wsypała do niewielkiej glinianej miski garść ziemi, następnie dodała wody i zawiesiła ją nad ogniem.
Czarownice rozpaczliwie szukały w głowach rozwiązania.
- To jak, Turner – rzekł Simon, zwracając się do Alice i wyciągnął zza pasa sztylet. – Dasz umrzeć przyjaciółce czy zastąpisz jej miejsce?
W oczach Alice pojawiły się łzy.
- Nie dostaniecie jej – rzekł Damian, zasłaniając swoją dziewczynę. – Najpierw zabijecie mnie.
- Damian, nie – powiedziała stanowczym głosem Alice, próbując wyrwać się zza jego pleców.
Do rozmowy przyłączył się Herald.
- Nie bądź śmieszny synu – rzekł. – Wiesz, że nie zabijemy ciebie. Postawiłeś się przeciwko ojcu, ale twoją konsekwencją nie będzie śmierć.
- Nienawidzę cię – wycedził przez zęby Damian, przyciskając Alice jeszcze bliżej siebie. – Brzydzę się, że mam takiego ojca.
Herald zacisnął usta, a w jego oczach pojawił się gniew.
- I tak odbierzemy młodą Turner, czy ci się to podoba czy nie – odpowiedział jadowicie i mimo złości w jego głosie można było wyczuć satysfakcję.
- Stop! – zawołała Alice, ale nikt nie zwrócił na nią uwagi.
- Nie pozwolę ci na to – odpowiedział McCain. Jego twarz była tak poważna i groźna, jakiej jeszcze nikt u niego nie widział.
- Nie masz tu nic do gadania – odparł Herald, krocząc tuż przy nich. – Nie obronisz jej. Roseann chętnie nam pomoże, prawda?
Czarownica dodawała właśnie powietrza do miseczki i zdawała się nie zwracać uwagi na toczącą się kłótnię. Z zamkniętymi oczami, szeptając niezrozumiale, przywoływała żywioły.
- STOP! – wrzasnęła Alice i dopiero teraz wszyscy zwrócili na nią uwagę. Zrobiło się zupełnie cicho, nie licząc ciągle trwających szeptów czarownicy. Simon uśmiechnął się kącikiem ust, widocznie sądząc, że Alice zgadza się dobrowolnie na ofiarę. Od razu wiedział, że nie da umrzeć przyjaciółce. Damian chciał zaprotestować, ale ona położyła palec na jego ustach i nie dała mu dojść do słowa. Westchnęła i rozpaczliwie powiedziała: – Ten zegarek to podstęp.
Zdanie to zdecydowanie nie było tym, czego spodziewali się wszyscy usłyszeć. Nawet Roseann przerwała zaklęcie i spojrzała z szeroko otwartymi oczami na dziewczynę.
- Nie ma tam żadnego zaklęcia nieśmiertelności – dodała Alice słabo. Nie miała już sił. Wszystko na czym budowała nadzieję, wszystko to, co pozwalało jej żyć, właśnie miało zostać zniszczone. – Mieliście tylko wierzyć, że jest to prawdziwy zegarek.
