– ROZDZIAŁ XXXIV –
FESTIWAL TALENTÓW
Każdy mieszkaniec Glovemarks zmierzał tego popołudnia do
jednego miejsca – parku
mieszczącego się w centrum miasta. Festiwal Talentów nie mógł przejść obojętnie
szczególnie dlatego, że była to jedna z nielicznych imprez w miejscowości.
Każdy cieszył się, że chociaż w ten weekend szarą codzienność zastąpi choć
chwila niecodziennej rozrywki.
Park wyglądał inaczej niż zwykle, mimo że nie było wszędzie
porozwieszanych serpentyn i balonów. Na środku znajdowała się scena, na której
miały odbywać się występy wedle ustalonego harmonogramu. Po dwóch stronach,
przy alejkach lip, ustawiono stoiska z wszelkimi przysmakami domowej roboty, z
ręcznie robioną biżuterią, z naczyniami glinianymi oraz z bukiecikami
fantazyjnie oplatanymi wstążkami. Każdy kto tylko coś potrafił i chciał to
pokazać, zgłaszał się do organizatora, a on przydzielał tej osobie stoisko lub
zapisywał go do listy występów.
– Czyli mówisz, że gdybyś była organizatorką,
latałabyś teraz z miejsca na miejsce? –
zapytał Nate, wskazując na Amandę Walles, która z plikiem kartek biegała od
stoisk do ludzi zajmujących się oświetleniem sceny. Włosy, które wcześniej
upięła w stabilny kok, teraz były rozwiane na wszystkie strony
– Tak –
odparła Daniela, śmiejąc się. Nie mogła uwierzyć, że jeszcze przed ponad
tygodniem jej marzeniem, a wręcz twardym celem, była właśnie taka praca. Teraz
zdała sobie sprawę, że przyjmowanie nadmiaru obowiązków nie jest najlepszym
postępowaniem. – I cieszę się,
że nie zdążyłam się zapisać.
Szli wzdłuż alejki, zatrzymując się przy każdym stoisku i
degustując przysmaki i oglądając rękodzieło.
– Jak byłem mały starałem się sprzedawać
figurki takie jak te – wskazał
na gliniane postaci bałwanów, słoni i krokodyli. – Tyle, że moje były z masy cukrowej, a koła
samochodu miały kształt siedmiokąta nieforemnego.
Zaśmiała się głośno, starając sobie wyobrazić małego Nate’a w
takiej sytuacji.
– Nie śmiej się! – zawołał, udając obrażonego. – Miałem osiem lat i byłem bardzo
zdesperowany! Zbierałem pieniądze na prawdziwy samochód.
– To prawie jak ja, kiedy zrobiłam lemoniadę
i chciałam ją sprzedawać na podwórku. Naoglądałam się bajek, w których tak
właśnie robiły dzieci i chciałam zrobić to samo z przyjaciółkami.
Zaśmiali się oboje, jednak zaraz Daniela zamarła, widząc przy
następnym stoisku Raya.
– Cześć – powiedział, też ją spostrzegając. Miał ręce w kieszeniach
czarnej bluzy, a na twarzy uśmiech zadziorny jak zwykle.
Nate przesunął spojrzeniem z chłopaka na Danielę.
– Cześć – bąknęła i instynktownie złapała Nate’a za rękaw, odciągając go
od tego miejsca. On nie protestował, prowadzony do stoiska po drugiej stronie
alejki. Nie odezwał się ani słowem dopóki tam nie doszli.
– Twój eks? – zapytał zupełnie normalnie, nie z zaciekawieniem, ani z
wyższością, ani z pobłażaniem.
– C-co? – zapytała Daniela, jakby wybudziła się z głębokich rozmyślań.
Odwróciła się, podążając za wzrokiem Nate’a i znowu dostrzegła Raya, który nie ruszył
się z miejsca, jednak obrócił się tak, że patrzył na nich. – Nie! Nie. Na szczęście nie.
