piątek, 14 sierpnia 2015

XXXIII. KWESTIA WYBORU

– ROZDZIAŁ XXXIII –
KWESTIA WYBORU


Jasper siedział w pokoju, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Wiedział, że to Alice, a obecnie nie miał ochoty z nią rozmawiać. Minęły trzy dni od czasu, kiedy dowiedział się, że ona i Nessie kłamały w sprawie wzmacniania magii. Nie potrafił im tego wybaczyć, w każdym razie nie teraz. Widział, jak siostra bardzo się stara z nim porozmawiać – przychodziła do niego w każdej wolnej chwili – ale po prostu nie mógł się teraz przemóc.
Brak odpowiedzi z jego strony nie zraził gościa. Odczekał on dłuższą chwilę, po czym przycisnął klamkę, uchylając lekko drzwi. Zaskakująco ukazała się w nich sylwetka Roxany.
Dla Jaspera nie był to dobry widok. Prawdę mówiąc wolał rozmowę z Alice niż z matką.
– Cześć – przywitała się Roxana z matczynym ciepłem wymalowanym na twarzy. Dziwne, bo jednak Jasper nie potrafił mu uwierzyć.
– Yhym – mruknął tylko i wziął w ręce książkę, która leżała na biurku. Niestety był to jego album i nie mógł powiedzieć mamie, że jest zajęty nauką.
Zamknęła za sobą drzwi i podeszła do niego. Bez pytania usiadła koło niego na krawędzi łóżka.
– Jasper, chciałabym z tobą porozmawiać – powiedziała od razu zdanie, którego zawsze używała kiedy go spotykała. Od samego początku gdy wróciła starała się nawiązać z nim kontakt, ale on skutecznie unikał jej osoby. W dalszym ciągu nie chciał odbywać tej rozmowy, bo doskonale wiedział co będzie jej tematem. – I, oczywiście, cię przeprosić.
Popatrzył na nią obojętnym spojrzeniem, które zabolało Roxanę bardziej, niż gdyby prychnął lub wyprosił ją z pokoju.
– Wiem, że popełniłam ogromny błąd porzucając was tamtego dnia – oznajmiła niezrażona prosto z mostu. – Jednak wtedy było to jedyne rozwiązanie.
– Zawsze jest jakiś wybór – odburknął Jasper.
Roxana pokiwała głową.
– Owszem. Ale tylko ten mógł was ocalić na sto procent. Wszystko, co kiedykolwiek robiłam, było z myślą o was.
Westchnął, z zrezygnowaniem kręcąc głową.
– W takim razie także wiesz, że nie możesz słowami sprawić, by wszystko było w porządku – powiedział z nutą oskarżenia.
– Wiem – odpowiedziała natychmiast. – Ale od tego zawsze się zaczyna, prawda?
Uśmiechnęła się lekko, chcąc znaleźć nić porozumienia z synem, jednak on nie odwzajemnił tego gestu. Posmutniała, spuszczając głowę, a jej wzrok spoczął na albumie, który Jasper trzymał na kolanach. Był otworzony na pierwszej lepszej stronie, a była to akurat ta, w której widniało zdjęcie Johna ze śmiesznymi okrągłymi okularami na nosie, który trzymał w ręce ubrudzonego śmietankowym lodem syna.
– Pamiętam ten dzień – powiedziała Roxana, a Jasper popatrzył na nią z niezrozumieniem, po czym podążył za jej wzrokiem utkwionym w stare zdjęcie. – Ostatni wspólny spacer – dodała szeptem.
Jasper instynktownie wytężył słuch, jak zawsze, gdy pojawiała się wzmianka o jego ojcu. Niewiele pamiętał rodziców – podczas śmierci ojca miał zaledwie trzy lata – ale miał jedno mgliste wspomnienie wysokiego mężczyzny, który kucając wyciąga dłonie skierowane wprost na niego. Wszystkie jego pozytywne myśli dotyczyły właśnie taty, ponieważ wiedział, że on, w przeciwieństwie do matki, trwał przy nich do końca.