Krew w żyłach Simona Bryanta zawrzała tak bardzo, że wypuścił Danielę z uścisku.
- Co ty do cholery mówisz?
Roseann w jednej sekundzie pokonała odległość między ogniskiem a Alice i popatrzyła lustrująco na jej twarz.
- Więc jakie zawiera zaklęcie? – zapytała ostro. Jako czarownica najszybciej połączyła wszystkie wiadomości w jedno.
Alice nie chciała odpowiedzieć.
- Jakie zawiera zaklęcie? – powtórzyła czarownica ostrym jak sztylet tosem i odsunęła Damiana na bok, by móc spojrzeć na twarz dziewczyny. Złapała ją za podbródek i jak wampir wpiła spojrzenie w jej oczy.
 Cisza była tak przerażająca, jakby właśnie oczekiwano detekcji ładunku wybuchowego. Alice zacisnęła mocno usta, jednak chwyt czarownicy stawał się coraz silniejszy. Z lewego oka spłynęła jej pojedyncza łza.
- Zapomnienia – odpowiedziała szeptem.
Do wszystkich wiadomość ta doszła z początku powoli, a potem gwałtownie, uświadamiając każdego.
Simon Braynt w jednej chwili znalazł się przy Alice i odpychając Roseann, zaciskał ręce na szyi dziewczyny.
- Puść ją! – krzyknął Damian, szarpiąc ramię wuja.
- Zabiję cię! Zabiję cię! – wrzeszczał nauczyciel, unosząc Alice rękami, kiedy poczuł, że nogi się pod nim uginają i opadł na kolana. W tym samym momencie między młodymi czarownicami, a Bryantami wytworzyła się niewidzialna bariera.
- Nic jej nie zrobisz – powiedziała Elsa, która wraz z Rickiem właśnie wkroczyła na leśną polanę. Na jej twarzy widniała powaga, a zmarszczka na czole dowodziła o skupieniu i determinacji. – Idziemy – powiedziała do dziewczyn i syna. Widocznie  słyszała część rozmowy.
Czarownice, Damian i Rick już się oddalali, kiedy coś ich zatrzymało.
- Myślicie, że nie mamy planu B? – zapytał Herald głosem tak niskim, że wywoływał wibracje. Elsa odwróciła się w jego stronę, marszcząc brwi. – Naprawdę myślicie, że nie mamy zabezpieczenia?
- Znajdziecie ten cholerny zegarek i dacie go nam – powiedział Simon, podnosząc się z kolan. Choć zachowywał siłę, jego ręce trzęsły się w przeraźliwych pląsach, a twarz pokryła się purpurą.
Elsa prychnęła.
- Nigdy.
Przez twarz mężczyzny przebiegł cień zadowolenia.
- W takim razie przygotujcie się na pogrzeb kolejnego Turnera.
Alice ugięły się kolana i musiała podtrzymać się Damiana, by nie zemdleć. Nie była w stanie nic powiedzieć; głos ugrzęzł jej w gardle. Za to Nessie, czując, jakby chłód objął całe jej wnętrze, mrożąc serce, szepnęła prawie niesłyszalnie:
- Jasper…