Zaczynała być wściekła, że gdy tylko odzyskiwała wewnętrzny spokój,
zawsze musiał pojawiać się on. Lub musiała o nim usłyszeć. Ray ją denerwował i
wytrącał z równowagi najbardziej teraz, gdy postanowiła nie mieć z nim nic
wspólnego. Nie chciała psuć sobie dobrego nastroju szczególnie, że w
towarzystwie Nate’a czuła się, mimo początkowego zażenowania, zupełnie
swobodnie. Przy nim mogła myśleć jedynie o codziennym świecie, którego
doświadczają wszyscy ludzie nie mający pojęcia o magii. Jednocześnie nie był
dla niej prostym rozwiązaniem; nie potrafiłaby tak o nim pomyśleć. Swoją osobą
inspirował ją, zachęcał do rozwijania samej siebie, a także zwracał uwagę na
rozrywkę. I tym wszystkim działał sobą na nią zupełnie nieświadomie.
Nate miał ciągle pytającą minę, jednak był na tyle uprzejmy, że
nie ciągnął tematu.
– Chodź tam, zobaczymy kto trafi we wszystkie
koła – powiedziała, wskazując
na stoisko z grą, gdzie wykupywało się pięć gumowych piłek i rzucało się w
wywieszone trzy koła. Uśmiechnął się wesoło i gdy tylko spojrzała na niego,
odzyskała dobry humor.
Ray ciągle spacerował po parku, w zasadzie nie mając nic innego
do roboty. Ojciec i wuj wrócili niedawno z wycieczki szukania czarownicy i mimo
że przyjechali bez niej, Simon był ostatnio w najlepszym humorze. Podgolił
brodę, przestał pić i powiedział dyrekcji szkoły, że jego urlop zdrowotny się
skończył. Ray nie miał pojęcia co było tego powodem, ale ojciec najwyraźniej
nie zamierzał go wtajemniczać. Szczerze mówiąc, nie był tym zaskoczony,
wiedział ze gdy tylko ojciec dowie się, że on go zdradził, już w życiu nie
powierzy mu niczego cennego.
Przechodził z jednego miejsca do drugiego mając nadzieję, że
wkrótce zdarzy się coś ciekawego. Spostrzegł Danielę i już myślał, że zabawi go
rozmową, ale ona nawet do niego nie podeszła. Nie był tym szczególnie
zawiedziony, bo w życiu by nie przyznał, że jego męska pewność siebie została
ubodzona brakiem zainteresowania ze strony dziewczyny, której wiedział, że się
podoba. Właściwie nie wiedział dlaczego wcześniej tego nie wykorzystał. Mógł
się dobrze bawić.
– Alice – wyrwało się z jego ust dokładnie w tej samej chwili, w której
się odwrócił i praktycznie wpadł na dziewczynę trzymającą za rękę jego kuzyna. – Co za niespodzianka.
Widział, że Damian marszczy brwi nieufnie, jednak Ray nie
przejął się tym zupełnie. Przeświecił spojrzeniem brunetkę, która natychmiast
odwróciła wzrok.
Uśmiechnął się z satysfakcją.
– Minął czas, zanim ostatnio się widzieliśmy.
Otworzyła szeroko oczy, zaniepokojona jego słowami, a on
natychmiast pojął skąd u niej ta reakcja. Alice musiała jeszcze nie powiedzieć
swojemu chłopakowi, że dzielili pocałunek. A to odkrycie jeszcze bardziej wprawiło
go w fantastyczny humor.
– Kiedy się widzieliście? – zapytał Damian powierzchownie beztrosko,
jednak w gruncie rzeczy powiedział to z podejrzliwością.
Ray przesunął spojrzeniem z kuzyna ponownie na Alice, która nie
wiedziała jak wyjść z sytuacji, ściskając wargi.
– No, Alice, nie zwężaj tak ust, ostatnio
robiłaś coś zupełnie odwrotnego.
Alice rzuciła Rayowi wściekłe spojrzenie, ale to nie zdjęło z
jego twarzy tryumfującego uśmiechu. Minęła długa sekunda ciszy, dopóki do
Damiana dotarło co oznaczały słowa kuzyna.
