— ROZDZIAŁ XXIX—
KLUCZ DO
ZAGADKI
Becky Turner była już spóźniona, a niemożność
znalezienia torebki jeszcze bardziej wszystko utrudniała. Wbiegła do kuchni, w
pośpiechu plotąc na głowie kok, i nagle zatrzymała się w pół ruchu. Roxana
Turner siedziała przy stole i piła poranną kawę.
— Nie mogę się do tego przyzwyczaić — burknęła, bardziej do siebie, niż do
szwagierki i nie odzywając się słowem, porwała leżącą na blacie kuchennym
torebkę. Była bardzo zła na Roxanę, że dopiero teraz raczyła wrócić. Musiała
jednak ją akceptować, chcąc by dzieci odzyskały matkę.
Wybiegając z kuchni, minęła Alice, która dopiero
teraz zeszła na dół, by zjeść śniadanie.
— Cześć! — Osiemnastolatka krzyknęła za ciotką, po
czym usiadła bez słowa naprzeciw matki i sięgnęła po zbożowe ciastko leżące w
koszyczku na stole.
— Jak tam poszukiwania zegarka? — zapytała Roxana,
patrząc znad kubka kawy na córkę. Tamta przegryzła ciastko, wlewając do kubka
wodę mineralną. Nie miała ochoty zaczynać dnia od takiej rozmowy, ale widocznie
nie mogła tego zmienić. Upiła łyk, po czym powiedziała trochę posępnie:
— Dzisiaj idę do Melanie i postaramy się zacząć.
— I jak zamierzacie to zrobić? — W głosie kobiety nie było słychać
powątpienia, a jedynie czyste zaciekawienie. W każdym razie, Alice wydało jej
się to denerwujące, zważywszy na to, że to był jej pomysł, by dać naszyjnik
Margaret.
— Nie wiem — powiedziała, całkowicie tracąc humor
na dzisiejszy dzień. Zaczynała myśleć, że obejmuje ją realizm Melanie. —
Użyjemy zaklęcia lokalizującego?
— Zaklęcie lokalizujące na nic się nie zda.
Anastasia rzuciła na zegarek zaklęcie maskujące.
— No to może przeszukamy dom?
Mina Roxany wydawała się zgorszona, a to
rozzłościło Alice.
— Nie wiem co zrobimy — powiedziała z rozżaleniem.
— Bo mama Melanie, jakbyś nie wiedziała, nie da tak łatwo odkryć lokalizacji
zegarka.
— Wiem — odpowiedziała Roxana. — Dlatego właśnie
jej go dałam.
Alice odłożyła nadgryzione ciastko na talerzyk.
Straciła apetyt na słodkie jedzenie. W ogóle nie mogła już wytrzymać we własnej
kuchni.
— W takim razie trzeba było pomyśleć wcześniej o
tym, że kiedyś będziemy go potrzebowały.
Oczy Roxany wydawały się zaskoczone, jednak twarz
przedstawiała całkowity spokój. Mina ta zupełnie przypominała Elsę, która nigdy
nie dawała wytrącać się ze stabilnej harmonii.
— Nie wiedziałam, że Bryantowie posuną się tak
daleko, by go zdobyć.
— Ale wiedziałaś, że będą go szukać! — Alice nie
wiedziała kiedy podniosła głos. Naprawdę, ostatnio zbyt często traciła
cierpliwość.
— I zamierzałam im go nigdy nie oddać — mówiła
kobieta, ściskając mocno dłonie na kubku, z którego wznosiła się gorąca para. —
Dlatego dałam go Margaret. By nigdy nie został znaleziony.
— Więc w ogóle po co go szukamy?! Zejdzie nam z
tym z pięćdziesiąt lat, w najlepszym razie!
— Musimy zniszczyć zaklęcie przed Bryantami —
powiedziała Roxana z naciskiem. — A oni nie mogą się zorientować. Będą dalej go
szukać.
Alice zamilkła. Nie wiedziała, czy właśnie to, co
usłyszała, zgadzało się z tym, co ona z tego wyczytała. Zamrugała oczami,
wpatrując się z niedowierzaniem w matkę.
— Czyli podsumowując… — zaczęła Alice. — Chcesz
znaleźć naszyjnik, zniszczyć zaklęcie, by nikt o tym nie wiedział, schować go
ponownie i przez całe życie odpierać ataki Bryantów?
