– ROZDZIAŁ XXV –
PLAN B
Ray wszedł do pubu zupełnie niedostrzeżony. Wszyscy tańczyli
pod sceną, wymachując rękami, włosami, biodrami, a nawet ściągniętymi kurtkami.
Stanął w drzwiach i rozglądnął się po tłumie, próbując znaleźć szukaną osobę.
Ale nie mógł jej nigdzie dostrzec.
Za to Daniela dostrzegła jego. Tańczyła przed sceną i odwróciła
się w stronę drzwi, sprawdzając, czy Melanie wróciła ze spaceru. I właśnie
wtedy spostrzegła ciemnowłosego dwudziestolatka w czarnej bluzie, stojącego u
wejścia MaxCup.
Instynktownie do niego podeszła.
- Hej – powiedziała i dopiero teraz zwróciła na siebie jego
uwagę.
- Hej – odpowiedział. W jego głosie słychać było zdenerwowanie,
a na jego twarzy widniał jakiś dziwny niepokój, który starał się zamaskować.
- Stało się coś? – zapytała, kiedy on wędrował spojrzeniem po
zgromadzonych w pubie ludziach. Z początku nie odpowiedział; potem jakby
zrezygnowany szukaniem, zapytał:
- Wiesz, gdzie jest Alice?
Słysząc to poczuła pojedyncze ukłucie zazdrości. No tak. Alice.
Choć chciała wyrzucić go ze swojego umysłu, nie potrafiła
zrobić tego do końca. Ciągle zaprzątał jej myśli, co coraz bardziej denerwowało
dziewczynę. Przecież nie było sensu zajmować sobie nim głowę, szczególnie
teraz, kiedy już poznała część jego mrocznej historii.
- Jest z Damianem – odpowiedziała, ale nie zauważyła, by Ray
się tym przejął. Raczej jakby jego twarz minimalnie się uspokoiła.
- Gdzie widziałaś ją ostatnio? – zadał kolejne pytanie.
Popatrzyła na niego badawczo. Czego on chciał od Alice?
- Przy stoliku po lewej stronie, za sceną – odparła powoli, a
kiedy on już chciał ją minąć, by tam dotrzeć, dodała: – Pół godziny temu.
Przez pół sekundy zauważyła na jego twarzy widmo strachu, które
jednak tak szybko znikło, że Daniela nie wiedziała, czy się przewidziała.
- W każdym razie – powiedział jakby do siebie i rzucił przez
ramię: – Dzięki.
- Hej – zatrzymała go, łapiąc go za rękaw czarnej bluzy.
Popatrzył na nią zniecierpliwiony. – Może ja będę mogła ci pomóc?
- Na razie nie – odparł i już zniknął w tłumie, brnąc w stronę
wskazanego przez Danielę miejsca.
Byli dokładnie tam, gdzie pół godziny temu. Alice siedziała na
krześle, przerzucając nogi na kolana Damiana, siedzącego tuż obok niej. Sączyła
koktajl truskawkowy i śmiała się z czegoś, co opowiadał jej chłopak.
Ray, pełny poczucia ulgi, zastanawiał się czy do nich podejść.
Nie był pewien czy jest to dobry pomysł i prawdopodobnie po rozważaniach
wycofałby się, gdyby na niego nie popatrzyła. Ich spojrzenia skrzyżowały się i
Alice, albo przyciągnięta podświadomością, albo ze swej dobrej woli,
przeprosiła Damiana na chwilę i sama podeszła do Raya.
- Hej – przywitała się.
- Cześć – odparł. Chwilę jeszcze bił się z myślami, ale potem
postanowił postawić wszystko na jedną kartę. – Możemy porozmawiać?
Odwróciła się w stronę Damiana, który właśnie wtedy został
zaczepiony przez Kevina i odpowiedziała:
- Okej. Na zewnątrz?