Jego zaciśnięta w pięść ręka wystrzeliła do góry, celując Raya
prosto w nos. Ten odgiął się nieco do tyłu, po czym z wściekłością rzucił się
na Damiana, a raczej rzuciłby, gdyby nie przeźroczysta ściana, która nagle
dzięki Alice wyrosła między nimi. Oboje odbili się od niej i upadli, a ludziom,
którzy przyglądali się ich sprzeczce, wydawało się, że odbili się od siebie
głowami.
Alice natychmiast usiadła przy Damianie, jednak gdy on na nią
spojrzał, spostrzegła w jego oczach tak duże rozczarowanie, że natychmiast
pojawiły się w jej oczach łzy.
Wyrwał się jej i wstał i ruszył w tłum, nie odzywając się do
niej słowem. Zrozpaczona odwróciła się w stronę Raya, który już podniósł się,
wycierając rękawem krew z nosa.
– Dlaczego to zrobiłeś?! – krzyknęła.
– Nie wiń mnie za rzeczy, które ty powinnaś
zrobić – odparował, podchodząc
bliżej. – Właściwie dlaczego
tego nie zrobiłaś? Bałaś się reakcji Damiana, czy może raczej nie chciałaś się
przyznać, że ci się…
– Och, zamknij się! – przerwała mu ostro. Miała rozwiane włosy i
przyśpieszony oddech z emocji, a on upajał się jej widokiem. – Nie chcę z tobą żadnej relacji, rozumiesz?
Odwróciła się, zostawiając go samego i podbiegła za Damianem.
Trudno było go jej odnaleźć wśród tłumu, jednak wiedziała w którą stronę za nim
podążać. Na pewno chciał wrócić do domu.
– Damian! – krzyknęła, dostrzegającego kilka metrów przed sobą. Nie
odwrócił się. – Damian! – powtórzyła, doganiając go. Złapała go za
rękaw, by się nie wyrwał. –
Poczekaj, porozmawiajmy!
– O czym chcesz rozmawiać? – zapytał, przystając. Jego głos był pełen
bólu, żalu i wściekłości, jednak najgorszy był widok jego oczu, które nie
patrzyły na nią ciepło jak zawsze. Były paląco zimne. – O tym, że całowałaś się z Rayem? O tym, że
mi o tym nie powiedziałaś? Czy o tym, że musiałaś tworzyć niewidzialną ścianę,
bym go nie pobił?
Przerażona, nie wiedziała co powiedzieć. Czuła się fatalnie.
Nie było tak, że chciała zataić przed nim pocałunek z Rayem. Nienawidziła
kłamać, ale starała się przygotować się na takie wyznanie.
– Nie stworzyłam jej by go bronić – odparła. – Nie chciałam byście sobie zrobili krzywdę z mojej winy.
Widziałam wasze miny.
– To nie było twoje największe wykroczenie.
Przegryzła wargę ze zdenerwowaniem. W dalszym ciągu nie
puszczała rękawa koszuli Damiana.
– Przepraszam – powiedziała głośniej niż zamierzała. – Wiem, że powinnam była ci powiedzieć. Ale
ostatnio miałeś dobry humor, kiedy byłeś ze mną i nie chciałam tego psuć. A on
wtedy… zaskoczył mnie. W jednej chwili rozmawialiśmy, a w drugiej…
– Przestań – przerwał jej sucho. –
Nie chcę znać szczegółów.
– Ale musisz je poznać. Ja bym w życiu tego
nie zrobiła, wiesz o tym. Danieli się podobał, jest twoim kuzynem, a ja… kocham
ciebie.
Dobiegł ich dźwięk telefonu Damiana, jednak oboje go
zignorowali.
– Jeśli tak, to dlaczego mi nie powiedziałaś?
I nie mów, że przez mój dobry humor.
Westchnęła, rozjaśniając umysł.
– Wiedziałam, że będziesz zły.