„Powiedz nie”, pomyślała Alice. „Powiedz, że masz
jakiś większy plan.”
Roxana chwilę milczała, a to jeszcze bardziej
sprawiło, że Alice poczuła się bezsilna i ciężka.
— Nie do końca — odparła w końcu kobieta,
puszczając kubek, który najwyraźniej sparzył jej ręce. — Potem damy im znaleźć
naszyjnik i okaże się, że nie ma on żadnego zaklęcia.
Alice zamrugała oczami. Próbowała sobie to
wyobrazić. Plan Roxany wydawał się zbyt optymistyczny jak na Bryantów.
Poprzedni był genialny, dopracowany i wszystko by się udało, gdyby nie
kłamstwo. Jednak w tym planie nie można było nic przewidzieć. Wszystko miało
być spontaniczne. No i pozostawała jeszcze jedna, mała kwestia.
— A co się stanie potem? — wydusiła z siebie
pytanie, a gdy tylko je powiedziała, zapaliło ją w gardle.
Roxana zacisnęła usta, odrywając spojrzenie od
córki. Jej oczy powędrowały ku wejściu do kuchni. Stał w nich nastolatek w
czarnym T—shircie, jeansach i trampkach.
— Rodzinne śniadanie, jak miło — powiedział
ironicznie, nie obdarzając nawet matki spojrzeniem. Podszedł do blatu
kuchennego, wziął z niego przygotowane przez babcię kanapki i wrzucił je do
torby.
— Jasper… — powiedziała Roxana, patrząc
stęsknionymi oczami na syna. — Możemy porozmawiać?
Podszedł do lodówki i wyjął z niej małą butelkę
coli, po czym również umieścił ją w torbie.
— Nie mogę, śpieszę się do szkoły — powiedział
przez ramię, zapiął torbę i zawiesił sobie ją na ramieniu. Od razu skierował
się do wyjścia.
— A potem? — zawołała za nim matka. — Jak wrócisz?
Alice zauważyła, jak się zatrzymuje i choć był do
niej tyłem, była pewna, że się waha. Jednak sekundę później, odwrócił się,
popatrzył na matkę i powiedział:
— Po szkole jestem zajęty.
Prawdę mówiąc, wcale nie był. Odkąd tylko matka
przyjechała z powrotem do Glovemarks, starał się jej unikać. Ciągle czuł się
poszkodowany, zraniony i oszukany. Nie miał ochoty wysłuchiwać jej tłumaczeń.
Wiedział co powie, w końcu Alice wszystko mu opowiedziała. I choć ona mogła
znaleźć w ucieczce Roxany choć kroplę matczynej miłości, on nie potrafił. Nie
mógł się przemóc, by jej wysłuchać, by jej wybaczyć. Wszystko było za
skomplikowane, zbyt pogmatwane, by ktokolwiek mógł oczekiwać prostego
rozwiązania. Nie sądził by sam powrót matki mógł wszystko wynagrodzić.
Podświadomie pragnął, by matka o niego walczyła, choć on sam nie dawał jej na
to szansy.
Poszedł więc po szkole do sklepu muzycznego i
spędził w nim dwie godziny. Oglądał płyty, słuchał niektórych kawałków i
spisywał te pozycje, które go interesowały. Przyjrzał się również instrumentom
muzycznym, najnowszym gitarom i wzmacniaczom.
Następnie błąkał się po mieście, aż w końcu
wieczorem trafił do MaxCup. Zamierzał wysłuchać tradycyjnie piątkowego koncertu
Hotheaded. Zamówił dużą colę i
grillowanego kurczaka z frytkami, po czym usiadł na krześle przy jednym ze
stolików. Członkowie zespołu już przygotowywali się na scenie. I właśnie wtedy
przyszła Nessie.
Weszła przez drzwi, ubrana w skurzaną kurtkę,
krótkie czarne spodenki i postrzępione rajstopy wbite w czerwone trampki. Gdy
tylko ją zobaczył, na jego twarzy pojawił się uśmiech. Nie zauważyła go; od
razu podeszła do kolegów z zespołu i zaczęła intensywnie rozmawiać z wokalistą.
Kiedy coś do niego mówiła, jej wzrok powędrował po całym pomieszczeniu i
zatrzymał się na nim. Uśmiech rozświetlił całą jej twarz. W tym samym momencie,
w którym do niego pomachała, Daniela postawiła przed nim zamówienie.