- Nie – odpowiedział trochę za szybko. – Możemy podejść tam? –
Wskazał na prawą część pubu.
Skinęła głową.
Nie było wolnego stolika, więc stanęli przy ścianie, tuż przy
drzwiach do toalety.
- Słucham – powiedziała Alice i uśmiechnęła się pokrzepiająco.
Ray zacisnął zęby i skrzyżował ręce na piersi. Było mu trochę
wstyd.
- Musisz uważać – powiedział tak, by nikt go nie usłyszał, ale
by mogła zrozumieć Alice.
Ściągnęła brwi, nie rozumiejąc.
- Dlaczego?
- Ojciec chce cię porwać – odpowiedział, zanim zdążyłby się
rozmyślić. – Dzisiaj chcą uwolnić zaklęcie. I potrzebują czarownicy do ofiary.
Jego zdania były maksymalnie skrócone i w gruncie rzeczy
powinny wywołać niezrozumienie, jednak Alice zdążyła wyczytać z nich więcej. Po
pierwsze, zdziwiła się, że Ray był w stanie coś takiego powiedzieć. Wiedziała,
że oznaczało to przeciwstawienie się ojcu i wujowi i była wdzięczna, że
troszczył się o nią na tyle, by móc wykonać tak odważny czyn. Po drugie, nie
poczuła zaskoczenia, słysząc o przewidzianym na dzisiejszą noc rytuale.
Podejrzewała, że nastąpi to w dzień, w którym one będą zajęty urodzinami
Melanie. Jednak na samym końcu zdała sobie sprawę z trzeciej rzeczy, która
zamroziła jej na chwilę serce. Bryantowie potrzebują ofiary, by dopełnić
rytuał. Ofiary, którą – jak się zdaje – musi być potomkini czarownic
tworzących zaklęcie. A więc, skoro rytuał ma być jeszcze tej nocy, niedługo
któraś z nich powinna zostać porwana.
- Ofiary? – powtórzyła Alice tak cicho, że nawet gdyby stała w
całkowicie wyciszonym miejscu, nikt by jej nie usłyszał.
Jak mogło coś takiego im umknąć? Jak Elsa, Roxana ani
ktokolwiek inny o tym nie wiedział? Albo dlaczego, jeśli ktoś znał ten
szczegół, nic nie powiedział? Dlaczego, dlaczego?!
- Muszę sprawdzić co z innymi! – zawołała natychmiast Alice,
jednak Ray zagrodził jej drogę.
- Tylko ty jesteś zagrożona – odparł dwudziestolatek, z
trudnością opanowując emocje. – Oni chcą zabić córkę osoby, która zabiła im
ojca.
W pewien sposób, Alice poczuła ulgę, że przez jej głupotę i
niedopatrzenie ogółu, przyjaciółki nie są zagrożone. Problem jednak nie znikał.
Wszystko mogło potoczyć się inaczej, niż zaplanowała. Teraz jest zobligowana do
powiedzenia prawdy przyjaciółkom.
- Ja… muszę już iść – odpowiedziała, nie wiedząc, czy może
zaufać Rayowi na tyle, by wyznać mu to, co zamierza zrobić. – Dziękuję za
powiedzenie mi prawdy – dodała, patrząc mu w oczy. – To wszystko zmienia.
Ray chciał jeszcze ją zatrzymać, ale ona zwinnie wywinęła się i
zaczęła brnąć przez tłum, szukając przyjaciółek.
Nessie siedziała przy barze, bawiąc się pustym kieliszkiem po
wypitym drinku. Twarz miała nieobecną, co było niepokojące, zważywszy na fakt,
iż trwała impreza.
- Nessie! – zawołała Alice, a przyjaciółka podniosła głowę.
- Hej – odpowiedziała, siląc się na uśmiech.