– To dobrze! – zawołał. –
Gdybym nie był, oznaczałoby to, że mi na tobie nie zależy!
Zamilkła, a on dalej czekał, krzyżując ręce.
– Może… – zaczęła. – Nie
chciałam byś mi zarzucił, że coś mnie z nim łączy.
Uniósł brew.
– A łączy?
– Nie! –
zawołała żarliwie natychmiast. –
To ciebie kocham.
Spojrzał na nią, próbując odgadnąć czy mówi to szczerze.
– Ciebie – powtórzyła. –
Nie dbam o Raya. Jestem mu wdzięczna za pomoc w uratowaniu brata, ale to
wszystko. Powiem ci to co jemu: nie chcę z nim żadnych relacji. Chcę je mieć z
tobą. Ściślejsze niż z nikim innym.
W innej sytuacji, przyciągnął by ją do siebie blisko i
pocałował, aż jej serce zaczęło by bić jak oszalałe. Ale nie mógł tego zrobić,
kiedy przed jego oczami stał Ray. Dalej milczał, a jego telefon ponownie
zadzwonił. Sięgnął do kieszeni.
– Mamo, to nie jest właściwa pora, oddzwonię – powiedział szybko do telefonu.
– Nie –
odparła stanowczo Elsa. –
Zegarek zniknął.
Damian zamarł, jakby właśnie stanął przed nim olbrzymi smok.
Jego oczy otworzyły się tak szeroko, że natychmiast Alice zaniepokoiła się
mocno. Nie potrafił się poruszyć.
– Co? –
zapytał, odzyskując mowę. – Jak
to?
– Zniknął – powtórzyła Elsa, zaniepokojonym głosem. – Nie ma go w Gritmore.
Herald stał przy oknie, oparty o parapet i trzymał w ręce
okrągły przedmiot. Przyglądał mu się uważnie z każdej strony, starając się go
porównać z fałszywym egzemplarzem, który oglądał jeszcze nie tak dawno.
– No już, starczy – powiedział Simon, podchodząc do brata i
wyjął mu z dłoni zegarek. –
Jeszcze ktoś cię zobaczy przez okno.
– Nie przesadzaj – prychnął Herald, patrząc jak brat ściska w
dłoni przedmiot jakby bał się, że zaraz go straci. – Jeszcze nikt nie podejrzewa, że zniknął z
Gritmore, jeśli wierzyć twojej wspólniczce.
Simon schował naszyjnik do kieszeni spodni.
– W każdym razie i tak musimy się śpieszyć – odparł. – Byle tylko Roseann przyjechała prędko.
– Myślisz, że tak zrobi? – powątpiewał Herald, głaszcząc sobie brodę.
Podszedł do stolika i nalał sobie do kubka kawy z czajnika.
– Musi –
odpowiedział twardo Simon, jednak z minimalną nutą obawy. Nie był pewny czy
czarownica zjawi się na jego wezwanie, jednak przez telefon zawiadomiła go, że
sprawdzi, czy jej nie okłamuje. Musiała więc przyjechać.
Chwilę później pod dom zajechał samochód, a w następnej drzwi
otworzyły się jednym skinieniem ręki czarownicy. Roseann z gracją i pewnością
siebie weszła do salonu. Miała na sobie obcisłe legginsy, czerwony top i
skurzaną kurtkę, a na stopach tradycyjnie ogromne obcasy. Jej mina, mimo
realnego zaciekawienia, jednoznacznie wskazywała, że jeśli Simon nie posiada
naszyjnika, ogarnie ją żądza mordu.
– Lepiej żebyś miał ten przeklęty zegarek – parsknęła.
Simon niezauważalnie przełknął ślinę i sięgnął do kieszeni.
Wyjął z niej obiecany przedmiot i wręczył go czarownicy.
Przyglądnęła mu się bacznie, obracając go kilkakrotnie, jednak
zajęło jej to mniej czasu niż przed chwilą Heraldowi, a wcześniej Simonowi.
– Zawiera zaklęcie – przyznała obojętnie i
podniosła znad niego głowę. –
Oby nie była to kolejna sztuczka.