— Dzięki — powiedział automatycznie, nie odrywając
oczu od Nessie.
Daniela podążyła za jego wzrokiem i uśmiechnęła
się do siebie.
— Myślę, że nie powinieneś się poddawać — rzekła,
a on natychmiast na nią spojrzał.
— Co? — zapytał zdezorientowany.
— Jest wolna — powiedziała z uśmiechem i zanim on
zdążył zareagować, odeszła, by zająć miejsce przy kontuarze.
Nessie wbiegła na scenę i zajęła miejsce przy
drugim mikrofonie. Za nią członkowie zespołu zajęli swoje pozycje.
— Cześć wszystkim! — zawołał wokalista i
odpowiedział mu krzyk. W MaxCup zgromadziło się naprawdę wiele osób. Część
nastolatków stała przed sceną, podekscytowana zbliżającym się koncertem. —
Dzisiaj śpiewamy z gościem specjalnym, którego już bardzo dobrze znacie. Dajcie
krzyk dla Nessie! — Wskazał na nią, a ona z gracją ukłoniła się. Słuchacze
spełnili prośbę lidera zespołu i minęła chwila, zanim dali dojść do głosu
Nessie.
— Chciałabym zacząć dziś od covera Breatheaway, którego chłopaki pozwolili
mi zaśpiewać. — Zrobiła przerwę, ogarniając wzrokiem pomieszczenie. — Chciałabym
zaśpiewać go dla kogoś, kto jest dla mnie naprawdę ważny. Ta osoba wie, że o
niej mówię. Mam nadzieję, że Ci się spodoba.
Śpiewając, patrzyła na niego w momentach, w
których nie miała zamkniętych oczu lub gdy nie wywijała rytmicznie włosami
podczas gitarowej solówki. Słowa melodyjnie wypływały jej z ust, a nie był to
zwyczajny tekst piosenki. Znał ten zespół, sam przecież ich jej polecił. Ona go
pozmieniała. Niektóre wersy pozostawały nietknięte, niektóre były całkowicie
nowe. Całość tworzyła wyjątkową kompozycję, skierowaną tylko do niego. Z
początku nie dotarło do niego, co się działo, choć tak naprawdę doskonale
wiedział. Napisała mu piosenkę.
Simon Braynt nie był pewien, czy jest wnerwiony
czy rozwścieczony. Miał zamiar rzucać wszystkim, co tylko wpadło mu do rąk. Nie
spał od tygodnia, czyli od nocy, w której wszystko legło w gruzach. Nocy, w
której dowiedział się, że został oszukany, w której odzyskał nadzieję na
powodzenie i nocy, w której czarownica go opuściła. Gdy tylko o tym pomyślał,
wzbierała w nim furia.
— Jesteś pewien, czy to ma jeszcze sens? — zapytał
Herald, siedząc na kanapie. Wydawało się, że znużenie, które biło z jego
twarzy, postarza go o kolejne kilka lat.
Nauczyciel nie miał tyle siły, by podnieść brata
za kołnierz i rzucić nim o ścianę, a to nie oznaczało, że nie miał na to
największej ochoty.
— Nawet mnie o to nie pytaj — wycisnął przez zęby,
głośno dysząc.
— Mówię poważnie — nie tracił odwagi Herald.
Założył nogę na nogę i oparł się wygodniej. — Zostaliśmy z niczym. Nie mamy
zegarka, czarownicy ani nawet zakładnika.
Simon mocno przetarł twarz dłonią, strzępkami sił
zachowując opanowanie.
— Nie musisz mi tego przypominać, Heraldzie.
Mężczyzna westchnął zrezygnowany.
— Ja jestem już zmęczony — powiedział. — Nie mam
siły ciągle walczyć o ten głupi naszyjnik. Może ty też powinieneś dać sobie
spokój.
— Nigdy nie dam sobie spokoju z tym zegarkiem —
odpowiedział Simon stanowczym głosem. Jego twarz wydawała się, że jest cała w
płomieniach. — Słyszałeś mnie? NIGDY.
Herald zamilkł, z obawą patrząc na brata. Tyle
determinacji nie widział u niego już od dawna. Zaczął się o niego trochę
martwić, ale szybko przewiał te myśli. W gruncie rzeczy postawa Simona napawała
go zazdrością, podziwem i dumą. Co więcej, dodawała mu ochoty, której mu
ostatnio bardzo brakowało. Wstał z kanapy i nalał sobie szklankę whisky. Wypił
ją haustem, po czym nalał kolejną porcję i podał ją Simonowi.