- Musimy pogadać – odparła Alice, a jej głos był na tyle
zdenerwowany, że niepokój natychmiast przelał się na Nessie. – Gdzie jest
Melanie i Daniela? – zapytała ją, dokładnie w tym samym momencie, w którym ich
najmłodsza przyjaciółka zawołała:
- Dziewczyny! Wiecie gdzie jest Melanie?
Słysząc to, Alice ponownie stanęło serce.
- Nie widziałam jej – odpowiedziała Nessie. – Dlaczego pytasz?
- Wyszła na zewnątrz z dwadzieścia minut temu i nie wróciła –
odpowiedziała Daniela. – Sprawdzałam przed MaxCup, tam jej nie ma. Myślałam, że
może do was poszła. Alice?
Alice o mało co nie straciła równowagi, jednak złapała się
kontuaru i odzyskała sprawność umysłu.
- Ja… też nie… – powiedziała. – Może Damian? – zapała i nagle
wróciła jej nadzieja.
Szybko podeszły w stronę
stolika, przy którym siedział McCain. Gdy tylko zobaczył jak wszystkie trzy ze
zmartwionymi twarzami idą w jego stronę, zerwał się z miejsca.
- Co się stało? – zapytał.
Daniela szybko przedstawiła sytuację.
- Widziałem ją tylko jak z tobą tańczyła – odpowiedział Damian.
Alice złapała go gwałtownie za rękę.
- Alice, co się dzieje?
Wszyscy, jak na komendę, spojrzeli na nią.
- Bryantowie porwali Melanie – odpowiedziała natychmiast.
- Skąd wiesz? – zapytała Nessie, marszcząc brwi.
- Ray mi powiedział, że potrzebują ofiary czarownicy, by
dopełnić rytuał – mówiła pośpiesznie. Czuła, jakby nagle u jej szyi uwiązano
kamień. W ciągu pięciu minut wszystko wywróciło się do góry nogami. – Sądził,
że będę nią ja, ale skoro Melanie się zgubiła to…
Miny pozostałej trójki wyrażały kompletne nierozumienie.
- Czekaj… jaka ofiara? – zapytała zdezorientowana Nessie, a
Daniela wtrąciła:
- Dlaczego mieliby porywać czarownicę, skoro jeszcze nie będą
uwalniać zaklęcia?
Alice zacisnęła usta i spuściła wzrok.
- Rytuał ma być dzisiaj – odpowiedziała cicho, nie mając odwagi
by spojrzeć im w oczy.
Chwila okropnej ciszy trwała zaledwie sekundę. Alice nie
sądziła, że w tak głośnym miejscu coś takiego jak cisza może w ogóle zaistnieć.
Jak się okazuje, może.
- Co?! – krzyknęła Daniela, a jej głos i tak zagłuszyła solówka
gitarzysty Hotheaded.
- Jakim cudem? – zapytała Nessie, szeroko otwierając oczy.
- Czy ty chcesz powiedzieć, że Bryantowie mają zegarek, który
miałaś schować? – Głos Damiana był tak lodowaty, że bała się na niego spojrzeć.
Choć słowa wywoływały w niej ogromne wyrzuty sumienia, była w stanie je znieść.
Nie mogła jednak spojrzeć w ich oczy. Nie miała tyle odwagi mimo, że właśnie
takiej ich reakcji się spodziewała.
- To nie jest tak, jak myślicie – broniła się Alice, a jej głos
zaczął drżeć. – Naprawdę, wszystko miałam pod kontrolą, póki nie dowiedziałam
się o ofierze i...
- Pod kontrolą? – zapytała Daniela tak sarkastycznie i groźnie,
że biedna Alice była na skraju płaczu. – Zegarek w rękach Bryantów uważasz za
kontrolę?
- Straciłaś zegarek i mogę uwierzyć, że nam nie powiedziałaś –
dodała Nessie z wyrzutem. Alice jszcze nigdy nie słyszała tyle goryczy w
głosach swoich przyjaciółek. I to jeszcze w słowach skierowanych do niej. – Jak
chciałaś to ukryć?