– Jesteś do niego podobny – powiedziała niespodziewanie Roxana, nie odrywając wzroku ze zdjęcia. Wyciągnęła dłoń i pogładziła fotografię. Po chwili podniosła wzrok i popatrzyła na syna. – Nie tak bardzo fizycznie – sprostowała – ale zdecydowanie masz coś z jego charakteru.
Zrobił pytającą i oczekującą minę, z całej siły starając się, by nie wyrwać się z pytaniem.
– Jesteś tak samo uparty jak on – powiedziała, a jej twarzy przybrała rozmarzony wyraz. – Nie cierpiał jak ktoś mówił mu co ma robić i uwielbiał mieć wszystko pod kontrolą – ciągnęła. – Potrafił znaleźć rozwiązanie nawet w ekstremalnych warunkach. Wiem, że gdyby żył, wszystko potoczyłoby się inaczej.
Usłyszał, jak głos Roxany lekko się załamuje i nagle i jemu zechciało się płakać. Potrafił doskonale się powstrzymywać, jednak w tym momencie górę brała tęsknota za ojcem. Kto wie ile rzeczy potoczyłoby się inaczej, gdyby tamtego dnia nie zginął.
Rozległ się dźwięk u drzwi a zaraz potem krzyk babci obwieścił, że ktoś przyszedł do Jaspera. Niechętnie zamknął album i bez słowa skierował się ku drzwiom.
– Myślisz, że kiedyś moglibyśmy pójść na lody? – zapytała jeszcze matka.
Jasper zatrzymał się w drzwiach. Bił się mocno w myślami, ale mimo woli powoli obrócił się w stronę matki. Popatrzył na nią i po raz pierwszy zobaczył w niej coś innego.
– Lubię śmietankowe – odpowiedział bez emocji, jednak mimo tego Roxana uśmiechnęła się nieznacznie.
Zszedł po schodach, doskonale wiedząc kogo spotka w salonie. Nie przychodziło do niego wiele osób, a ostatnie okoliczności wskazywały jednoznacznie na Nessie. Widocznie wszyscy wybrali sobie dzisiejszy dzień na przeprosiny.
Siedziała na fotelu wyprostowana, z jedną nogą założoną na drugą. Miała na sobie czerwone trampki, swoje ulubione, i wymachiwała stopą w rytm niesłyszalnej muzyki.
– Cześć – powiedział Jasper, zatrzymując się w drzwiach salonu. Odwróciła głowę w jego stronę i natychmiast wstała.
– Cześć – odpowiedziała, zbliżając się do niego. Zobaczył w jej oczach skruchę i w tym momencie złość na nią zaczęła wyparowywać. – Chciałam… – zawahała się, jednak za chwilę podniosła wyżej głowę i dokończyła: – Chciałam cię przeprosić.
Nie odpowiedział, tylko podszedł do kanapy i usiadł na jej oparciu jedną nogą. Podeszła do niego jeszcze bliżej.
– Zdaję sobie sprawę, że gdyby było na odwrót, ja także byłabym zła na ciebie za zatajenie prawdy – dodała.
Pokiwał powoli głową i dopiero po chwili zapytał:
– Czy gdybym się nie dopytywał, powiedziałabyś mi?
Spuściła wzrok, jednocześnie zdziwiona pytaniem, jak i zawstydzona prawdą. Nie chciała jej wyznawać, ale obawiała się, że w tym momencie tylko to jej pozostało. Nie sądziła, że mogłaby skłamać na tyle, by jej uwierzył, a tym bardziej nie uważała, że byłaby w stanie w ogóle teraz go okłamać.
– Nie – odpowiedziała cicho.
Usłyszała jak głośno wciąga powietrze, a następnie je wypuszcza, i natychmiast podniosła wzrok.