— W porządku — rzekł. — W takim razie, jesteśmy w
tym razem.
Nie odpowiedział, ale Herald wiedział, że brat
jest mu wdzięczny. Opróżnił szklankę w ciągu trzech sekund.
— To co? — zapytał Simon, a w jego głosie słychać
było dawną pewność siebie. — Jedziemy po czarownicę?
Rozmawiały szeptem, choć dom był całkowicie pusty.
— Wchodzimy? — zapytała Alice, przegryzając wargę
ze zdenerwowania. Nie była pewna, czy był to dobry pomysł. A raczej: była
przekonana, że jest to fatalny pomysł. Ale innego nie było.
Melanie westchnęła i powiedziała, zanim zdążyłaby
się rozmyślić:
— Nie mamy innego wyjścia.
Wyciągnęły więc przed siebie dłonie i wykonały
proste zaklęcie otwierające. Drzwi sypialni rodziców Melanie otworzyły się z
cichym brzdękiem.
Alice nie poruszyła się nawet, czekając, by
przyjaciółka weszła do pokoju pierwsza. Melanie niepewnie zrobiła krok do
przodu, rozglądając się po wnętrzu. Pokój praktycznie zajmowało tylko wielkie
łóżko i dwie szafki nocne. Na podłodze leżał wzorzysty granatowy dywan, a na
błękitnych ścianach wisiały dwa obrazy i kilka zdjęć. Naprzeciwko wejścia
znajdowały się drzwi prowadzące do garderoby. Choć była tu niejednokrotnie i
mimo że jak zawsze każdy element pokoju stał na swoim miejscu, teraz wszystko
wyglądało jak obce. Bała się podejść i wziąć coś do ręki. Czuła, że jeśli
czegoś dotknie, włączy się alarm i jej matka wbiegnie do domu z prędkością
błyskawicy. Wiedziała, że jest to niemożliwe, jednak nie mogła uwolnić się od
tego przeczucia.
Weszła jednak, a za nią Alice i zamknęła za sobą
drzwi. Niepewnie patrzyła na przyjaciółkę. Musiała minąć dłuższa chwila, zanim
ta odezwała się:
— Szukaj wszelkich dziur w ścianie i luźnych desek
podłogowych.
Alice uniosła lekko brew, na co Melanie rzuciła:
— No co, tak się robi w filmach.
Prawdę mówiąc, Melanie była przekonana, że w
sypialni rodziców nie ma żadnego naszyjnika. Mówiła to Alice, jednak ta
zaproponowała, żeby mimo tego tam wejść i rozejrzeć się. Twierdziła, że może
nie bez powodu drzwi do sypialni są zamknięte na klucz. Poza tym przypuszczała,
że Melanie patrząc na rzeczy matki, może przypomni sobie jakieś wspomnienie, które
naprowadzi je na trop naszyjnika. Melanie szczerze wątpiła w to, ale nie miała
innego pomysłu. Musiała zgodzić się na propozycję Alice.
Każda deska podłogowa była jednak bardzo dobrze
przymocowana. Nie można było znaleźć również żadnej kryjówki. A patrzyły
wszędzie: pod łóżkiem, za szafkami, za obrazami, nawet obejrzały lampę. Pół
godziny zajęło jej oglądanie garderoby. Nie było tutaj zupełnie nic.
— Nie mówiłam? — burknęła Melanie, bardziej do
siebie, niż do Alice. Nie była zadowolona z rezultatów poszukiwań i z tego, że
w ogóle musiała je rozpoczynać. Wolała wyjść na zewnątrz, na ładną pogodę,
pójść do MaxCup, spotkać się z Dale’em. Wolałaby nawet uczyć się do egzaminów
końcowych. Przez myśl przeszło jej nawet, że wolała już te mordercze treningi
Elsy. — Mam dość.
Chciała opaść na łóżko, ale prędko uzmysłowiła
sobie, że nie byłoby to najlepsze posunięcie.
Alice ze zmartwieniem popatrzyła na przyjaciółkę.
Wiedziała, że jest to dla niej trudne i zamierzała dać jej jakieś wsparcie.
Podeszła do niej.
— Jeszcze nic stracone — powiedziała, uśmiechając
się pokrzepiająco.