- Nie ma czasu teraz na wyjaśnienia – zawołała Alice, a potem
wybuchła: – Cholera, musimy odnaleźć Melanie!
Przekleństwo w ustach Alice było tak dziwne, że podziałało na
trójkę jak lodowata woda. Stali z początku osłupiali.
- Dzwoń po Elsę – powiedziała Daniela do Damiana. – I niech
ktoś zadzwoni do Ricka. Idziemy.
- Tylko gdzie? – zapytała Nessie, kiedy opuszczały MaxCup.
- Do lasu?
Melanie odzyskała świadomość, gdy była już w zupełnie innym
miejscu. Początkowo nie wiedziała gdzie się znajduje, miała mgłę przed oczami,
a chłód wywoływał na jej nagich nogach gęsią skórkę. Starając się przetrzeć
oczy dłonią, uświadomiła sobie, że są przywiązane do poręczy krzesła.
Natychmiast do jej umysłu wrócił obraz atakującej Roseann. Chciała się wyrwać i
krzyknąć, ale wszystkie kończyny oraz usta były związane. Otworzyła zamiast
tego szeroko oczy, ogarniając wzrokiem miejsce, w którym się znajdowała.
Wszędzie było ciemno, jednak Melanie od razu zauważyła dookoła siebie mnóstwo
drzew, wskazujących na pobyt w lesie. Krzesło w lesie, a to dobre.
Jakaś roślina drażniła jej skórę nóg i poczucie, że nie może
się podrapać było niemożliwe do wytrzymania. Próbowała skupić się na stworzeniu
zaklęcia, które w mig rozwiązałoby ją, ale mimo że je wykonywała, nie działało.
Poczuła zapach ogniska i była pewna, że nie jest to dobry znak.
Zaraz potem za jej plecami usłyszała szelest i stukot, jakby ktoś rozbijał
kamień o twardy przedmiot. Następnie dał się słyszeć niezrozumiały szept
damskiego głosu. A zaraz potem ta sama kobieta oznajmiła:
- Ja jestem gotowa. Zaczynamy?
- Jeszcze nie – powiedział męski głos, zdecydowanie należący do
Simona Bryanta. – Poczekamy jeszcze chwilę, może się zjawi.
Melanie kompletnie nie wiedziała co się dzieje. Początkowo
myślała, że czarownica i Bryantowie porwali ją, by zdobyć zegarek, ponieważ
dowiedzieli się, że to one są w jego posiadaniu. Jednak nie wiedziała dlaczego
postanowili ukryć ją w lesie. Wydawało się to dziwne, a nawet dla nich
ryzykowne. Gdyby schowali ją w jakiejś ciemnej piwnicy, trudniej byłoby ją
odbić.
Miała nadzieję, że przyjdą jej z pomocą. Sama już dawno
uwolniłaby się, gdyby nie jakaś blokada, którą z pewnością stworzyła ich nowa
czarownica. Trzymała się wiary w spostrzegawczość Danieli, którą powinna
zaalarmować nieobecność przyjaciółki. Powinny się domyślić, że została porwana.
Tylko skąd będą wiedzieć, gdzie jej szukać?
- Popraw tą roślinę, Simon – odparł niski głos Heralda. – Bo
jeszcze ją stracimy.
Zamknęła oczy, słysząc kroki kierujące się w jej stronę i
chwilę później poczuła, jak liście rośliny kłują jeszcze bardziej jej skórę
łydek. Zacisnęła mocno usta, starając się nie jęknąć. Nagle poczuła oddech
mężczyzny tuż przy jej prawym uchu.
- Obudziłaś się – wyszeptał, a ona odruchowo wzdrygnęła się.
Otworzyła oczy.