– Właśnie to jest problem – odparł z wyrzutem.
Chwilę milczała.
– Nie rozumiesz – powiedziała Nessie. – Nie masz pojęcia jak to jest żyć w strachu, że co dzień może się stać coś złego tylko dlatego, że nie odnaleziono zegarka. Nie możesz sobie wyobrazić poczucia winy, że dlatego, iż zawiodłeś albo nie dałeś się zastraszyć, umarli ludzie. Zwykli, przypadkowi ludzie albo najbliżsi tobie zostają porwani – dokończyła ze łzami w oczach, przypominając sobie dzień, kiedy to wszyscy ruszyli, by odbić Jaspera z piwnicy Bryantów. – Nie chciałyśmy dla ciebie takiego życia.
Westchnął, teraz już zupełnie spokojniej i widać było, że złość powoli się z niego ulatnia.
– Nie musisz mi mówić, Nessie – odparł. – Byłem tam, okej? Wiem, co to wszystko znaczy. Rozumiem, że czujecie się w obowiązku ochraniać wszystkich ludzi, ale nie możecie robić tego same.
Chciała mu przerwać, jednak nie dał sobie wtrącić zdania:
– Czy kiedykolwiek pomyślałyście, że gdybym od samego początku zaczął uczyć się tego… wzmacniania  to mógłbym wam pomóc? Albo sobie?
– Damian potrafi wzmacniać magię, a to go nie uchroniło tamtego dnia – wtrąciła Nessie cicho, jednak wiedziała, że nie jest to dobry argument. Dodała zaraz głośniej: – Przepraszam jeszcze raz, że zawiodłam twoje zaufanie.
Westchnął ponownie ze zmęczeniem, przetarł twarz dłonią, po czym wziął dłoń Nessie w obie ręce.
– Tu nie chodzi tylko o zaufanie, Nessie – odparł, spoglądając jej w oczy. – Tu chodzi o to jak mnie traktujecie. Uważacie, że jestem za młody, by się w to wszystko mieszać, by się obronić.
– Wcale nie…
– To prawda, wiesz o tym – nie pozwolił jej dokończyć. – Ale ja nie jestem już dzieckiem.
Prawdę mówiąc, zdziwiła się, że wcześniej o tym nie pomyślała. Jaspera najbardziej denerwowało to, że ludzie traktowali go niepoważnie. I być może miał rację, być może niektórzy, choćby podświadomie, tak o nim myśleli. Ale akurat jej nigdy to nie przeszkadzało.
– Wiem o tym! – zawołała, ściskając jego dłonie. Przybliżyła się jeszcze bliżej i popatrzyła mu głęboko w oczy. – Jeśli tego chcesz, porozmawiam z Rickiem, by zaczął cię uczyć – powiedziała, wcale nie z łatwością. W dalszym ciągu nie chciała, by się w to mieszał, ale musiała dać mu wolność wyboru, musiała ją mu zagwarantować.
Uśmiechnął się tylko blado, mimo że wiedziała, iż jest jej wdzięczny.
– Teraz to i tak nie ma sensu.
Pokiwała powoli głową.
– Prawda – odparła i ucieszyła się lekko w duchu. Jeśli wszystko pójdzie po ich myśli, niedługo nawet one same nie będą musiały być wplątane w magię i spiskowanie. – Już niedługo zniszczymy naszyjnik i wszystko wróci do normy – dokończyła optymistycznie się uśmiechając.
On jednak nie podzielał jej radości. Otworzył usta, jednak dopiero po chwili zapytał, jakby się obawiając, co może usłyszeć w odpowiedzi:
– Skąd macie pewność, że posiadacie aż tak wiele mocy, by zniszczyć zegarek?