Melanie popatrzyła na nią zmęczonymi oczami.
— Alice — zaczęła słabym głosem. — Kocham cię, ale
musisz wiedzieć, że nigdy nie znajdziemy tego zegarka.
— Postaw się w sytuacji matki — powiedziała tamta.
— Co? — zapytała Melanie ze znużeniem i
dezorientacją. — Oszalałaś?
— Wyobraź sobie, że nią jesteś — wytłumaczyła
Alice. — Co byś zrobiła, żeby schować jakąś straszną rzecz przed swoimi córkami
i całym światem?
Melanie zastanowiła się głęboko. Było to dobre
pytanie, ale to nie oznaczało, że było łatwe. Zadawała sobie je już wcześniej,
ale nic nie przychodziło jej do głowy. Teraz jednak była bardziej zmęczona niż
zdenerwowana, a to pozwoliło jej bardziej trzeźwo popatrzeć na wszystko. Kto
jak kto, Melanie znała matkę bardziej niż wszyscy i wiedziała, czego może się
po niej spodziewać. Wiedziała, że jeśli pokłóci się z Jenny, ona oberwie.
Wiedziała, że jeśli wróci późno w nocy, matka będzie czekała w salonie ze skrzyżowanymi
na piersiach rękami. Wiedziała, że jeśli przyprowadzi kogoś do domu, ona będzie
zachowywała się nadzwyczaj miło. Wiedziała, że jeśli matka dowie się lub
znajdzie coś, co się jej nie spodoba…
Usłyszały, że ktoś wkłada klucz do zamka i obie
zamarły. Instynktownie popatrzyły się na siebie, spanikowane, próbując znaleźć
w oczach tej drugiej rozwiązanie sytuacji. Schowanie się nie było opcją.
Mogłyby uciec przez okno wyczarowując sobie jakieś miękkie lądowanie. Jednak
nie było na to czasu. Ktoś na zewnątrz zorientował się, że drzwi są otwarte i
uchylił je. Przez małą szparę, cichutko jak myszka, do pokoju weszła Jennifer.
___________________________________________
W zasadzie miałam wpaść kilka dni wcześniej, by rozdziałem uczcić pełny rok Cienia Gritmore, ale tak po prostu, zapomniałam :D
W każdym razie, nie mogę uwierzyć, że już rok piszę to opowiadanie. Jeszcze pamietam, jak pisałam prolog, a tu już prawie trzydzieści rozdziałów! Powoli zbliżamy się do końca. W mojej głowie na szczęście już wszystko w większości poukładane, teraz wystarczty przelać to na komputer.
Szkoda, że ostatnio Was tak mało, bo jeszcze pół roku temu chciałam stworzyć drugą część CG. Nawet miałam/mam kilka pomysłów. Jednakże nie wiem czy w ogóle bylibyście zainteresowani i czy ja będę miała na to ochotę. To pytanie pozwolę jednak Wam zadać, jak będę publikować epilog. A to, myślę, będzie koło września.
W ciągu najlbliższych dwóch dni spodziewajcie się mnie na Waszych blogach.
Pozdrawiam serdecznie :*
Pozdrawiam serdecznie :*
PS. W ogóle to zrobiłam fanvideo dotyczące pewnej pary z CG. Zamieszczę je pod następnym rozdziałem, bo będzie bardziej klimatycznie. Jak myślicie, o której parze mówię? ;>
Nessie i Jasper!
OdpowiedzUsuńEj, to było aż tak łatwe? :D
UsuńO nie! Usunęło mi cały komentarz, rany...
OdpowiedzUsuńNie odtworzę pewnie tego wszystkiego, co wcześniej napisałam, ale postaram się jak najwięcej :c
Widać, że u Turnerów sytuacja nie ma się za ciekawie. Ale Roxana mogła się tego spodziewać, w końcu dzieci tak łatwo jej nie wybaczą.
Jasper i Nessie, jak cudownie! :3 Mam nadzieję, że to o nich stworzyłaś fanvid, chociaż w sumie nie pogardziłabym też Danielą i Nate'em! Kurczę, oby z Jassie coś wyszło (wybacz, że ich imiona spairingowałam, tak słodko to brzmi :D)
A już myślałam, że Byrantowie sobie odpuszczą! No jednak nie. Ciekawe, jak szybko uda im się znaleźć jakąś chętną do pomocy czarownicę.