Dalszych wydarzeń jednak nie zauważyła, bowiem cała trójka
wrogich osób stała za nią. W tym
momencie przyjaciółki z Damianem, schowani za drzewami, zaatakowali Bryantów i
czarownicę. Nessie zaatakowała Simona Bryanta, związując jego kończyny
korzeniami drzew, które mocno trzymały go w bezruchu. W tym samym momencie
Alice użyła zaklęcie osłabiające na Heraldzie i włożywszy wszystkie swoje siły,
spowodowała, iż stracił przytomność. Natomiast Daniela, wzmocniona przez
Damiana, zastosowała zaklęcie ciemności na czarownicy, a następnie pchnęła całą
swoją mocą Roseann, która z głośnym dźwiękiem uderzyła głową w spróchniałe
drzewo.
Nessie natychmiast rozwiązała mocą Melanie, która raptownie
wstała i podbiegła do przyjaciółki. Wszystkie wycofały się i zaczęły biec.
Roseann była jednak silniejsza od Grece. I zdecydowanie
przygotowana na atak młodych czarownic. Tylko chwilę zajęło jej otrząśnięcie
się z niemocy. Gdy tylko wróciła do siebie, jedną ręką wytworzyła niematerialną
nić, która natychmiast podążyła za uciekającymi, obwiązując się wokół nóg
biegnącej jako ostatniej Danieli.
Wywróciła się natychmiast, a jej ciało zostało pociągnięte
przez nić po twardej glebie. Alice, Nessie i Melanie odwróciły się i zaczęły
ciskać wszelkimi zaklęciami, ale każde zostawało odparte drugą ręką czarownicy.
Nie miały wyjścia, musiały wrócić do ogniska.
- Puść ją! – krzyknął Damian i usłyszał głośny śmiech
czarownicy. Nessie chciała wykorzystać ten moment, atakując zaklęciem pierś
Roseann. Ona jednak, zamiast się bronić, szybkim ruchem rozkruszyła roślinę,
która wcześniej drażniła Melanie i natychmiast obsypała nią przybyszów.
Wydawało się to skrajnie niedobre posunięcie, bowiem zaklęcie
Nessie uderzyło w czarownicę, przecinając tym samym nić łączącą ją z Danielą.
Próbowała pośpiesznie wstać, jednak Roseann zanim upadła zdążyła jeszcze jednym
machnięciem ręki uwolnić Simona z więzów. On w jednej chwili znalazł się przy
Danieli, trzymając jej szyję łokciem.
- Nie umkniesz mi Grand – wysapał.
- Zobaczymy – wychrypiała. Od razu wytworzyła zaklęcie, które
miało złamać kość strzałkową prawej ręki, jednak nie zadziałało. Spróbowała
raz, potem drugi i nic.
Pozostała czwórka również tworzyła zaklęcia, ale bez skutku.
- Cholera! – przeklęła Melanie. – Znowu ta przeklęta blokada!
Roseann, podnosząc się z ziemi, trzęsła się ze śmiechu. Jedną
ręką wróciła świadomość Heraldowi, który powoli zaczął podnosić się z ziemi.
- Na tym chyba koniec, dziewczęta – powiedziała, strzepując z
lateksowych spodni wszelki brud. – Poznajcie Grandum cosum, moją najlepszą przyjaciółkę. – Śmiejąc się, wskazała
na roślinę, której jeszcze jedna gałązka leżała przy krześle.
Daniela próbowała wyrwać się z ucisku nauczyciela, ale był zbyt
silny, by mogła coś zdziałać. Alice ciągle jeszcze nie traciła nadziei, że uda
jej się rzucić zaklęcie, podczas gdy Melanie zdała sobie sprawę co tak naprawdę
znaczą słowa czarownicy. Od razu, jakby byłą pokryta milionem pająków, zaczęła strzepywać
z włosów i sukienki kwiecisty pył, którym została obsypana.
- Nadaremne są wasze próby – rzekła Roseann głosem pełnym
zadowolenia. – Pył jest wszędzie. I póki się go nie pozbędziecie, nie
wyczarujecie żadnego żałosnego zaklęcia.