Zwolniła tempo biegu, wbiegając na osiedle mieszkaniowe. Wszystkie domy tutaj miały jednakowy wygląd: były pomalowane jasną farbą, a dachówka miała ciemnozielony kolor. Daniela rzadko tutaj bywała; osiedle to było położone na drugim końcu miejscowości niż las, w którym zazwyczaj biegała. Teraz jednak było jej faktycznym celem popołudniowego joggingu, a dokładniej był nim gabinet weterynaryjny, mieszczący się na parterze domku jednorodzinnego z numerem piętnaście.
Gabinet ten należał do niejakiego doktora Graysona Browna, ale to nie jego, oczywiście, zamierzała odwiedzić. Chciała spotkać Nate’a, który od niedawna pełnił w tym miejscu staż. Wiedziała gdzie to jest, bowiem raz już tutaj z nim przyjechała. Kilka dni wcześniej spotkała Nathaniela w swoim salonie, rozmawiającego z Markiem i ściskającą go Heather, i przyłączyła się do nich. Kiedy narzeczeni poszli na piętro, Daniela odbyła z nim długą rozmowę. Właśnie wtedy Nate zaproponował jej, że następnego dnia pokaże jej gabinet, jeśli by tego chciała. Oczywiście, że chciała.
Furtka była otwarta, ciągle czekając na ostatnich klientów dzisiejszego dnia. Przeszła przez podwórko i cicho weszła do poczekalni. Nie było nikogo, więc usiadła na pierwszym krześle od drzwi i czekała, wpatrując się w niebiesko-białą kostkę pokrywającą podłogę.
Nie musiała jednak czekać zbyt długo. Chwilę później drzwi gabinetu się otworzyły i stanął w nich Nathaniel w białym kitlu.
– O! – zawołał, zaskoczony, patrząc na Danielę. – Czyżbyś znalazła jakiegoś zemdlonego psa? – zażartował.
– Cześć – przywitała się, lekko zawstydzona jego reakcją. – Nie, nie. Po prostu biegałam w pobliżu i pomyślałam, że do ciebie wpadnę.
Było to trzy czwarte prawdy, jednak nikt nie musiał się aż tak rozdrabniać.
Pokiwał głową, uśmiechając się nieznacznie, po czym rozejrzał się po poczekalni.
– Nie ma już nikogo, więc daj mi pięć minut i zaraz będę wolny – rzekł i zaraz zniknął za drzwiami.
Zaczęła wyginać palce do tyłu, czując zdenerwowanie. Przez sekundę w jej głowie pojawił się pomysł, by uciec, jednak zaraz skarciła siebie za to. Dopiero teraz zaczęła się zastanawiać, czy był to dobry pomysł przychodzić tutaj. Nie cierpiała się narzucać, a obawiała się, że właśnie tak teraz postąpiła. Usprawiedliwiała się jednak, że przecież Nate pierwszy zaprosił ją do gabinetu, więc chyba to nic nadzwyczajnego, że podczas joggingu wpadła do niego na chwilę. Są przecież znajomymi, prawda?
Chwilę później Nate, już w brązowej skurzanej kurtce i czarnym T-shircie pod spodem, wyszedł z gabinetu wołając głośne „Do widzenia” lekarzowi. Potem podszedł do Danieli, która zaraz wstała z krzesła.
– Może się przejdziemy? – zaproponował.
– Jasne!
Zapytała go o pracę, a on z entuzjazmem opowiedział jej o swoich przygodach tego dnia. Daniela ze skupieniem i rozbawieniem słuchała jego wypowiedzi i musiała przyznać, że świetnie wychodziło mu opowiadanie.
– A ty? – zapytał, kończąc swoją opowieść. Skręcali już w stronę centrum Glovemarks. – Co dzisiaj ci się przydarzyło?
– Obawiam się, że nic tak spektakularnego jak tobie – odparła. – Byłam na zajęciach, raczej to wszystko. I mam wolny dzień w pracy.