No i końcóweczka! Tak czułam, że nic nie znajdą, ale wiadomo - nadzieja zawsze była. Jennifer to siostra Mel, tak? Jak nic mi się nie pomieszało... Skoro tak, to ciekawe, czego szukała w pokoju mamy. Może myślała, że ta wróciła już do domu? Dziewczyny miały farta, że to nie była mama!
Czekam z niecierpliwością na następny rozdział! :) Szczególnie jeżeli się zbliżamy do końcówki, eh. Osobiście, ja na tą chwilę już jestem przekonana, że chciałabym drugiej części i sądzę, że do epilogu zdania nie zmienię. :) Nie przejmuj się, Ci co przestali czytać, nie wiedzą, co tracą! A może czytają, a nie komentują? Eh, w każdym bądź razie pamiętaj, że jakieś tam wierne czytelniczki jeszcze gdzieś są! :) Wiem, że w blogosferze "liczy się jakość, nie ilość" nie za bardzo się zgadza, ale trzymaj się tej myśli, kochana! ;)
Dużo weny! Dodawaj nowości szybciutko, bo nie mogę się doczekać! :*
Pozdrawiam, Julss xoxo
Twoje słowa zawsze powodują na mojej twarzy uśmiech i dodają mu zapału do pisania. Jesteś przekochana! :*
UsuńMuszę Ci powiedzieć, że i Ty zgadłaś co do fanvideo :D I żeby jeszcze było lepiej, wymyśliłaś dla nich ksywkę taką samą jak ja :D
Tak, dobrze pamiętałaś: Jenny to siostra Mel!
Jeszcze raz dzięki za miłe słowa!
I ja również pozdrawiam. :*
Jak ja kibicuję Nessie i Jasperowi <3 W ogóle to cholernie podoba mi się to imię! Jasper... oni muszą być razem, słyszysz? Muszą, bo inaczej się obrażę! Albo jak któremuś z nich coś się stanie...Nie wybaczę Ci tego!
OdpowiedzUsuńA co do Bryantów, to już przez chwilę myślałam, ze naprawdę dadzą sobie spokój. Ale oni najwyraźniej w ogóle nie mają zamiaru się poddawać, tylko siedzą, knują przeciwko dziewczynom i popijają whisky! I chcą kolejnej czarownicy, co oni je w internecie zamawiają?!
A końcówka mnie normalnie rozłożyła na łopatki xD Myślałam, że znajdą zegarek, albo jednak matka Melanie ich nakryje, a tu Jennifer! jak znam młodsze siostry, to pewnie skończy się szantażem. Bo wątpię, żeby Jennifer była wyjątkiem od reguły. A może ona będzie wiedziała, gdzie znajduje się zegarek? To w sumie nie byłoby takie głupie, no bo pewnie ostatnią osobą, którą Alice by podejrzewała, byłaby właśnie Jen. Więc myślę, że jednak w jakiś sposób pomoże dziewczynom (zapewne nie za darmo, bo to w końcu młodsza siostra...Money, money, money!)
Pozdrawiam i przepraszam, za to opóźnienie! Zrobiłam sobie trochę wolnego od blogspota xD
Weny :*
Tak wiem.
OdpowiedzUsuńOstatnio strasznie olewam wszelkie komentowanie,, ale się poprawię !
Na prawdę ten rok miną strasznie szybko ! Nawet nie poczułam kiedy.. pamiętam jak wczoraj wymyślanie np. Resuscytacji Krążeniowo-oddechowej kota i różnych innych dziwnych rzeczy ;D
Ale przechodząc do rozdziału to nudne robi się już pisanie, że jest genialny. Nie możesz napisać RAZ beznadziejnej notki? ;*
Nie wiem jak to robisz, ale trzymasz poziom, a każdy następny rozdział zachęca do czytania kolejnego i pogłębia tajemnicę.. Bo np. Co robiła ta cała Jennifer? Wredna mała blondyna..
Ale moja ukochana sceneee Neesie i Jasper.. hmmm NESPER? Albo JASSIE - cóż mój nowy ulubiony paring!
Bryantom pali się grunt pod stopami i dobrze, chociaż w takiej sytuacji mogą zrobić coś bardzo złego i bolesnego dla którejś z dziewcząt.
Mam nadzieję, że nie będziesz za bardzo okrutna ;D
Kiss ;*