Teraz do wszystkich doszła wiadomość o ich rozpaczliwym
położeniu. To koniec. Nie uwolnią się z tej sytuacji. Są w pułapce. Nie mogą
odejść bez Danieli i nie mogą jej uratować. Same na pewno nie. Choć była
jeszcze nadzieja, że Elsa i Rick przyjdą na czas i odmienią ich losy.
- Zaczynamy, Roseann – zakomendował Simon Bryant, patrząc
chytrze na nastolatków. Czarownica podeszła do ogniska i szeptając wsypała do
niewielkiej glinianej miski garść ziemi, następnie dodała wody i zawiesiła ją
nad ogniem.
Czarownice rozpaczliwie szukały w głowach rozwiązania.
- To jak, Turner – rzekł Simon, zwracając się do Alice i
wyciągnął zza pasa sztylet. – Dasz umrzeć przyjaciółce czy zastąpisz jej
miejsce?
W oczach Alice pojawiły się łzy.
- Nie dostaniecie jej – rzekł Damian, zasłaniając swoją
dziewczynę. – Najpierw zabijecie mnie.
- Damian, nie – powiedziała stanowczym głosem Alice, próbując
wyrwać się zza jego pleców.
Do rozmowy przyłączył się Herald.
- Nie bądź śmieszny synu – rzekł. – Wiesz, że nie zabijemy
ciebie. Postawiłeś się przeciwko ojcu, ale twoją konsekwencją nie będzie
śmierć.
- Nienawidzę cię – wycedził przez zęby Damian, przyciskając
Alice jeszcze bliżej siebie. – Brzydzę się, że mam takiego ojca.
Herald zacisnął usta, a w jego oczach pojawił się gniew.
- I tak odbierzemy młodą Turner, czy ci się to podoba czy nie –
odpowiedział jadowicie i mimo złości w jego głosie można było wyczuć
satysfakcję.
- Stop! – zawołała Alice, ale nikt nie zwrócił na nią uwagi.
- Nie pozwolę ci na to – odpowiedział McCain. Jego twarz była
tak poważna i groźna, jakiej jeszcze nikt u niego nie widział.
- Nie masz tu nic do gadania – odparł Herald, krocząc tuż przy
nich. – Nie obronisz jej. Roseann chętnie nam pomoże, prawda?
Czarownica dodawała właśnie powietrza do miseczki i zdawała się
nie zwracać uwagi na toczącą się kłótnię. Z zamkniętymi oczami, szeptając
niezrozumiale, przywoływała żywioły.
- STOP! – wrzasnęła Alice i dopiero teraz wszyscy zwrócili na
nią uwagę. Zrobiło się zupełnie cicho, nie licząc ciągle trwających szeptów
czarownicy. Simon uśmiechnął się kącikiem ust, widocznie sądząc, że Alice
zgadza się dobrowolnie na ofiarę. Od razu wiedział, że nie da umrzeć
przyjaciółce. Damian chciał zaprotestować, ale ona położyła palec na jego
ustach i nie dała mu dojść do słowa. Westchnęła i rozpaczliwie powiedziała: –
Ten zegarek to podstęp.
Zdanie to zdecydowanie nie było tym, czego spodziewali się
wszyscy usłyszeć. Nawet Roseann przerwała zaklęcie i spojrzała z szeroko
otwartymi oczami na dziewczynę.
- Nie ma tam żadnego zaklęcia nieśmiertelności – dodała Alice
słabo. Nie miała już sił. Wszystko na czym budowała nadzieję, wszystko to, co
pozwalało jej żyć, właśnie miało zostać zniszczone. – Mieliście tylko wierzyć,
że jest to prawdziwy zegarek.
Krew w żyłach Simona Bryanta zawrzała tak bardzo, że wypuścił
Danielę z uścisku.
- Co ty do cholery mówisz?
Roseann w jednej sekundzie pokonała odległość między ogniskiem
a Alice i popatrzyła lustrująco na jej twarz.
- Więc jakie zawiera zaklęcie? – zapytała ostro. Jako
czarownica najszybciej połączyła wszystkie wiadomości w jedno.
Alice nie chciała odpowiedzieć.
- Jakie zawiera zaklęcie? – powtórzyła czarownica ostrym jak
sztylet tosem i odsunęła Damiana na bok, by móc spojrzeć na twarz dziewczyny.
Złapała ją za podbródek i jak wampir wpiła spojrzenie w jej oczy.
Cisza była tak
przerażająca, jakby właśnie oczekiwano detekcji ładunku wybuchowego. Alice
zacisnęła mocno usta, jednak chwyt czarownicy stawał się coraz silniejszy. Z
lewego oka spłynęła jej pojedyncza łza.
- Zapomnienia – odpowiedziała szeptem.
Do wszystkich wiadomość ta doszła z początku powoli, a potem
gwałtownie, uświadamiając każdego.
Simon Braynt w jednej chwili znalazł się przy Alice i
odpychając Roseann, zaciskał ręce na szyi dziewczyny.
- Puść ją! – krzyknął Damian, szarpiąc ramię wuja.
- Zabiję cię! Zabiję cię! – wrzeszczał nauczyciel, unosząc
Alice rękami, kiedy poczuł, że nogi się pod nim uginają i opadł na kolana. W
tym samym momencie między młodymi czarownicami, a Bryantami wytworzyła się
niewidzialna bariera.
- Nic jej nie zrobisz – powiedziała Elsa, która wraz z Rickiem
właśnie wkroczyła na leśną polanę. Na jej twarzy widniała powaga, a zmarszczka
na czole dowodziła o skupieniu i determinacji. – Idziemy – powiedziała do
dziewczyn i syna. Widocznie słyszała część
rozmowy.
Czarownice, Damian i Rick już się oddalali, kiedy coś ich
zatrzymało.
- Myślicie, że nie mamy planu B? – zapytał Herald głosem tak
niskim, że wywoływał wibracje. Elsa odwróciła się w jego stronę, marszcząc
brwi. – Naprawdę myślicie, że nie mamy zabezpieczenia?
- Znajdziecie ten cholerny zegarek i dacie go nam – powiedział
Simon, podnosząc się z kolan. Choć zachowywał siłę, jego ręce trzęsły się w
przeraźliwych pląsach, a twarz pokryła się purpurą.
Elsa prychnęła.
- Nigdy.
Przez twarz mężczyzny przebiegł cień zadowolenia.
- W takim razie przygotujcie się na pogrzeb kolejnego Turnera.
Alice ugięły się kolana i musiała podtrzymać się Damiana, by
nie zemdleć. Nie była w stanie nic powiedzieć; głos ugrzęzł jej w gardle. Za to
Nessie, czując, jakby chłód objął całe jej wnętrze, mrożąc serce, szepnęła
prawie niesłyszalnie:
- Jasper…
Beeeetq!
OdpowiedzUsuńŚwietny! Bardzo mi się podoba!
Nie mam czasu na dłuższy komentarz ;*
CZeam na kolejny!
Cześć! Patrz, kto wrócił. Pamiętasz mnie? Charlie, pamięć, książę, Skye... Może coś ci świta. Niestety nie mam teraz weny na tamto opowiadanie, ale na pewno do niego jeszcze wrócę. Ale nie o mnie teraz mowa, no!
OdpowiedzUsuńWyłączyłam się z blogosfery całkowicie, ale od czasu do czasu wpadałam tutaj do Ciebie, żeby przeczytać nowości. Nie komentowałam, wybacz, ale - jak wspomniałam - byłam totalnie wyłączona. Ale wróciłam i w końcu przyszła mi chęć, siła i czas na komentarz.