Pokiwał głową i chciał coś powiedzieć, jednak ona tego nie zauważyła i zapytała:
– Tak sobie pomyślałam… może wpadłbyś w ten weekend do Parku? To ten tam – wskazała dłonią zielony obszar w Centrum, przez które teraz przechodzili. – Będzie tutaj Festiwal Talentów, który co prawda miałam organizować, ale…
– Nie zdążyłaś – dopowiedział za nią, a ona na niego spojrzała. Widziała na jego twarzy nutkę rozbawienia, jednak nie takiego ironicznego, jakie spotykała często u Raya. Było ono pełne sympatii.
– Dokładnie – przyznała i nie wiedząc dlaczego oboje zaśmiali się w tym momencie. – W każdym razie, będzie tu duża impreza, organizowana co prawda przez szkołę, ale biorą udział w niej wszyscy mieszkańcy. Będą degustacje kulinarne, pokaz mody, tańce, inscenizacja sztuki i koncert. Jak chcesz to przyjdź – dodała, uśmiechając się zachęcająco.
Dalej widziała na jego twarzy pełne humoru spojrzenie.
– Chętnie.


Dźwięk telefonu wybudził go ze snu i nie był z tego powodu zadowolony. Spędził ostatnią noc w samochodzie, leżąc na tylnych siedzeniach z okropnym bólem głowy spowodowanym zbyt dużą ilością spożytego alkoholu. To jego brat prowadził pojazd i zostawił go w nim, kiedy już zajechał pod garaż w Glovemarks.
Popatrzył na ekran telefonu i uśmiechnął się ironicznie. Dopiero po chwili odebrał.
– Mówiłem ci podczas naszej ostatniej rozmowy, że nie jestem zainteresowany współpracą z tobą – odparł, zmieniając pozycję na siedzącą. Lewą ręką dotknął skroni i rozmasował obolałą skórę.
– Zmienisz zdanie – powiedział kobiecy głos ze słuchawki.
– A tak? – zapytał Simon z opryskliwą wątpliwością. – Niby dlaczego?
Głos na chwilę zamilkł, by dodać wagi następnym słowom.
– Zdobyłyśmy właśnie zegarek – powiedziała kobieta. Niewiele brakowało, żeby Simon zerwałby się na nogi, jednak miał ograniczony ruch.
– Czyżby? – zapytał, choć wiedział, że nie żartuje. Poczuł podekscytowanie tak ogromne, że w jednej chwili cały ból i złe samopoczucie ustąpiło.
– Owszem. Jest w Gritmore i mogę ci go przekazać – kontynuowała kobieta. Ponownie zrobiła przerwę, zaraz po której dodała: – Ale wiesz jaki jest warunek.



__________________________________

Trochę długo mi zeszło, ale wróciłam! :*
Tak jak obiecałam scenka z Danielą, która postanawia odłączyć się od myśli o Rayu i poszerza swoje horyzonty, nawiązując relację z Dale’em. Myślicie, że coś z tego wyjdzie?
I czy czarownice są wystarczająco silne, by złamać zaklęcie z naszyjnika?
I najważniejsze: kto jest zdrajcą?
Z następnym rozdziałem chcę przyjść nie tak późno jak z tym dzisiaj. Pomału kończę historię. Planowo ma być 35-36 rozdziałów, więc jeszcze całkiem niewiele.
Jeśli chodzi o II część to jest prawie pewne, że jej nie będzie. Czytelników mało, a to nie daje mi motywacji. Poza tym rok akademicki wyprał mi wenę. :(
Jednak dokończę to opowiadanie jak najlepiej jak umiem!
I dziękuję Wam wszystkim, którzy jesteście ze mną podczas każdego rozdziału! Poprawiacie mi niezmiernie humor, będąc tak wytrwałymi! Dzięki! :*



3 komentarze:

  1. Ja tam bym czytała drugą część :D
    Doskonale rozumiem Jaspera zarówno w kwestii Nessie, jak i Roxany. Matka go zostawiła i nawet, jeśli zrobiła to z troski o swoje dzieci, to i tak nie dawała żadnego znaku życia przez te wszystkie lata, nie zostawiła listu, niczego. Zniknęła i każde normalne dziecko z czasem zaczęłoby się domyślać, że to ono było powodem jej ucieczki. Ale próbuje to naprawić i Jasper powinien to docenić. ja na przykład widzę, że się stara. i myślę, że z córką poszło jej dużo łatwiej, niż z synem.