_______________________________________________

Przepraszam! Wiem, że miałam być tu przed świętami, ale jestem po. Po prostu święta chciałam spędzić z dala od komputera i nauki, a przed Wielkim Czwartkiem nie miałam dostępu do Internetu i tak wyszło. Co do czytania Waszych rozdziałów, obiecuję, że w ten weekend nadrobię wszystkie! :)
Wreszcie doczekaliście się akcji. Jestem bardzo ciekawa jakie jest Wasze zdanie po przeczytaniu tego rozdziału. Jeśli chodzi o mnie, jestem ogromnie zadowolona z fabuły tego epizodu, gorzej z językiem. No ale cóż, musicie zadowolić się tym. 
Pozdrawiam! Piszcie szybko co o tym myślicie! :*


5 komentarzy:

  1. Beeeetq!
    Świetny! Bardzo mi się podoba!
    Nie mam czasu na dłuższy komentarz ;*
    CZeam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć! Patrz, kto wrócił. Pamiętasz mnie? Charlie, pamięć, książę, Skye... Może coś ci świta. Niestety nie mam teraz weny na tamto opowiadanie, ale na pewno do niego jeszcze wrócę. Ale nie o mnie teraz mowa, no!
    Wyłączyłam się z blogosfery całkowicie, ale od czasu do czasu wpadałam tutaj do Ciebie, żeby przeczytać nowości. Nie komentowałam, wybacz, ale - jak wspomniałam - byłam totalnie wyłączona. Ale wróciłam i w końcu przyszła mi chęć, siła i czas na komentarz.
    Wow, wow, wow! Tyle się dzieje! Nie będę pamięcią wracać dokładnie do poprzednich rozdziałów, a odniosę się do tego.
    Gdzie ty się tu językiem jakimś przejmujesz! Fabuła przysłoniła wszystkie słabsze części tego rozdziału (jeżeli takowe znalazłaś, bo ja osobiście NIE). Tyle akcji, a jaki zwrot! Zaklęcie zapomnienia? Co ta Alice wykombinowała? I biedny Jasper... Boję się o niego. Jak mu coś zrobisz, znajdę Cię i... no dobra, nic Ci nie zrobię, bo chcę wiedzieć, co będzie dalej, ale lepiej, żebyś mu nic nie robiła. :D Trochę mi żal też Danieli. Jest moją ulubioną bohaterką, ciągnie ją do Raya, a on ma Alice na celowniku, że tak to ujmę. Szkoda. Co do Raya to ciekawie rozwinęłaś jego historię. W co ten chłopak się wpakował!
    W skrócie wielki podziw, serio! Talent nieziemski i do pisania i do tworzenia, a Twoja wyobraźnia nie próżnuje. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału i jak to się wszystko rozwinie! :*
    Pozdrawiam, Julss xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Jasne, że Cię pamiętam! Kiedyś się zastanawiałam, czy jeszcze wrócisz, no i się pokazałaś! Bardzo, bardzo chciałabym abyś kiedyś skończyła tamto Twoje opowiadanie, bo byłam i ciągle jestem nim zaciekawiona. Życzę Ci więc dużo weny!
      I bardzo dziękuję za miłe słowa, nie wiesz ja się z nich cieszę! :*

      Usuń
  3. Kochana! Ja nawet nie wiedziałam, że dodałaś nowy rozdział! Dopiero, jak skomentowałaś u mnie, to się zorientowałam! Przepraszam Cię bardzo! ja nie wiem, jak mogłam to przegapić, ale już jestem, zwarta i gotowa do przeczytania obydwu rozdziałów :)
    Cholera no...Coś czuję, że zaczyna się naprawdę dziać! jedna z dziewczyn porwana, magiczny pył, który wcale nie sprawia, że potrafi się latać (Jak to było w przypadku Piotrusia pana i Dzwoneczka) tylko odbiera moc...A już myślałam, ze się im uda! naprawdę, jak zaskoczyły Bryantów i Tą wiedźmę i zaczęły uciekać, to miałam szczerą nadzieję, że im się jakoś uda, a później ta cała Roseanne złapała Danielę i wszystko się posypało. Ale z tym, że w zegarku wcale nie ma zaklęcia nieśmiertelności to mnie zaskoczyłaś! Ja myślałam, że to tylko taka podpucha i Alice gra na czas a Bryantowie w to nie uwierzą, ale oni to sobie wszystko doskonale obmyślili! No i porwali słodkiego, najbardziej bezbronnego w tym wszystkim Jaspera...Zaraz lecę do kolejnego, żeby się przekonać!

    OdpowiedzUsuń
  4. I tutaj dowodzi, że prawda i tak wyjdzie na jaw i można spodziewać się konsekwencji, ukrywając ją. :l Żal mi było Alice i tego co na nią spadło przez to, że nie powiedziała od razu tego co się zdarzyło. Ale później zakręciło się jeszcze inaczej. Zaskoczyłaś mnie tą zmianą, że może jednak jest nadzieja... Ale oczywiści plan B istnieje i nie będzie tak łatwo. ;)
    Zaczyna mnie jeszcze bardziej intrygować, owiana aurą tajemniczości, postać Raya. : o
    I jestem, aż jestem zaskoczona, że praktycznie miesiąc temu pojawił się ten rozdział, a ten czas tak szybko zleciał, że dopiero teraz znalazłam go, by przeczytać. : D Ale już zaraz idę dalej i może co nieco się wyjaśni...

    OdpowiedzUsuń