Jej głos, ostry, przenikliwy i dźwięczny wprawił ponownie
nauczyciela w chwilę obawy.
– Zaręczam, że nie.
– Na nic mi twoje zaręczanie, jeśli to
zaklęcie nas zabije – bąknęła,
jednak schowała zegarek do kieszeni kurtki, co nie bardzo spodobało się
Simonowi. – Dobra, nie mamy
czasu, spróbujemy.
Herald bez słowa poszedł po kronikę Fridericka, a Simon zatarł
ręce z zadowolenia. Złapał z fotela kurtkę, kiedy Roseann zagrodziła mu drogę.
– Teraz daj mi dowód, że twoja zapłata jest
realna – wycedziła przez zęby.
Niechętnie podszedł do komody. Wiedział, że Roseann tego zażąda
i choć trudno mu było zdradzać jej sekret, który utrzymywał nawet przed swoim
bratem, musiał to uczynić. Jakby a to nie patrząc, w dalszym ciągu będzie
potrzebował czarownicy, a która jest bardziej lojalna od tej, która posiada
taki sam zysk co on?
Wyjął z ostatniej szuflady brązową kopertę. Wyglądała zupełnie
niewinnie, jakby zawierała jakiś plik dokumentów lub wypracowania do
sprawdzenia. Podał go kobiecie, która natychmiast sprawdziła jej zawartość.
Widząc przed sobą bardzo starą mapę, uśmiechnęła się satysfakcjonująco.
Schowała karty do koperty w tym samym momencie, w którym wrócił
Herald z kroniką.
– Zbieramy się – zarządził.
_________________________________________
Hej!
Wybaczcie, że jestem tak późno! Miałam remont w domu, a to
oznaczało, że odcięto mi Internet! Ale już jestem i dodaję szybko rozdział. Nie
wnosi nic wielkiego, ale musiałam zawrzeć te sceny przed tym co nas czeka w
następnych dwóch rozdziałach. Piszcie, co o tym sądzicie!
Pozdrawiam! :*
Bardzo fajny rozdział :)
OdpowiedzUsuńKochana, Zapomniałam o Tobie! Serio, jestem teraz tak zawalona wszystkim, ze na śmierć zapomniałam skomentować! Ja nie wiem, jak ja Ci to wynagrodzę!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam już dwa tygodnie temu, więc mój komentarz może być trochę ogólnikowy, bo szczegółów mogłam zapomnieć xD
W każdym bądź razie teraz już na sto procent wiem, ze nie cierpię Raya! Jest tak fałszywy, że mi się to w głowie nie mieści! Z tego co pamiętam, to sam ją sprowokował do pocałunku, a teraz zrzuca winę na nią. I wydaje mi się, ze robi to z czystej zazdrości i złośliwości, bo Alice nie kocha jego, tylko Damiana.
A co do sprawy naszyjnika i samych Bryant'ów to oni przypominają mi takie złe, knujące szczury z bajek xD naprawdę mam takie wrażenie, a wiedźmy boją się jak takiego złego kocura, co są na jego łasce. Chyba tylko za to lubię postać Roseann. Potrafi postawić do pionu zarówno Simona, jak i Heralda.
Lecę do następnego :D
No to się porobilo! Ray zachował się jak totalny dupek. A Damian źle zareagował na informacje o pocałunku, ale no nie ma co mu się dziwić... Tylko po zapewnieniach Alice odnośnie jej miłości i tego, że nic nir łączy ja z Rayem, i że to on ją pocałował a nie ona niego, powinien ją zrozumieć. Mam nadzieję że złość z czasem mu przejdzie.
OdpowiedzUsuńTego się obawialam, zegarek w rękach wroga, niedobrze... Jeszcze ta czarownica chętna do pomocy. Ciekawe jak potoczą się dalsze losy! Czuję, że jeszcze dzisiaj skończę to opowiadanie. Chyba że znowu sobie odloze, ale czuję, że ciekawość wygra :D
Buziaki!! Julss