Wow, wow, wow! Tyle się dzieje! Nie będę pamięcią wracać dokładnie do poprzednich rozdziałów, a odniosę się do tego.
Gdzie ty się tu językiem jakimś przejmujesz! Fabuła przysłoniła wszystkie słabsze części tego rozdziału (jeżeli takowe znalazłaś, bo ja osobiście NIE). Tyle akcji, a jaki zwrot! Zaklęcie zapomnienia? Co ta Alice wykombinowała? I biedny Jasper... Boję się o niego. Jak mu coś zrobisz, znajdę Cię i... no dobra, nic Ci nie zrobię, bo chcę wiedzieć, co będzie dalej, ale lepiej, żebyś mu nic nie robiła. :D Trochę mi żal też Danieli. Jest moją ulubioną bohaterką, ciągnie ją do Raya, a on ma Alice na celowniku, że tak to ujmę. Szkoda. Co do Raya to ciekawie rozwinęłaś jego historię. W co ten chłopak się wpakował!
W skrócie wielki podziw, serio! Talent nieziemski i do pisania i do tworzenia, a Twoja wyobraźnia nie próżnuje. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału i jak to się wszystko rozwinie! :*
Pozdrawiam, Julss xx
Hej! Jasne, że Cię pamiętam! Kiedyś się zastanawiałam, czy jeszcze wrócisz, no i się pokazałaś! Bardzo, bardzo chciałabym abyś kiedyś skończyła tamto Twoje opowiadanie, bo byłam i ciągle jestem nim zaciekawiona. Życzę Ci więc dużo weny!
UsuńI bardzo dziękuję za miłe słowa, nie wiesz ja się z nich cieszę! :*
Kochana! Ja nawet nie wiedziałam, że dodałaś nowy rozdział! Dopiero, jak skomentowałaś u mnie, to się zorientowałam! Przepraszam Cię bardzo! ja nie wiem, jak mogłam to przegapić, ale już jestem, zwarta i gotowa do przeczytania obydwu rozdziałów :)
OdpowiedzUsuńCholera no...Coś czuję, że zaczyna się naprawdę dziać! jedna z dziewczyn porwana, magiczny pył, który wcale nie sprawia, że potrafi się latać (Jak to było w przypadku Piotrusia pana i Dzwoneczka) tylko odbiera moc...A już myślałam, ze się im uda! naprawdę, jak zaskoczyły Bryantów i Tą wiedźmę i zaczęły uciekać, to miałam szczerą nadzieję, że im się jakoś uda, a później ta cała Roseanne złapała Danielę i wszystko się posypało. Ale z tym, że w zegarku wcale nie ma zaklęcia nieśmiertelności to mnie zaskoczyłaś! Ja myślałam, że to tylko taka podpucha i Alice gra na czas a Bryantowie w to nie uwierzą, ale oni to sobie wszystko doskonale obmyślili! No i porwali słodkiego, najbardziej bezbronnego w tym wszystkim Jaspera...Zaraz lecę do kolejnego, żeby się przekonać!
I tutaj dowodzi, że prawda i tak wyjdzie na jaw i można spodziewać się konsekwencji, ukrywając ją. :l Żal mi było Alice i tego co na nią spadło przez to, że nie powiedziała od razu tego co się zdarzyło. Ale później zakręciło się jeszcze inaczej. Zaskoczyłaś mnie tą zmianą, że może jednak jest nadzieja... Ale oczywiści plan B istnieje i nie będzie tak łatwo. ;)
OdpowiedzUsuńZaczyna mnie jeszcze bardziej intrygować, owiana aurą tajemniczości, postać Raya. : o
I jestem, aż jestem zaskoczona, że praktycznie miesiąc temu pojawił się ten rozdział, a ten czas tak szybko zleciał, że dopiero teraz znalazłam go, by przeczytać. : D Ale już zaraz idę dalej i może co nieco się wyjaśni...