    A co do Nessie, to powinien jej wybaczyć. Ukrywała przed nim prawdę, to fakt. Ale robiła to z czystej troski, bo przecież "im mniej wiesz, tym lepiej śpisz". Mam nadzieję, że się pogodzą. No i ostatnie słowa chłopaka mnie zaciekawiły. W sumie, może właśnie tego im brakuje? Drugiego wspomagacza? Wtedy na pewno będą miały dość siły, żeby zniszczyć zegarek!
    A co do danieli... Dobrze, ze zajęła się Nathanielem (to imię jest cudowne :D). Niech sobie daruje Raya, on i tak nie jest warty jej zachodu. A Nate to fajny, porządny gość, którego ojciec zapewne nie knuje, jak stać się nieśmiertelnym.
    Dobra, końcówki się w ogóle nie spodziewałam! Moim zdaniem to Elsa jest zdrajcą! Nigdy jej za bardzo nie lubiłam!
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :*:*:*
    Cóż jak ja dobrze rozumiem Jaspera ! Też nie znoszę być lekceważona i pomjana!
    Co do mocy... uważam, że nie mają dostatecznie dużo mocy.. w końcu przy stworzeniu zaklęcia wiedźmy poumierały ( o ile dobrze pamiętam).
    Cieszę się, że Daniela ruszyła na przód z seksownym panem weterynarzem :)
    Ciekawe co wyniknie z ich relacji!!
    Z tym zdrajcą mnie zaciekawiłaś! I tak mam dwa typy : Elsa i Roxanne. Ta pierwsza od początku jest tajemnicze i dziwna, a ta druga cóż... Ona mogłaby wejść z Simonem w jakiś układ, żeby np. chronić dzieci. :D
    Jak zwykle trzymasz poziom :D
    :*

    OdpowiedzUsuń
  3. O kurcze, ale mnir zaskoczylas na końcu! Na początku nie mogłam skojarzyć o co chodzi, dopiero później coś zaskoczyło i aż się przerazilam. A było tak pięknie. Kto jest tym cholernym zdrajcą? Zabilabym -.- tyle pracy na marne, a najlepsze jest to, że chodzi o osobę bliską, może nawet rodzinę! Wszyscy są tak związani a ktoś i tak zdradził. Mam nadzieję, że to nie skomplikuje za bardzo finalnych planów zniszczenia zegarka,bo są już tak blisko!
    Jaspera jak najbardziej rozumiem i spodobał mi się jego upór i chęć wytłumaczenia i mamie i Nessie jak się czuje. Mam nadzieję że teraz będzie tylko lepiej w stosunkach jego i mamy, jak i jego i Nessie. Bardzo dobre pytanie zadał. Czy dziewczyny mają na tyle mocy, by zniszczyć zegarek?
    No i Daniela i Nate! Podoba mi się ten pairing! W końcu sobie odpuści Raya. Osobiście myślałam że odegra on większą rolę w życiu dziewczyn, ale cieszę się, że Daniela próbuje się szybko po nim pozbierać.
    Nieźle pokierowalas opowiadanie! Biorę się za kolejny rozdział pełna ciekawości jak to się wszystko dalej potoczy. :)
    Piszesz i budujesz akcje cudownie! Szkoda, że prawdopodobnie nie zdecydujesz się na drugą część. Ale kto wie, może jeszcze jest nadzieja? Nie dziś, nie jutro, ale kiedyś? Trzymam kciuki za Twoją dalszą twórczość o czym pewnie wspomnę jeszcze kilka razy i na sam koniec! Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń